Recenzja wyd. DVD filmu

Ostatni strażnik magii (2004)
Jōji Shimura
Sanae Kobayashi
Keiji Fujiwara

Pierwszy dobry film wydany przez Anime-Gate!

Jak się okazuje, Japończycy i Koreańczycy także po mundialu w 2002 roku potrafią stworzyć coś wspólnie, czego przykładem jest anime "Shin angyō onshi: Ostatni strażnik magii", powstałe na
Jak się okazuje, Japończycy i Koreańczycy także po mundialu w 2002 roku potrafią stworzyć coś wspólnie, czego przykładem jest anime "Shin angyō onshi: Ostatni strażnik magii", powstałe na podstawie manhwy (koreański komiks). Ową produkcję zaprezentowało Polakom Anime-Gate i muszę powiedzieć, że jestem nią mile zaskoczony. Z czystym sercem przyznaję, że firma ta w końcu wydała coś porządnego (poprzednie produkcje - "Tristia: Błękitna wyspa", "Okręt podwodny 707", "Appleseed" i aktorski "Casshern" - to filmy niegodne uwagi bądź typowe średniaki). Fabularnie anime nie prezentuje się najlepiej. Co prawda nie miałem okazji zapoznania się z mangą, ale główny jej sens przedstawiony został w filmie. Chodzi o to, że potężne królestwo Jushin upadło, a wraz z nim zacni wojownicy amen-osa (w japońskim przekładzie angyō onshi - ta wersja znajduje się w polskim tytule, w filmie jednak używa się wersji amen-osa). Przy życiu pozostał tylko jeden - Munsu. Poprzysiągł on zemstę na osobie odpowiedzialnej za upadek Jushin, w tym więc celu przemierza niebezpieczną krainę. Tego dowiadujemy się z prologu filmu. W dalszej części przedstawione zostają losy Munsu, ale wygląda na to, że zostały one wybrane "na wyrywki" z manhwy. Z każdej historyjki wynika banalny morał: "samo się nie zrobi" i "nie baw się w boga, bo źle skończysz". Co prawda mają one sens i razem jakoś się ze sobą łączą, ale mimo wszystko ogólne wrażenie nie jest najlepsze. Widz zostaje rzucony gdzieś w środek komiksu - bohaterowie po prostu są, a wydarzenia toczą się swoim torem. Niestety, my nie bardzo wiemy, skąd bohaterowie się tu wzięli, co jest przyczyną tych wydarzeń itd. To trochę jak czytanie książki od środka, wybranie z niej dwóch rozdziałów. Niedosyt jest tym większy, że ostatecznie nie dowiadujemy się tego, jaki był wynik podróży Munsu i czy znalazł on zdrajcę. Przez takie rozwiązanie ucierpieli zarazem bohaterowie, bo są oni bez wyrazu. Większość z nich to postaci epizodyczne, jednak nawet o dwóch głównych bohaterach - Munsu i jego sando (pomocnik wojownika amen-osa, tutaj piękna dziewczyna) - wiemy praktycznie niewiele. Poznajemy parę faktów z ich przeszłości, możemy obserwować podejmowane przez nich decyzje i działania... I to praktycznie wszystko, jeśli chodzi o bohaterów. O niebo lepiej ma się strona techniczna. Na uwagę zasługują tutaj świetne animacje i scenografie (dość szczegółowe), mogące naprawdę zauroczyć widza. Co prawda czasami twórcy poszli na łatwiznę i szczegółowość zanika, ale są to jednak nieliczne momenty. Zauważyłem także, że w scenie, w której Munsu stoi na dworze władcy, mając walczyć z jego armią, powtarza się sekwencja piasku niesionego przez wiatr. Poza tym jednak grafika prezentuje się pierwszorzędnie. Nawet zastosowane w tym filmie animacje komputerowe niezbyt rażą widza, dość dobrze zlewają się z tradycyjną animacją. Na pochwałę zasługują także bardzo dobre projekty postaci. Nieco gorzej sprawa ma się z muzyką, której w tym filmie do pewnego momentu po prostu się nie zauważa. Nie licząc początku i końca, mnie udało się uchwycić ją dopiero w momentach akcji. I do tego chyba została stworzona muzyka z tym filmie - dla podkreślenia co ciekawszych scen i nadania im lepszego klimatu. Polskie wydanie jest raczej skromne. Do dyspozycji mamy ścieżkę japońską bądź z polskim lektorem (obie 5.1) oraz polskie napisy. Co do napisów mam małe zastrzeżenia, ponieważ zdarzają się w nich błędy interpunkcyjne czy ortograficzne (np. "super-heros", chociaż na okładce cząstka "super-" pisana jest poprawnie, tzn. łącznie). Jak zwykle po obejrzeniu filmu przejrzałem parę fragmentów z lektorem, ale jego głos raczej mnie zniechęcił do tej ścieżki (na lektora mogę się zdecydować tylko wtedy, gdy czyta Borowiec albo Gudowski, ale tylko przy kolejnym oglądaniu filmu - pierwszy zawsze jest z napisami). Wśród dodatków znalazły się cztery zwiastuny filmu (wszystkie z lektorem; najśmieszniejszy był moment, w którym mówił on "anime gate", zamiast "anime gejt", kiedy podawał adres strony) oraz trzy wywiady z seiyū (Keiji Fujiwara, Sanae Kobayashi, Paku Romi; łącznie około trzydzieści dwie minuty), także z lektorem na stałe. Poza tym standardowy dodatek: zwiastuny innych filmów Anime-Gate oraz próbki Vision Music (kilkunastosekundowe sample). Niechlubną wizytówką Anime-Gate stały się długie bloki reklamowe przed każdym filmem (oryginalne wydanie sklepowe, nie film z gazety!), nawet kolekcjonerskim wydaniem "Appleseed". Nadal przed rozpoczęciem seansu skazani jesteśmy na oglądanie reklam - aby zobaczyć menu, musimy przeczekać półtorej minuty i przebrnąć przez obowiązkową reklamę kazimierskiej z przeklętym Żmijewskim, 4fun.tv i jakieś magazyn filmowy, ale jest tego mniej niż w poprzednich filmach. Oprócz bonusów na płycie, do filmu dołączone zostały karty kolekcjonerskie (jakościowo niewiele różniące się od tych z "Dragon Balla", które ongiś były w chio chipsach) oraz typowe już ulotki od wydawnictwa dla osób, które swoją przygodę z anime dopiero zaczynają. Na telewizorze film prezentuje się ładnie, jednak jeśli zaczniemy oglądać go na komputerze, zauważyć możemy niedoskonałości obrazu. Ścieżka dźwiękowa nagrana została przyzwoicie. Anime jest dość brutalne, dlatego odradzam jego oglądanie młodszym widzom. Polecam za to osobom lubiącym dobrą akcję i wszelkiego rodzaju walki. Moim zdaniem "Shin angyō onshi: Ostatni strażnik magii" to dobry sposób na półtorej godziny relaksu i odprężenia, kiedy to można pooglądać walkę pomiędzy demonami a ludźmi, w tym walczącą piękną kobietę. Anime to może nie poraża fabułą, ale mimo to polecam - to pierwsza produkcja spod logo Anime-Gate, która przypadła mi do gustu. Trzydzieści złotych to moim zdaniem idealna cena dla tego wydawnictwa, odpowiednia zarówno dla jakości filmu, jak i wydania DVD. Sobie i innym mogę życzyć tylko tego, aby w przyszłości pod logo AG wydawano już tylko porządne anime, a następna pozycja - świetny "Vampire Hunter D: Żądza krwi" - może być do tego przyczynkiem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Ostatni strażnik magii
Koreański scenarzysta Youn In-an i rysownik Yang Kyung-il są doskonale znani polskim miłośnikom komiksu.... czytaj więcej
Dominik Kubacki