Francuz Alexandre Aja ma świadomość tej stylistycznej rozpiętości i finezyjnie żongluje gatunkowymi schematami. Mamy tu kino grozy i film inicjacyjny w stylu Johna Hughesa, jest satyra na światek
Daniel Radcliffe pokazuje rogi. I nie chodzi nawet o to, że wyrósł z butów Harry'ego Pottera – w końcu wyrósł już jakiś czas temu, wraz ze stonowanymi, świetnymi występami w "Kobiecie w czerni" oraz "Na śmierć i życie". Po prostu nikt wcześniej nie dał mu okazji do tak efektownych aktorskich szarż i tak nagłych zmian tonacji. Jako wiecznie wkurzony, okazyjnie zawiany, oblewający moczem figurkę Najświętszej Panienki Ig Perrish cały czas balansuje między dwoma stanami – zaskoczeniem graniczącym z szokiem oraz z trudem tłamszoną wściekłością.
Perrish ma oczywiście niezły powód do przejażdżki tym emocjonalnym rollercoasterem: jego ukochaną znaleziono martwą, społeczność małego górskiego miasteczka domaga się jego głowy, zaś prawdziwy morderca wciąż pozostaje na wolności. Przeklinając milczącego Boga, bohater dostaje to, na co zasłużył: z pomocą przychodzi mu samo piekło. Wyrastające z czoła rogi pozwalają Perrishowi manipulować ludźmi, zmuszać ich do wyznań i werbalizacji najskrytszych pragnień, a także – gdy zajdzie potrzeba – do wcielania ich w życie. Czyli materiał zarówno na horror, jak i na komedię, na satyrę i na alegoryczną bajkę o starciu z naszymi wewnętrznymi demonami.
Francuz Alexandre Aja ma świadomość tej stylistycznej rozpiętości i finezyjnie żongluje gatunkowymi schematami. Mamy tu kino grozy i film inicjacyjny w stylu Johna Hughesa, jest satyra na światek tabloidowych mediów i ogrywany na wzór Twin Peaks motyw społeczności z paroma trupami na jedną szafę. Jest świetny humor sytuacyjny i chwyty czysto horrorowe, podlane krwawym sosem. Aja idzie jednak o krok dalej i łamie zasadę stylistycznej zborności w obrębie pojedynczych scen. Świetny jest fragment z komiczną eskalacją rodem z filmów tria ZAZ, gdy banda chłopaczków wysadza petardami coraz dziwniejsze przedmioty. Albo moment, w którym Perrish, chcąc ukarać pewnego delikwenta, poleca mu zażyć cały zapas narkotyków. Gdy jednak sekundę później widzi wyładowaną po brzegi kokainą, marihuaną i tabletkami tacę, sam łapie się z przerażeniem za głowę. To momenty, w których "Rogi" są najostrzejsze, a reżyser wykorzystuje sto procent potencjału scenariusza.
Balansując na granicy kiczu, Aja z gracją realizuje kolejne, szalone pomysły. Ta filmowa zabawa, choć udziela się również widzowi, ma oczywiście zasadniczą wadę: chcąc pójść kilkoma ścieżkami jednocześnie, reżyser nie wybiera ostatecznie żadnej. Horror? Za mało grozy. Kryminał? Zbyt licha intryga. Kampowa jazda bez trzymanki? Za dużo pretensji. W obliczu tego faktu "Rogi" sprawdzają się głównie jako alegoryczna opowiastka o anielsko-diabelskich pierwiastkach ścierających się o duszę głównego bohatera. Zwłaszcza, gdy to, co diabelskie, wychodzi na prowadzenie.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu