Recenzja filmu

Spider-Man: Bez drogi do domu (2021)
Jon Watts
Artur Kaczmarski
Tom Holland
Zendaya

Na placu zabaw popkultury

Fani długo musieli czekać na kolejną część przygód Spidermana. Gdy w końcu dotarła na ekrany kin, wszyscy miłośnicy Człowieka-Pająka mogą być zadowoleni — twórcy dostarczyli naprawdę solidne
"Spiderman: Bez drogi do domu" jest bardzo mocno i czytelnie osadzony w marvelowskim uniwersum. Bazuje na nostalgii i przywiązaniu do komiksowych bohaterów. Od początku kreuje znany wszystkim fanom Marvela charakterystyczny świat. Jak to z filmami MCU bywa, mają one swój określony styl. Tak jest też i w tym wypadku. 


"No Way Home" przypomina popkulturowy plac zabaw. Film jest totalną mieszanką odniesień, odwołań i cytatów, o postaciach nie wspominając. Widz, wchodząc do tego miejsca, może albo zakochać się w mnogości intertekstualnych nawiązań, lub też zniechęcić się hermetycznością niektórych powiązań. Dla mniej obeznanych odbiorców może się to okazać przeszkodą do należytego odczytania produkcji.

Film pod kątem fabularnym nie jest skomplikowany. Warstwa emocjonalna i warsztat filmowy przesłaniają trzymający się na pajęczej nitce scenariusz. Dużo w nim bezsensownych wątków, a ich rozwiązywanie jest równie sztampowe, co zwyczajnie cringe’owe. Już sam najważniejszy twist, jest niesamowicie chwytający za serce fandomu. Bez tego film straciłby niemalże całą moc i siłę, którą oddziałuje na nostalgię.

Bohaterowie to wciąż ci sami „kumple z sąsiedztwa”. Postacie są spójne z poprzednimi filmami z tego uniwersum. Nikt raczej nie zaskakuje. Tom Holland, jako Spider-Man, nadal pozostaje uroczym chłopakiem, który z sercem na dłoni chce pomagać. Jego Peter Parker rezonuje z nastoletnimi rozterkami oraz z jego wewnętrzną walką z samym sobą. Partnerująca mu Zendaya to po raz kolejny lekko sarkastyczna, acz oddana i kochająca MJ. Cała obsada marvelowskiego widowiska prezentuje stały poziom.


Film działa swoją intertekstualnością, choć może to być też bariera. Jednak warto docenić wkład w szeroki wachlarz nawiązań, które są smaczkami integrującymi widza z utworem. Sprawiają one radość w odkrywaniu i przyczyniają się do lepszego zapamiętania całości. Nie jest tak, jak to bywa w innych filmach Marvela, że szybko uciekają z pamięci.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Spider-Man: Bez drogi do domu
Boże Narodzenie kontra Wielkanoc, cola kontra pepsi, natura kontra kultura, Spider-Man kontra Spider-Man... czytaj więcej