Recenzja filmu

Sztos 2 (2011)
Olaf Lubaszenko
Cezary Pazura
Borys Szyc

Nieudany skok

Kupuję "Sztos 2" jako sentymentalny powrót do przeszłości. W kategorii komedii złodziejskiej obraz Lubaszenki jest jak przegrane z kretesem pokerowe rozdanie.
"Sztos 2" reklamuje hasło "Są chłopaki, jest zabawa". Po obejrzeniu filmu mam stuprocentową pewność, że chłopaki odpowiedzialne za jego powstanie – reżyser Olaf Lubaszenko i zastęp popularnych aktorów – na planie musieli bawić się świetnie. Nowy "Sztos" wygląda jak spełniony sen wszystkich samców, którzy mentalnie nie zdążyli jeszcze zamienić spodenek na spodnie. Bohaterowie filmu nie chodzą do pracy, ale pieniędzy w kieszeniach mają więcej, niż wynosi roczny budżet paru polskich rodzin. Nocują wyłącznie w najdroższych hotelach, regularnie kursują między Zakopanem a Sopotem, a dziewczyny (i faceci) same pchają im się do łóżka.

W oryginale cała ta "cwaniacka" otoczka była zaledwie pretekstem, by opowiedzieć historię skoku na kasę. Historię, w której nie brakowało suspensu, humoru i ciekawie napisanych postaci. W nakręconym kilkanaście lat później sequelu pozostała wyłącznie otoczka. Lubaszenkę bardziej interesuje wystrój podrzędnych dancingów i wystrzałowa marynarka Janusza Józefowicza niż trzymająca widza za cojones fabuła i jak najmniej oczywiste rozrysowanie relacji między bohaterami. A przecież właśnie na tym opiera się idea heist movie – gatunku, który w zamyśle miał reprezentować "Sztos 2".  Zazwyczaj w filmach tego typu  zadajemy sobie pytania o lojalność złodziei, o to, czy do końca pozostaną wierni zasadzie "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Lubaszenko nawet nie wysila się, by zakwestionować naszą wiarę w dobre intencje Synka (powracający na ekran Cezary Pazura) i jego podopiecznego, Janka (Borys Szyc). Podsumowując, napięcia jest tu tyle co w zepsutym gniazdku elektrycznym.

Niewiele dobrego można też napisać o filmowym humorze.  Komiczna "energia" czerpie się zazwyczaj z tego, że któryś z bohaterów puentuje dialog odzywką w stylu "O kur..." albo "O żesz ja pier...". Sądząc po reakcji części publiczności na pokazie premierowym, wciąż można znaleźć ludzi, których bawi finezyjne niczym kilogram salcesonu rzucanie wulgaryzmami. W "Sztosie 2" nie zabrakło też życiowych "mądrości" z przymrużeniem oka. Przytoczę tylko jedną z pamięci, ale zaręczam, że reszta trzyma podobny poziom: Kto sparzył się na kobiecie, potem dmucha tylko zimne.  

W filmie Lubaszenki znajduję jednak coś, co sprawia, że na sercu robi się cieplej. Tym czymś jest przesiąkająca praktycznie każdy kadr nostalgia. Akcja "Sztosu" rozgrywa się na początku lat 80., a więc w czasach, gdy większość twórców filmu przeżywała swoją młodość. Choć brakowało wolności, a telewizory odbierały zaledwie dwa kanały, życie pachniało im pewnie inaczej. Intensywniej. Na playlistach królowali wówczas Andrzej Zaucha i Grażyna Łobaszewska, która śpiewała, że czas nas uczy pogody. Kupuję "Sztos 2" jako sentymentalny powrót do przeszłości. W kategorii komedii złodziejskiej obraz Lubaszenki jest jak przegrane z kretesem pokerowe rozdanie. Nie postawiłbym na niego złotówki.
1 10
Moja ocena:
3
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?