Recenzja filmu

Vase de noces (1974)
Thierry Zéno
Dominique Garny

Rolnik szuka żony

Na porządku dziennym jest tam kanibalizm, wzajemne odgryzanie sobie ogonów czy też uszu.
Miłość do zwierząt jest jak najbardziej godna pochwalenia. Nie należy jednak przesadzać. Warto zachować umiar i nie traktować tego hasła za poważnie. Niektórzy jednak nie potrafią się powstrzymać. Miłość, jak to mówią, jest ślepa, a czasami lepiej, żeby było odwrotnie. Ukazywanie miłosnej konsumpcji z udziałem zwierząt uchodzi za temat tabu. Są jednak twórcy, którzy łamią tę zasadę. Jednym z nich był Thierry Zéno. Ten belgijski twórca zasłynął głównie przez jedne ze swoich filmów. Mowa tu o "Vase de Noces" z roku 1974. Obraz ten uważany jest do dziś za obrazoburczy i nieraz miał problem z uzyskaniem pozwolenia na emisję. Do dziś pozostaje zakazany w Australii jako łamiący tamtejsze prawo. Dzieło Zéno zawiera bowiem elementy zoofilii oraz koprofagii. Nie stroni również od scen zawierających przemoc względem zwierząt. Nie powinno więc dziwić, że większość osób uważa go za kontrowersyjny. Na pewno nie jest to pozycja dla każdego, a jeśli już ktoś się zdecyduje na seans, powinien mieć świadomość, z czym ma do czynienia.

Bohaterem filmu jest pewien młody, bezimienny mężczyzna (Dominique Garny). Mieszka on samotnie na farmie, można zatem domyślać się, że jest jakimś rolnikiem. Oprócz zwierząt posiada on także jakiś stopień upośledzenia umysłowego. Do jego codziennych zajęć należy zbieranie własnych odchodów i przechowywanie ich w słoikach, obcinanie głów swojemu inwentarzowi czy też mocowanie głów lalek do gołębi. Jego hobby mają zatem ciekawy zasięg. Ulubioną jednak jak się wydaje czynnością, jest opiekowanie się pewną maciorą. Mężczyzna ma na jej punkcie obsesję i wykorzystuje każdą chwilę do tego, by dotykać świni. Uczucie swe eksponuje przez delikatne masowanie jej wymion. W końcu dochodzi także do międzygatunkowego zbliżenia. Po jakimś czasie maciora rodzi prosięta. Nasz protagonista zabiera je od matki i próbuje odchować samemu. Karmi je mlekiem przy pomocy łyżki. One oczywiście wolą ssać wymiona. Farmer wpada przez to w gniew i uśmierca warchlaki, które nie chcą go kochać. Wówczas to maciora wpada w szał i zaczyna kwiczeć, a następnie umiera, topiąc się w błotnistej kałuży. Powoduje to załamanie nerwowe rolnika, który po skonsumowaniu własnych ekskrementów, popełnia samobójstwo. Ostatnia scena to symboliczne uniesienie jego ducha ku niebu.

Film określany jest mianem mieszanki horroru i romansu. Nie jest to jednak zgodne z jego treścią. Nie ma tu żadnych, budzących strach scen. Jedyne odczucie, jakie może on budzić, jest obrzydzenie, a nie lęk. Określenie go mianem romansu również może powodować wątpliwości. Jak bowiem nazwać romansem sytuację, w której człowiek uprawia seks ze świnią? Nie ma tu miejsca na żadne uczucie, czy relację. Świnia to świnia i nie jest ona zdolna do wyższych, abstrakcyjnych emocji. Kwalifikowanie obrazu belgijskiego twórcy jako romans należy zatem uznać za formę żartu. Sam fakt fascynacji zwierzęciem można jednak uznać za zasadny, jeśli tylko świnia pochodzi z dobrego miotu. Świnie mogą służyć jako zwierzęta domowe. Ich miejsce jest jednak głównie w chlewie lub kałuży błota. Bieganie na golasa za maciorą nie należy jednak do popularnych rozrywek. Zéno postanowił jednak ukazać nam ów proces i naprawdę trudno doszukać się w tym planie jakiegoś sensu. Jedynym celem przyświecającym produkcji wydaje się chęć zaszokowania widza. Jest to jednak za mało by zasłużyć na miano dzieła awangardowego. Jest to bardziej filmowy eksperyment, mierzący wytrzymałość widza na sceny opierające się na taniej eksploatacji.

Niewiele osób o tym wie, ale nie takie rzeczy dzieją się w chlewach. Na porządku dziennym jest tam kanibalizm, wzajemne odgryzanie sobie ogonów czy też uszu. Podejrzewam, że prawdziwe obrazy z hodowli są o wiele bardziej szokujące niż te ukazane w "Vase de Noces". Jedynym pozytywnym aspektem produkcji jest sfera techniczna. Jest to dobrze nakręcony film, pełen sugestywnych obrazów. Wygląda bardzo realistycznie, tym większy może budzić wstręt. Aktor grający farmera również wypada dobrze. Jego rola może skłaniać do refleksji na temat tego, gdzie leżą granice dobrego smaku oraz artystycznego poświecenia. Świnia natomiast zagrała siebie i również wypadła w tej funkcji wiarygodnie. Jej nieśmiałe kwiczenie jest jedynym subtelnym elementem produkcji. Nie ratuje to jednak ogólnego, negatywnego wrażenia. Trudno odnaleźć jakąkolwiek myśl w przedstawionych wydarzeniach i obrazach. Film wpasowuje się na pewno w stylistykę spod znaku "Nie takie rzeczy żeśmy ze szwagrem robili", ale jest to za mało, by komukolwiek go polecić. Być może gdyby autor poszedł w bardziej komediową stronę, tworząc coś w rodzaju satyry bądź groteski, efekt byłby lepszy, lecz są to tylko akademickie rozważania. Ostatecznie pozostaje on ledwie ciekawostką, dla tych którzy szukają w kinie dziwacznych doznań.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Vase de noces
Vase de noces film który miał premierę 11 kwietnia 1975 na Festiwalu Debiutów Filmowych w Nowym Jorku... czytaj więcej