Fanny (
Lou de Laâge) do szczęścia brakuje tylko szczęścia. Z zewnątrz niby wszystko w porządku: praca w domu aukcyjnym, apartament w droższej dzielnicy Paryża, kochający mąż u boku (
Melvil Poupaud) i dobre relacje z zauroczoną nim mamą (
Valérie Lemercier). A jednak coś jest nie tak. Może to partner – człowiek zagadkowych interesów, traktujący ją jak jedno z trofeów. Często ją wprawdzie rozpieszcza, lecz to pieszczoty z ograniczeniami burżuazyjnego inwentarza. Może problem stanowi stabilizacja, tak inna od młodości spędzonej wśród nowojorskiej cyganerii? A może to zalatujący fałszem bogaccy znajomi męża, którzy rozmowy ograniczyli do plotek? Że żyje cudzym życiem, Fanny zda sobie sprawę po przypadkowym spotkaniu z dawno niewidzianym znajomym ze szkoły. Alain (
Niels Schneider), jak na chwytającego dzień pisarza i wrażliwego romantyka przystało, szybko dokopie się do jej ukrytych pragnień. O happy end nie będzie jednak łatwo. Zanim się obejrzycie, gatunkowy romans nabierze bowiem kryminalnych rumieńców.
50. tytuł w filmografii 87-letniego
Woody'ego Allena to najlepsza rzecz od czasu… Tu należałoby wstawić tytuł sprzed minimum dziesięciu lat. Niezależnie od wszystkiego, nisko zawieszona poprzeczka nie wróżyła arcydzieła. I owszem, nawet jeśli "
Niewierni w Paryżu" to film ułożony i sensowny, naczelnym przykazaniem jest tu zaledwie komfort. Twórca "
O północy w Paryżu" znów zamyka swoich bohaterów w romantycznej fantazji o europejskiej stolicy i o życiu wolnym od realiów. Kontrastuje wprawdzie ludzi z różnych klas społecznych, bazuje przy tym niemal wyłącznie na stereotypach rodem z detektywistycznego gatunku: zazdrosny mąż, romantyczny kochanek, podejrzliwa matka… Jedni bohaterowie
foie gras muszą przepijać drogim winem, drudzy pełnię szczęścia znajdują przy bagietce podgryzanej na dywanie z jesiennych liści. W tym świecie antykwariusze są atrakcyjnymi blondynkami po trzydziestce, kwiaciarnie stoją na każdym rogu, źli do końca zachowują zimną krew, a dobrzy wolą w tym czasie cytować francuskich poetów. Figurki zwane bohaterami są precyzyjnie rozstawione na kryminalnej osi, dylematy na temat roli szczęścia w naszym życiu są przyjemnie hasłowe, a pytanie w rodzaju "Zabił, czy nie zabił?" stanowi maksimum dramaturgicznego namysłu.
Opatrzony jazzem w tle anegdociarski ton całości – gdzieś między romansem o licealnej miłości, intrygą o morderstwie a powiastką filozoficzną z przypadkiem w roli głównej – oraz niewyszukana strategia narracyjna rodzą skojarzenia z teatrem bulwarowym lub klasyczną powieścią detektywistyczną. Dialogi, w które film obfituje, są literackie, lecz nie traktujcie tego jak komplement. Allen (z pomocą
Vittorio Storaro, operatora "
Czasu Apokalipsy") gardzi wizualnością jako środkiem narracyjnym. Nowojorski scenarzysta wkłada w usta swoich postaci cechy charakteru, motywacje i wątpliwości. Na charakterologiczne niejednoznaczności nie ma miejsca. Najważniejsza jest funkcjonalność. Aktorskich szarży i artystycznych wygibasów brak. Allenowi udaje się za to manipulować naszymi domysłami na temat nadchodzącej zbrodni – i to, trzeba przyznać, wychodzi mu najzgrabniej. W efekcie "
Niewierni w Paryżu" okazują się sympatycznym żartem z romansu (który reżyser ogołocił z ckliwości) i z kryminalnego gatunku (emocje podporządkują się wszechogarniającemu przypadkowi).
Francuskojęzyczny debiut Allena okazuje się także przewrotną, bo pozbawioną pretensji, filozoficzną powiastką. Serwując nam historię o zwyczajności zbrodni, Allen nie udaje nawet, że ma coś odkrywczego do powiedzenia. Zna miarę. Dzięki temu bardzo przeciętne kino ostatecznie okazuje się kinem zaskakująco sympatycznym.