Recenzja filmu

Piraci! (2012)
Peter Lord
Marek Robaczewski
Hugh Grant
Martin Freeman

A może na morze?

Ani razu nie zbacza na mielizny nudy, ani przez chwilę nie traci prędkości. Buja na tyle mocno, że będziecie kurczowo trzymać się foteli.
Jeśli ktoś z Was zastanawiał się, gdzie się podziała wielka tradycja filmowej parodii "Piraci" przynoszą długo oczekiwaną odpowiedź: pieczę nad nią trzymają starzy dobrzy Brytyjczycy. Najnowsza produkcja studia Aardman, które podarowało światu m.in. Wallace'a i Gromita, nie jest kamieniem milowym w dziedzinie filmu animowanego, ale to jak dotąd najzabawniejsza komedia roku. Prawdę mówiąc, jest tak zabawna, że na seans powinniście zabrać długopis i kartkę papieru. Gwarantuję, że będziecie żałować każdej linijki tekstu i każdego skeczu, który uleci z Waszych głów po projekcji.

Wypełniony atrakcjami maraton uśmiechu rozpoczyna się tam, gdzie filmowcy zabierali nas już nie raz i gdzie kilkukrotnie już zasypialiśmy – w komnacie pulchnej królowej Wiktorii. Owładnięta obsesją wysłania wszystkich piratów na łono Abrahama władczyni wytacza bezpardonową wojnę postrachom wód. Wyrzeźbiona w królewskich meblach dewiza "nienawidzę piratów" nie przestraszy jednak bohaterów filmu – bandy nieudaczników pod wodzą rudobrodego Pirackiego Kapitana (niezbyt konfundujące to imię, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę Zaskakująco Androgenicznego Pirata oraz Pirata Lubiącego Kotki i Zachody Słońca). W jakich okolicznościach morscy łupieżcy zawitają do Londynu? Co udowodnią podczas wielkiej naukowej konferencji? Dlaczego Karol Darwin nie może stracić cnoty? Czy złoto i szynka to najpopularniejsze pierwiastki chemiczne? Spokojna głowa, odpowiedzi poznacie jeszcze przed dokowaniem. 

Prolog z rozwścieczoną Wiktorią Hanowerską ustawia humorystyczną trajektorię opowieści.  Każda scena jest tu perełką, z własną dramaturgią i rozkładającą na łopatki puentą. Komedia absurdu idzie pod rękę ze slapstickiem, pastisz mutuje w parodię, satyra flirtuje z groteską. Kolejne anegdotki składają się na bogato ilustrowany przegląd komediowych konwencji. Zawstydzając "jajcarzy", którzy poprzez zalewanie widza popkulturowymi aluzjami, przymuszają go do śmiechu, fachowcy z Aardman czerpią komediową energię ze zderzenia fikcji z uproszczonymi realiami historycznymi. Dość powiedzieć, że Darwinowska teoria ewolucji jeszcze nigdy nie była przedmiotem tak bezlitosnych żartów.

Od gagu do gagu, od sceny do sceny, piracka łajba dobija w końcu do portu, czyli do efektownego finału. Ani razu nie zbacza na mielizny nudy, ani przez chwilę nie traci prędkości. Buja na tyle mocno, że będziecie kurczowo trzymać się foteli. 
1 10
Moja ocena:
8
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?