<a href="http://rybki.z.ferajny.filmweb.pl/" class="n"><b>"Rybki z ferajny"</b></a> to czwarty, po <a href="http://www.filmweb.pl/Film?id=677" class="n"><b>"Mrówce Z"</b></a>, <a
"Rybki z ferajny" to czwarty, po "Mrówce Z", "Shreku" i "Shreku 2", animowany komputerowo film wyprodukowany przez studio DreamWorks. Obraz, który kilka tygodni temu wszedł na ekrany amerykańskich kin, zdążył już ustanowić nowy rekord otwarcia filmu w październiku i jak na razie sprzedaje się świetnie. Czy będzie w stanie zagrozić tegorocznym przebojom "Shrek 2" oraz "Gdzie jest Nemo?" Już teraz możecie sami się o tym przekonać. "Rybki z ferajny" właśnie wchodzą na ekrany polskich kin. Oscar jest małą, gadatliwą rybką, której największym marzeniem jest zdobycie sławy i pieniędzy. Jednak praca w myjni wielorybów raczej nie daje nadziei na szybkie wzbogacenie. Sytuacja zmienia się, kiedy Oscar staje się świadkiem przypadkowej śmierci rekina - syna wpływowego gangstera Don Lino. W wyniku nieoczekiwanego zbiegu okoliczności nasz bohater zostaje wzięty za niepokonanego pogromcę rekinów i niemalże z dnia na dzień staje się najpopularniejszą postaci rafy koralowej. Jednak Don Lino planuje zemstę... Muszę uczciwie przyznać, że "Rybki z ferajny" są filmem zabawnym. Podczas projekcji żart goni żart i choć ich poziom jest bardzo nierówny to jednak przez większą część czasu bawimy się dobrze. Zgodnie z postmodernistyczną tradycją zapoczątkowaną przez "Shreka" film roi się od aluzji i nawiązań do współczesnego świata. Rafa koralowa, na której rozgrywa się akcja "Rybek", przypomina Nowy Jork, a jej centralny punkt jest odwzorowaniem Times Square z jego wszystkimi reklamami. Bohaterowie piją Coral Colę, oglądają na telebimie wiadomości podawane przez popularną dziennikarkę (w polskiej wersji głosu jej udziela Monika Olejnik w swoich kwestiach często wymieniająca nazwiska rodzimych polityków) a w wolnych chwilach mogą się udać nawet do – świecącego z reguły pustkami – podwodnego baru sushi. Nie zabrakło również nawiązań do filmów oraz zjawisk kultury masowej. Widzowie bez problemu zauważą w "Rybkach" cytaty z "Ojca chrzestnego", "Jerry’ego Maguire", "Ludzi honoru", czy "Myjni samochodowej" a w jednej ze scen pojawiają się nawet animowane wersje Christiny Aguilery i Missy Elliott, które wykonują nową wersję przeboju "Car Wash". Przez cały czas projekcji nie opuszczało mnie jednak przekonanie, że "Rybki z ferajny" mogłyby być dużo lepszym filmem, gdyby realizowano je z myślą nie o młodych, ale dorosłych widzach. Twórcy nie musieliby się wtedy hamować i na przykład otwarcie powiedzieć, iż rekin Lenny jest gejem, co obecnie jedynie delikatnie sugerują. Również odważniej mogliby czerpać z tradycji kina gangsterskiego, a nawet erotycznego – wątek Loli stwarza taką możliwość. Byłoby bardziej "hardkorowo" i kto wie, czy nie śmieszniej. Teraz też jest zabawnie. W filmie nie zabrakło scen naprawdę genialnych, jak wspomniany już bar sushi, scena z krewetką w restauracji, czy pojawienie się Sebastiana – nowego pracownika myjni, ale spora część żartów może się wydać dorosłym widzom nieco zbyt infantylna. W rezultacie powstał film, z którego – moim zdaniem – w 100% nie będą zadowolone ani dzieci – bowiem nie zrozumieją całej masy dowcipów, ani ich rodzice, gdyż tych obraz może po jakimś zwyczajnie znużyć. Owszem, zabawa jest niezła, ale po wyjściu z kina raczej nie będziemy cytować niektórych kwestii, jak to miało miejsce po premierze "Shreka". Autorami polskiej wersji językowej "Rybek z ferajny" jest sprawdzony duet, czyli Bartosz Wierzbięta (tekst) oraz Joanna Wizmur (reżyser dubbingu). Do współpracy zaprosili oni tym razem Cezarego Pazurę, wspomnianą już Monikę Olejnik oraz T-raperów znad Wisły, czyli znanych z programu "K.O.C." Grzegorza Wasowskiego i Sławomira Sześniaka. Nic więc dziwnego, że polska wersja językowa stoi na wysokim poziomie. Żałuje jednak, że nie miałem okazji obejrzeć "Rybek z ferajny" również w wersji oryginalnej. W polskim tłumaczeniu pojawia się bardzo dużo odniesień do naszej rzeczywistości oraz kultury, ale jest ich tak dużo, że z czasem zaczynają brzmieć sztucznie, zupełnie jakby zostały tam dodane przez Wierzbiętę "na siłę". Jeśli macie ochotę na lekki, zabawny i przyjemny film, który wprawi Was w dobry nastrój na najbliższych kilka dni to powinniście wybrać się do kina na "Rybki z ferajny". Nie nastawiajcie się jednak na "kilera", który pokona "Shreka" i "Gdzie jest Nemo?". Tak dobrze, niestety, nie jest.