Nie minął nawet rok, a już do kin wkroczyła kolejna część "Zmierzchu" pod tytułem "Księżyc w nowiu". Produkcja ta była chyba jednym z najbardziej wyczekiwanych sequelów 2009 roku, i nic w tym
Nie minął nawet rok, a już do kin wkroczyła kolejna część "Zmierzchu" pod tytułem "Księżyc w nowiu". Produkcja ta była chyba jednym z najbardziej wyczekiwanych sequelów 2009 roku, i nic w tym dziwnego. Po sporym sukcesie "Zmierzchu" nakręcenie jego kontynuacji było wyłącznie kwestią czasu. Jak więc nie trudno się domyślić, "Księżyc w nowiu" również oparty jest na powieści Stephanie Meyer pod tym samym tytułem.
Niemalże wszystko zostało po staremu, ci sami aktorzy, ta sama scenarzystka, ale... zmieniono reżysera. Podziękowano Catherine Hardwicke, a zamiast niej zatrudniono Chrisa Weitza. Uznano bowiem, że poprzednia reżyserka, chociaż całkiem sprawnie poradziła sobie z ekranizacją powieści, nie oddała klimatu książki. Głosy krytyki i skargi fanów widocznie zostały wysłuchane i w ten sposób mamy nowego reżysera, który według zapowiedzi miał całkowicie zmienić serię. Jeśli chcecie się przekonać, czy były to zwykłe przechwałki, czy zapowiedź prawdziwych zmian, to zapraszam do przeczytania recenzji.
Sequel "Zmierzchu" bezpośrednio kontynuuje historię znaną z części pierwszej. Dla niezaznajomionych z serią - drobne przypomnienie. Produkcja przedstawia romans między wampirem Edwardem Cullenem a zwykłą dziewczyną Isabellą Swan. Historia skończyła się na balu i wspólnym tańcu zakochanych. Nowa część rozpoczyna się od urodzin naszej bohaterki. Bella kończy właśnie osiemnaście lat i jest o rok starsza od swojego wampirzego chłopaka. Sprawy mają się dobrze, a uczucie pomiędzy kochankami coraz bardziej rozkwita. Tylko Bella miewa koszmary na temat swojej przyszłość z młodym nieśmiertelnym. Niestety niefortunny wypadek na przyjęciu urodzinowym naszej bohaterki wszystko zmienia. Edward postanawia odtrącić od siebie ukochaną. Kłamie więc, że jej nie kocha i odchodzi, a dziewczyna pogrąża się w rozpaczy...
Tak jak w pierwszej części, scenariusz w większości zgadza się z książką, pomijając drobne zmiany. Cała produkcja przedstawiona jest w formie opowieści, której narratorem jest tytułowa bohaterka, Bella Swan. Można nawet powiedzieć wręcz, że jest pamiętnikiem, w którym Isabella zapisuje swoje przemyślenia (które notabene, niejednokrotnie usłyszymy podczas seansu). Głównym wątkiem "Księżyca" nadal jest zakazana miłość Belli i Edwarda, a sposób jej ukazywania nie różni się zbytnio od tego w pierwszej części - jest idealna, nieskazitelna, a nawet odrobinę nieszczęśliwa. Oboje cierpią z jej powodu, lecz pomimo zwątpień i przeciwności, których w tej części jest jeszcze więcej, nie rozstają się. Jakby tego było mało, o rękę Belli postanawia zawalczyć kolejny kandydat, i to nie byle kto.
W porównaniu do "Zmierzchu", "Księżyc" jest bardziej widowiskowy. Efekty specjalne prezentują naprawdę wysoki poziom. Minusem jest natomiast to, że "Księżyc" stracił częściowo klimat tajemniczości. Większość scen odbywa się w dzień, co zasadniczo wszystko psuje. Najwyraźniej Weitz wolał postawić w swojej produkcji na symbolikę oraz widowiskowość, a nie na grozę czy specyficzną atmosferę, znaną z pierwszej odsłony serii. Szkoda.
Aktorstwo w porównaniu z jedynką uległo znacznej poprawie. Aktorzy, szczególnie pierwszoplanowi, grają lepiej i z większym zaangażowaniem. Co prawda Robert Pattinson nie występuje tutaj tak często jak w "Zmierzchu", ale widać, że gra naturalniej. To samo tyczy się Kristen Stewart. W końcu oboje zagrali na poziomie swoich umiejętności. Dzieki lepszej grze, produkcja nabrała większej realności oraz stała się bardziej emocjonalna niż poprzednio.
Muzyka nie uległa zmianie. Znów usłyszy Muse, lecz tym razem piosenkę "Belong To You". Nie jest to hit na miarę "Supermassive Black Hole", ale zdecydowanie daje radę. Na liście utworów znalazły się jeszcze takie piosenki jak: "A White Demon Love Song" w wykonaniu The Killers czy "New Moon" Alexandre Desplat. Krążek polecam fanom, którzy z pewnością znajdą tam coś dla siebie.
"Księżyc w nowiu" z pewnością jest produkcją z założenia dedykowaną dla fanów książek Stephanie Meyer. Co z tymi, którzy książki nie znają lub jej po prostu nie lubią? Jeśli nie przepadasz za twórczością wyżej wymienionej pisarki, to, nie ma co się oszukiwać, film też ci się nie spodoba. A pozostali? Mogą spróbować, ale na własne ryzyko.