Niestety coraz częściej, my widzowie, czyli zwykli prości ludzie, zostajemy bombardowani megakasowymi produkcjami, które oprócz doborowej obsady oraz rewelacyjnych efektów specjalnych nie mają
Niestety coraz częściej, my widzowie, czyli zwykli prości ludzie, zostajemy bombardowani megakasowymi produkcjami, które oprócz doborowej obsady oraz rewelacyjnych efektów specjalnych nie mają nam nic innego do zaoferowania. Powyższa teza również sprowadza się po części do najnowszego dzieła Timura Bekmambetowa. "Wanted" czyli tytułowi "Ścigani" to kasowy oraz efekciarski film z Angeliną Jolie oraz Jamesem McAvoyem, jak również typowy przykład na to, jak można zmarnować ogromny potencjał oraz zrobić płytkie kino rozrywkowe, jakich pełno w dzisiejszych czasach. Bardzo przykro mi to mówić, ponieważ jestem zwolennikiem tego typu kina i bardzo rzadko dostrzegam w takich produkcjach błędy lub, co gorsza, nielogiczności, a tych drugich w omawianym przeze mnie filmie jest dość sporo, ale zacznijmy od początku. "Wanted" opowiada historię Wesleya Gibsona (James McAvoy) zwykłego doradcy finansowego, który jest kompletnym nieudacznikiem. Jego życie to pasmo nieszczęść, posiada zdradzieckich przyjaciół, dziewczynę której nie kocha, pracę która zamiast cieszyć, przysparza mu kłopotów oraz, co najważniejsze, problemy ze stresem, ale czy na pewno? I tak by pewnie wyglądało całe życia naszego głównego bohatera, aż do samej śmierci, gdyby nie pewien bunt, czyjaś nieoczekiwana śmierć, w wyniku czego Wesley Gibson, chcąc nie chcąc, porzuca swoje dotychczasowe życie i wstępuje do bractwa. Tak miej więcej wygląda początek fabuły filmu. Na pierwszy rzut oka wydaje się logiczna i niezbyt skomplikowana, lecz to tylko pozory. Im dalej w las, tym opowieść robi się coraz bardziej naciąga oraz pokręcona, co niestety nie wróży zbyt dobrze produkcji. W pewnym momencie można się zgubić i zastanawiać, co my takiego właściwie oglądamy. Ale nie to jest najgorsze. Śmierć Crossa (Thomas Kretschmann), jednego z pobocznych bohaterów, miała być zwrotem akcji, a była tylko wielką pomyłką. Właśnie od tego momentu fabuła staję się coraz mniej logiczna dla zwykłego widza. Kolejnym minusem filmu jest narracja. W postać narratora wciela się sam pan Wesley, który opowiada nam swoją historię. Na ogół pomysł ten się sprawdza i w wielu innych produkcjach jest zazwyczaj dobrą stroną filmu, lecz nie tym razem. Nie wiem, czy to wina aktora, czy tylko moje urojenie, ale wstawki opowiadane przez głównego bohatera są po prostu nudne i senne. Nie są ani ciekawe, ani intrygujące albo choćby po prostu naturalne, tylko irytujące. To samo tyczy się niektórych dialogów oraz słownictwa. Może większość ludzi bawi ostre oraz sarkastyczne słownictwo, ale nie mnie. Zdecydowanie było zbyt dużo wulgaryzmów. Nie potrafię również zrozumieć, po co w takim filmie sceny erotyczne, które są raczej śmieszne. Założę się, że bez nich film byłby o niebo lepszy, a nie zniechęcał już po 15-stu minutach seansu. Mam mieszane uczucia, co do gry aktorskiej. Na pochwałę na pewno zasługuje Angelina Jolie, która jako Fox spisała się bardzo dobrze, czego zresztą, po takiej gwieździe, można było oczekiwać. Również Morgan Freeman jako Sloan, zagrał na poziomie. Zresztą już od jakiegoś czasu bardzo dobrze wychodzi mu odgrywanie ról czarnych charakterów. No i wreszcie, James McAvoy. Niestety niezbyt wiele można o nim powiedzieć, a jeśli już, to na jego niekorzyść. Jako jedyny aktor nie umiał się wpasować do swojej roli, a jego miny czy krzyki prędzej wywołały u mnie śmiech niż pożądany efekt. Nie próbuje zarzucić tutaj, że chłopak nie ma talentu, lecz w moim mniemaniu po prostu nie pasuje do tej roli. To najpoważniejszy błąd filmu. Reżyser powinien obsadzić kogoś innego, bardziej poważnego niż pana Jamesa McAvoya. Teraz o dobrych stronach produkcji. Niewątpliwie najmocniejszą stroną filmu są świetne efekty specjalne, znakomity pomysł z bractwem oraz ponadprzeciętnymi ludźmi. Sceny pościgów bądź strzelanin są niemalże, w mojej opinii, oscarowe. Podkręcanie pocisków, ponadludzka szybkość, efekt lecącej kuli czy spowolnienia czasu - to tylko niektóre z zaoferowanych w filmie "ciekawostek". Warto także wspomnieć o scenografii oraz charakteryzacji bohaterów, która również jest bardzo przyzwoita. Wygląd członków bractwa, jak również samej lokacji, w której znajduje się owa organizacja, jest, mówiąc bez przesady, rewelacyjnie wykonany. Dodaje to filmowi niecodziennej atmosfery. W produkcji znalazły się też takie sceny, o których nie sposób nie wspomnieć. Sekwencje przedstawiające trening Wesleya bądź historię niektórych członków bractwa są bardzo interesujące oraz nie pozwalają się nudzić podczas seansu. Szkoda tylko, że dowiadujemy się jedynie o przeszłości Fox oraz pana Sloana, ponieważ myślę, że historie innych członków byłyby równie absorbujące, a na pewno znacznie ciekawsze niż 15 początkowych minut filmu. Zastanawiam się, do kogo obraz był adresowany i komu mógłby się spodobać, i nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno film "Wanted" znajdzie zarówno zagorzałych fanów jak i przeciwników. Dla mnie osobiście dzieło w wielu aspektach traci przez niedociągnięcia oraz mało rozbudowany pomysł, który naprawdę, de facto był rewelacyjny. Skrócony i spłycony do granic możliwości scenariusz mógł zostać wzbogacony o historię Crossa, wcześniejsze wydarzenia z bractwa, kiedy to działania wspomnianego bohatera (Thomas Kretschmann) doprowadziły niemal do upadku całej organizacji. Mogłyby to być jedynie wspomnienia, które jakże rozbudowałyby omawiane dzieło i nacieszyły nasze oko. Jestem trochę rozczarowany oraz poirytowany filmem "Wanted". I to nie dlatego, że to produkcja pozbawiona sensu, ale po takiej obsadzie spodziewałem się ambitnego kina rozrywkowego, a dostałem zwykły efekciarski obraz, o mocnym słownictwie oraz naciąganej fabule, stworzony i dedykowany ludziom mało wymagającym oraz niewybrednym.