"Rambo: Pierwsza krew" to film oparty na bestsellerze Davida Morrella pod tym samym tytułem, który ukazuje dramatyczny pojedynek dwóch godnych siebie przeciwników. Były komandos, John Rambo
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Facebook
X
Udostępnij
Skopiuj link
Bądź na bieżąco
"Rambo: Pierwsza krew" to film oparty na bestsellerze Davida Morrella pod tym samym tytułem, który ukazuje dramatyczny pojedynek dwóch godnych siebie przeciwników. Były komandos, John Rambo (Sylvester Stallone) przybywa do miasteczka w Oregonie. Chce spotkać się z przyjacielem, z którym razem walczył w Wietnamie. Niestety okazuje się, że ten nie żyje. Nie potrafiąc odnaleźć się w świecie, Rambo wyrusza w bezcelową podróż przed siebie. Pewnego dnia zostaje sprowokowany przez Willa (Brian Dennehy) - miejscowego szeryfa. Popada z nim w konflikt i zostaje aresztowany. Nie ułatwia jednak pracy policjantom. Unieszkodliwia kilku z nich, po czym ucieka w góry. Upokorzony weteran wypowiada prywatną wojnę policji. Sprawy komplikują się, gdy do akcji wkracza Gwardia Narodowa... Któż nie zna postaci niezniszczalnego Rambo, który w latach osiemdziesiątych był bohaterem i idolem nastolatków? Nie ma chyba takiej osoby. Rambo to, obok równie popularnego Rocky'ego, życiowa rola Sylvestera Stallone, dzięki której stał się gwiazdą Hollywood i jedną z największych ikon kina akcji. Ted Kotcheff stworzył film, o którym trudno będzie zapomnieć nawet za kilkadziesiąt lat. Omówię teraz zalety tej wspaniałej produkcji, by ukazać, czemu "Rambo" stał się tak wielkim hitem wśród filmów sensacyjnych. Po pierwsze na pochwały zasługuje znakomita obsada. Sam Stallone jak i odgrywający rolę upartego szeryfa Brian Dennehy spisali się po prostu wyśmienicie. Doskonale pasowali do odgrywanych postaci. Dobrze wypadli też David Caruso, Jack Starrett, Chris Mulkey i oczywiście Pułkownik Samuel Trautman, czyli Richard Crenna. Kolejny plus to rewelacyjna ścieżka dźwiękowa Jerry'ego Goldsmitha. Skomponował on wiecznie żywe kawałki, które znakomicie pasują do atmosfery filmu. Takich melodii jak świetne "Home Coming" za nic nie da się zapomnieć. Następną zaletą jest reżyseria. Ted Kotcheff wspaniale ukazał nam historię zszarganego wojną weterana. Mimo iż na swym koncie nie ma on innych tak pamiętnych tytułów, to jednak za "Rambo" trzeba go szanować. Jednym z ważniejszych elementów, które sprawiają, iż film można uznać za ambitny, jest przekaz. "Rambo" ukazuje, jakie piętno wojna odcisnęła na psychice żołnierzy powracających z Wietnamu. Szczególnie widoczne jest to podczas jednej z ostatnich scen, gdy główny bohater żali się pułkownikowi, jak wielkie nieszczęście spotkało go po powrocie do kraju. Rewelacyjny jest również klimat obrazu, który z pewnością przyciągnie do ekranu wielu widzów spragnionych dobrego kina akcji. "Rambo" to produkcja ponadczasowa. Dla mnie na zawsze pozostanie arcydziełem w swej kategorii. Niestety film z wiekiem zaczął być oceniany przez pryzmat kontynuacji (owszem udanych, lecz już nie tak ambitnych), przez co dla wielu jest zwykłym przeciętnym tytułem o pewnym twardzielu niszczącym wszystko na swej drodze. Film polecam dosłownie wszystkim, ponieważ przy większym wgłębieniu się w fabułę każdy może dostrzec w nim coś wartościowego, a takich rzeczy w "Rambo" jest naprawdę sporo.