Klasa Chan-wooka polega na tym, że potrafi on sprzedać publice emocje i sedno tej historii między słowami, a narrację buduje na niedopowiedzeniach. Poza tym jest wirtuozem filmowej formy. Już
Park Chan-wook kontra Hollywood: jeden do zera. Koreański reżyser nie podzielił losu dziesiątek zagranicznych filmowców, którzy po przeprowadzce za ocean zgubili gdzieś niepowtarzalny styl, a autorskie obsesje zostawili na dnie podróżnej walizki. "Stokera" przyrządzono z dobrze znanych fanom Parka składników. Zło drąży dusze bohaterów, przemoc i seks łączy ścisły, niemalże biologiczny związek, a obrazy, na tle których rozgrywa się mroczna opowieść inicjacyjna, pieszczą gałki oczne niczym dzieła mistrzów pędzla.
Akcja filmu rozgrywa się w sztandarowej scenerii horroru gotyckiego – położonej na odludziu wiktoriańskiej posiadłości z rozległym ogrodem. Jej mieszkańcami są członkowie majętnej familii Stokerów: stateczny biznesmen (Mulroney), jego piękna i zepsuta żona (Kidman) oraz nastoletnia córka India (Wasikowska). Fabularna maszyneria rusza wraz z tajemniczą śmiercią pana domu. Na pogrzebie pojawia się niespodziewany gość – podróżujący do tej pory po świecie brat zmarłego, przystojny i uwodzicielski wujek Charlie (doskonały Goode). Choć parol zagina na niego szukająca pocieszenia wdówka, przybysz wydaje się zainteresowany wyłącznie siostrzenicą.
Relacja między Charliem a Indią przypomina zarówno taniec godowy, jak i spotkanie wilka z Czerwonym Kapturkiem. Krewny uwodzi dziewczynę, dając do zrozumienia, że zna ją lepiej niż reszta otoczenia. Że tak jak ona "słyszy i widzi więcej". Chce uczynić z niej świadomą własnych pragnień kobietę, nawet jeśli te pragnienia miałyby ją skazać na samotność i potępienie. Choć India próbuje oprzeć się zabiegom wujaszka, z czasem poddaje się jego niebezpiecznemu urokowi. Jak to mówią: ciągnie swój do swego.
Klasa Parka polega na tym, że potrafi on sprzedać publice emocje i sedno tej historii między słowami (patrz: scena gry na fortepianie na cztery ręce), a narrację buduje na niedopowiedzeniach. Poza tym jest wirtuozem filmowej formy. Już czołówka z napisami "wtłoczonymi" w krajobraz to małe dzieło sztuki. Potem jest jeszcze lepiej. Wraz ze swoim ulubionym operatorem Chungiem Chung-hoonem ("Pani Zemsta", "Oldboy") reżyser zaprzęga światło, cienie i kolory w służbie widowiska. Inspiruje się malarstwem impresjonistów, nie boi się zaskakujących zbitek montażowych, obficie korzysta z rozmyć i przenikania obrazów. Każdy kadr jest dokładnie przemyślany i odmierzony do nanosekundy. Mogę się założyć, że gdyby w ubiegłym roku Fox zainwestował w oscarową kampanię "Stokera", film zgarnąłby nominacje w większości kategorii technicznych.
Jedyny zgrzyt w trakcie seansu wywołuje finałowa wolta. Sprowadza ona bowiem "Stokera" do poziomu jeszcze jednego amerykańskiego thrillera. Warto jednak przeboleć te ostatnie dziesięć minut dla poprzedzającej je półtorej godziny świetnego kina.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu