Po przeczytaniu opisu "Ruin" na myśl przyszła mi jedna rzecz. Kolejny amerykański horror z udziałem młodych ludzi, którzy oczywiście pełnią rolę ofiary. Z początku nie miałem ochoty oglądać
Po przeczytaniu opisu "Ruin" na myśl przyszła mi jedna rzecz. Kolejny amerykański horror z udziałem młodych ludzi, którzy oczywiście pełnią rolę ofiary. Z początku nie miałem ochoty oglądać jakichś roślin, które atakują ludzi, ale po pewnym czasie zmieniłem zdanie. Po seansie moja przedwczesna opinia o filmie uległa zmianie. Dlatego apelują do wszystkich, by nie oceniali filmu po zwiastunie, opisie czy plakacie, ale dopiero wówczas, gdy go obejrzą.
Film opowiada o dwóch koleżankach, Amy i Stacy, które ze swoimi chłopakami wybierają się do Meksyku, aby odwiedzić stare wykopaliska archeologiczne. Okazuje się, że tamtejsze ruiny kryją o wiele większą tajemnicę, niż mogło się wydawać. Występuje tam bowiem niebezpieczna roślina, która z pomocą pnączy atakuje ludzi. Wtedy zaczyna się przerażająca i krwawa walka o przeżycie. Akcja filmu nie skupia się jednak tylko na chwastach. Nasi przyjaciele zza oceanu znajdują się na piramidzie Majów, z której... nie umieją zejść. Dzieje się tak dlatego, że na dole czeka na nich harda obcych wyposażonych w broń, którzy uważają ich za intruzów. Można stwierdzić, że Amy, Stacy, Jeff i Eric pozostali w sytuacji bez wyjścia. Co wybrać: żyć i walczyć z krwiożerczą rośliną, czy iść na pewną śmierć. Jak się jednak potem okazuje, przyjaciele znajdują rozwiązanie, ale bez ofiar się nie obejdzie. "Ruiny" nie są przełomem w kinematografii horroru, ale odróżniają się od filmów tego gatunku tym, że główna akcja rozgrywa się tylko i wyłącznie w dzień. Mimo to film może przestraszyć widza, co jest nie lada wyczynem. Kolejnym plusem jest miejsce akcji, którym przez prawie cały film jest piramida. Nie dość, że jest to nowością w tego typu produkcjach, co oczywiście doceniam, to powoduje, że na film nie trzeba wydawać dużego budżetu.
Co do obsady, nie ma co się oszukiwać. Żaden z aktorów i aktorek nie jest na tyle znany, że swoją osobą przyciągnąłby pielgrzymki widzów do kin. Co do tych, których widzieliśmy w tymże filmie, no cóż, według mnie nikt nie zasłużył na Oscara. Widać, że nie są amatorami, ale to nie wystarczy. W ich oczach widać strach, ale o wyrażaniu innych uczuć chyba nie mają pojęcia. Wydaje mi się, że mogli zaprezentować trochę więcej, przez co może zostaliby bardziej zauważeni. Przyznam się, że nie czytałem książki Smitha Scotta. Może gdybym ją przeczytał przed filmem, moja ocena byłaby inna, a sądząc po opiniach internautów, gorsza. A tak pomimo kilku niedociągnięć "Ruiny" w moich oczach zyskały uznanie, chociażby z powodu swojej odmienności w porównaniu z innymi filmami z tego samego gatunku. Mam nadzieję, że będzie więcej takich "innych" produkcji. Myślę, że Amerykanie idą w dobrym kierunku, jeśli chodzi o horrory, i oby tak dalej.