Takie filmy jak "Rango" Amerykanie zwykli określać mianem "bizarre", co da się przetłumaczyć jako dziwaczny bądź groteskowy. Przymiotniki te mogą dziwić zwłaszcza, że mówimy o wyprodukowanej
Takie filmy jak "Rango" Amerykanie zwykli określać mianem "bizarre", co da się przetłumaczyć jako dziwaczny bądź groteskowy. Przymiotniki te mogą dziwić zwłaszcza, że mówimy o wyprodukowanej przez wielką hollywoodzką wytwórnię animacji z gwiazdami w obsadzie. "Rango" trudno jednak nazwać klasyczną bajką do oglądania całą rodziną po niedzielnym obiedzie. Tytułowy bohater – udomowiony kameleon, który na skutek nieuwagi właściciela ląduje pośrodku pustyni Mojave – wygląda, jakby był na haju: wygłasza niezrozumiałe uwagi i (cytując Freda z "Chłopaki nie płaczą") gibie się jak rezus. Swoimi wyłupiastymi paciorkowatymi oczkami gapi się na spalony słońcem świat, gdzie z każdej strony czyhają na niego niebezpieczeństwa.
Gdy bohater trafia do zabitej dechami dziury, której mieszkańcy umierają z pragnienia i strachu przed groźnymi drapieżnikami, "Rango" przybiera barwy spaghetti westernów Sergia Leone. Kinomani znają reguły panujące w śmieszno-groźnym świecie: bezimienny przybysz stawia czoła łotrom (tutaj są to jastrząb i wąż) na tle majestatycznego krajobrazu prerii. Mimo tych jasnych wytycznych wciąż trudno jest się pozbyć wrażenia panującej na ekranie niesamowitości. Może to zasługa animacji – hiperrealistycznej i bogatej w najdrobniejsze szczegóły, a zarazem mającej w sobie coś ze snu szaleńca? A może chodzi o dowcipy odpływające co jakiś czas na wyższy poziom abstrakcji? W mainstreamowym kinie zza wielkiej wody takie egzotyczne wycieczki zdarzają się bardzo rzadko.
Postać Rango nierozerwalnie wiąże się z użyczającym mu głosu w oryginalnej wersji językowej Johnnym Deppem. Twórcy filmu co rusz umieszczają na ekranie cytaty z mniej znanych tytułów w twórczości gwiazdora. Ulubiona zabawka kameleona, nakręcana ryba, od razu przywodzi na myśl swój latający odpowiednik z "Arizona Dream". Z kolei w trakcie przygody na szosie Rango ląduje na dachu samochodu należącego do facetów łudząco przypominających bohaterów "Las Vegas Parano". O potencjalnych nawiązaniach do "Truposza" wolę nawet nie myśleć. Dlatego, choć polski dubbing wypada całkiem nieźle, warto obejrzeć animację Verbinskiego w oryginale. Bez Deppa z filmu uszła chyba część komediowej pary.
Na koniec pozostaje zadać pytanie, kto bardziej doceni wysiłki autorów "Rango": dorośli czy dzieci? Ci pierwsi, jeśli mają poczucie humoru nieco wyższych lotów niż w nowych polskich komediach, zaśmieją się chociażby na widok sowiego bandu pełniącego funkcję chóru greckiego. Najmłodsi powinni zaś polubić pokracznego, ale przesympatycznego kameleona. Pojedynek w samo południe kończy się więc remisem.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu