Kim (grana przez Annę Hathaway) przebywa na odwyku. Wychodzi na przepustkę, ponieważ jej siostra Rachel (znana z serialu "Mad Men" Rosemarie DeWitt) wychodzi za mąż. Powrót na rodzinne łono to
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Kim (grana przez Annę Hathaway) przebywa na odwyku. Wychodzi na przepustkę, ponieważ jej siostra Rachel (znana z serialu "Mad Men" Rosemarie DeWitt) wychodzi za mąż. Powrót na rodzinne łono to okazja skonfrontowania się z najbliższymi, którym Kim wyrządziła wiele krzywd, oraz zmierzenia się z bolesną przeszłością. Niestety, nie jest to łatwe. Zwłaszcza jeśli dom jest pełny mniej lub bardziej obcych Kim ludzi, kapela weselna ćwiczy gdzie się da, druhny szykują sukienki, dekoracje i stoły, a irytująca przyjaciółka Rachel okazuje się o wiele bardziej pomocna niż Kim. Powrót córki marnotrawnej spowoduje wiele napięć pomiędzy członkami jej rodziny. Nie jest to przebojowy film, który mógłby zawojować kina (dlatego pewnie wychodzi u nas od razu na DVD), ale jest to niezwykle poruszający i kipiący świeżymi pomysłami psychologiczny portret amerykańskiej rodziny po przejściach, która stara się jakoś sobie poradzić. Jenny Lumet udało się napisać scenariusz do filmu obyczajowego z prawdziwego zdarzenia, a jest w tej roli debiutantką. Wcześniej wystąpiła w kilku niezbyt znanych produkcjach. Pogratulować należało by zapewne także reżyserowi Jonathanowi Demmowi, który dobrze zna się na swoim fachu i filmem "Rachel wychodzi za mąż" udowadnia swoją klasę. Potwierdza to fakt, że obraz był nominowany i do Złotych Globów i do Oscara, chociaż wiadomo było, że nie może liczyć na żadną wygraną (po prostu jest zbyt kameralnym filmem), a także do innych nagród. Oprócz świetnej roli Anne Hathaway, która jest jedną z moich ulubionych młodych aktorek, i która przewyższa talentem chociażby Keirę Knightley, warto zajrzeć na drugą stronę kamery. Film zrealizowany jest w bardzo interesujący sposób, a mianowicie sceny wyglądają trochę jak nagrane po amatorsku przez jednego z gości weselnych. Nie mam tu na myśli pijanego wujka Józka za kamerą, a raczej coś na kształt filmu dokumentalnego. Kolejnym pomysłem, dodającym świeżości jest muzyka grana "na żywo" przez kapelę weselną, i ponownie - nie obawiajcie się hitów w stylu "Złoty krążek". Szkoda, że tak dobre amerykańskie produkcje nie odnoszą wielkich sukcesów i nie są wystarczająco promowane. Z drugiej strony, taki już chyba los filmów obyczajowych. Nie święcą tryumfów w przepełnionych salach multipleksów, ale za to podbijają serca w domowych zaciszach.