Milczący bohater może być nieco zbyt jaskrawym arthouse'owym konstruktem, jednak to w mniejszym stopniu opowieść o nim, a w większym – o sztuce zamieniania prozy w poezję; o spoglądaniu na świat
Z późnym Wendersem jak z pudełkiem czekoladek – czasem nugat, kiedy indziej orzeszki, najczęściej lukrecja. Na jedną "Sól ziemi" dwa "Spotkania w Palermo", a po każdej "Pinie" – Papież Franciszek. "Perfect Days" to kolejny film świadczący o nieprawdopodobnej skali jego formalnych i tematycznych poszukiwań. Ale też powrót do czasów, gdy wszystko było prostsze – mikroskopijne budżety pomagały, zamiast przeszkadzać, a autotematyczne zajawki wydawały się fanaberią. Tytuł nie kłamie, każdy dzień samotnego czyściciela toalet z Tokio skomponowany jest na wzór sonetu: najpierw część opisowa, później – refleksyjna.
Milczący Hirayama (Koji Yakusho) wstaje skoro świt, pakuje do minivana roboczy kombinezon, kupuje puszkę oranżady i rusza w miasto. Armaturę szoruje tak, jakby za chwilę miało otworzyć się niebo. Pamięta nawet o rurkach odprowadzających wodę, a dzięki ręcznemu lusterku zagląda w niedostępne miejsca. Obładowany detergentami, szczoteczkami, szmatkami i wyciorami sprawia wrażenie miejskiego druida; jego praca przypomina coś na kształt świętego rytuału. Czasem siada w parku i wcina kanapkę, to znów z benedyktyńską cierpliwością pomaga obibokowi Takashiemu (Tokio Emoto). W drodze do domu bierze kąpiel w łaźni, czasem odwiedzi na rowerze pralnię, przed snem czyta Faulknera i Highsmith, w samochodzie słucha Patti Smith i Van Morrisona. Wstaje skoro świt, wrzuca kombinezon do samochodu i monetę do automatu z napojami… I tak dalej, przez całe życie. Przez cały film.
Ponieważ w trakcie wszystkich tych czynności z twarzy bohatera nie schodzi błogi uśmiech, najgorsze cechy mojego charakteru nakazywałyby mi rozpocząć teraz koncert szyderstw. "Perfect Days" to jednak kino, które wytrąca broń cynikom. Egzystencja Hirayamy jest w końcu uniwersalnym przedmiotem zazdrości. Milczący bohater może być nieco zbyt jaskrawym arthouse'owym konstruktem, jednak to w mniejszym stopniu opowieść o nim, a w większym – o sztuce zamieniania prozy w poezję; o spoglądaniu na świat dookoła jak na festiwal niesamowitości; o szukaniu w każdej fakturze i w każdym kształcie nowego doznania. I gdyby Wenders modlił się razem z Hirayamą, gdyby obcałowywał kamerą wszystkie te magiczne rekwizyty i kontemplował każde drzewko bonzai (ok, jedno kontempluje, ale powiedzmy, że ma dobry powód), całość byłaby nie do zniesienia. Na szczęście to raczej film dokumentalisty niż "poety z kamerą" – opowiedziany bez formalnych szaleństw, naprzemiennie trzymający dystans i szukający bliskości z bohaterem, zbudowany z miniatur i anegdotek. Nic nie powie o nim więcej niż fakt, że wykiełkował ze zlecenia na reklamę sieci dizajnerskich, publicznych toalet. To wspaniała metafora artystycznej podróży Wendersa – wszystko, co utylitarne, zwykłe, wszyte w miejską tkankę niewidzialną nicią staje się na ekranie przedmiotem afektu.
Oczywiście, z biegiem, hmm, "akcji", dowiemy się, jakim cudem bohater wzniósł ten gmach buddyjskiego spokoju. I jak nietrudno się domyślić, zbudował go na gruzach poprzedniego życia. Nie jest to jednak fabularna puenta, żadna dramaturgiczna nagroda za cierpliwość. Wiedza o Hirayamie pozwala natomiast jeszcze głębiej zanurzyć się fantazji Wendersa; więcej poczuć, choć niekoniecznie zrozumieć. Czasem widzimy, o czym mężczyzna śni. To zrealizowane w konwencji tzw. komerebi sekwencje, w których światło przebija się przez liście i korony drzew. Celna metafora pejzażu jego świadomości i bogactwa życia wewnętrznego, ale też "tylko" narracyjne interludium; nic, czym warto byłoby sobie zaprzątać głowę po przebudzeniu. Lizbona, Palermo, Wuppertal, teraz Tokio – kolejny wpis w miejskich kronikach reżysera może być najważniejszym właśnie z tego powodu. Wenders pokazuje, jak po każdym dniu obrazy banalnej codzienności wsączają się pod nasze powieki. A jednocześnie w odruchu wielkiej reżyserskiej dojrzałości powstrzymuje się od nadawania im niepotrzebnych sensów.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu