Dawno, dawno temu, w poświęconym grom wideo piśmie "Neo", pojawiła się recenzja jednej z najwybitniejszych produkcji w historii elektronicznej rozrywki - "Final Fantasy VII". Jej ramą była mantra autora: Idź i kup "Final Fantasy VII", opatrzona adnotacją, że właściwie cały tekst mógłby się składać z repetycji powyższego zdania. Recenzja filmu Marcina Korneluka także mogłaby się składać wyłącznie z powtórzeń frazy: Idź i obejrzyj "Taxi A". Dodałbym tylko srogie "koniecznie!", gdyż podobnego kuriozum nie uświadczycie w kinie przez kolejną dekadę.
Film jest tak niewiarygodnie zły, że nie wiadomo nawet, od czego zacząć. Ubrana w formę moralitetu opowieść o wpływowym przedsiębiorcy, który traci dorobek życia, a następnie adaptuje spróchniałą łódkę na wodną "taksówkę", to trwający o półtorej godziny za długo seans reżyserskiej nieudolności i okrutny, scenariopisarski żart. Zaczyna się od narracyjnego skrótu, w którym widzimy, jak cegiełka po cegiełce wali się świat Andrzeja (Marian Dziędziel). A wali się lawinowo i telenowelowo – dialogi są tu na poziomie szkolnej rozprawki o deprawującej sile pieniądza, zaś "logika" jest dla twórcy równie abstrakcyjnym pojęciem co "ekspozycja". Z czasem, gdy do łódki strapionego Dziędziela wsiadają kolejni pasażerowie, jest już tylko gorzej. Nad wszystkimi wisi niewzruszone olsztyńskie słoneczko – miasto jest sfilmowane tak, jakby sam Jahwe zakładał w nim nowy Eden.
Spoglądający sentymentalnie w stronę radzieckiej metody typażu, Korneluk podrzuca nam kolejne łakome kąski: prostytuującą się studentkę, przetrąconego przez życie spawacza, małoletnią złodziejkę samochodów, rekina biznesu z laptopem na kolanach, akwizytora z ADHD, nieszczęśliwego urzędasa i dziecko wychowywane na "starą-maleńką". Wypycha im usta frazesami, obdarza wrażliwością bohaterów Paulo Coelho, zaś postać Dziędziela obdarowuje kapitałem mądrości godnym Dalajlamy. Czegóż się z jego filmu nie dowiemy! Umiesz liczyć, licz na siebie; Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada; Lepsze jest wrogiem dobrego; harda dusza w ubogim ciele; Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy; Nie każdy wesół, co śpiewa. I tak dalej, w ten deseń. Aż przydałby się w tej łódce Adaś Miauczyński ze swoim inteligenckim westchnieniem: no, ja pierdolę!. Nie wiem, dlaczego PISF dał pieniądze Kornelukowi. Nie wiem, dlaczego dystrybutor wprowadził jego obraz do kin cztery lata po blamażu w Koszalinie. Wiem natomiast jedno: idź i obejrzyj "Taxi A", idź i obejrzyj "Taxi A", idź i obejrzyj "Taxi A"...
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu