W kraju, w którym wciąż niejednokrotnie można się natknąć na wąsacza zakładającego skarpety do sandałów, powstała komedia romantyczna promująca szyk, klasę i dobry gust.
Napisy początkowe głoszą, że scenariusz "Miłości na wybiegu" był poprawiany między innymi przez Pawła Mossakowskiego, dobrze znanego naszym kinomanom recenzenta działu "Co jest grane" w "Gazecie Wyborczej". Można by przypuszczać, że wpływowy krytyk nie podpisze się pod tekstem o wartości bluzki z ciuchlandu. I rzeczywiście – przez większość seansu widz nie powinien znajdywać powodów, by chować ze wstydu głowę pod fotelem. Fakt zrealizowania w Polsce filmu rozgrywającego się w świecie mody należałoby w ogóle odnotować w jakiejś encyklopedii albo roczniku statystycznym. W kraju, w którym wciąż niejednokrotnie można się natknąć na wąsacza zakładającego skarpety do sandałów, powstała komedia romantyczna promująca szyk, klasę i dobry gust. Podobnej lekcji stylu nie powstydziłaby się Jolanta Kwaśniewska. Punkt wyjścia jest taki sam jak w większości polskich filmów: poczciwa dziewuszka z prowincji (wreszcie niewyglądająca jak manekin Gorczyca) przyjeżdża do stolicy. Po dziesięciu minutach ma już najfajniejszą pracę pod słońcem, w związku z czym twórcy mogą spokojnie poszukać jej księcia z bajki. Ponieważ Plac Trzech Krzyży i Most Świętokrzyski opatrzyły się już naszym widzom, akcja filmu zostaje przeniesiona na Maderę, która jest niemal tak samo urokliwa. Reżyser Krzysztof Lang nie zapomniał na szczęście, że kręci film, a nie reklamę – malownicze obrazki rodem z folderu turystycznego nie wysysają energii narracyjnej, stając się tłem dla miłosnych igraszek ładnych ludzi. Ekranowy seks uprawia się, co prawda, w pełnym rynsztunku (kusa bluzeczka dla pań plus bokserki dla panów), ale nareszcie w rodzimej komedii romantycznej da się zobaczyć jakieś "momenty". Oprócz wzruszeń, w filmie nie powinno też zabraknąć śmiechu. Jego dostarczycielami w "Miłości na wybiegu" są Iza Kuna i Tomasz Karolak. Podczas kiedy ta pierwsza zwierza się w konfesjonale, że robi jej się mokro na widok młodych chłopców, ten drugi popisuje się znajomością kształtu idealnych jajek i ziemniaków. Najzabawniejszy jest jednak główny amant, grany przez Marcina Dorocińskiego. Fotograf Kacper to zblazowany pijaczek, który po kilku szklankach whisky planuje ucieczkę do Australii. Tam, z dala od taniego blichtru wylansowanej "warszawki", będzie osiągał duchową równowagę, jeżdżąc na tirach. Ach, ci niespełnieni, zaprzedani korporacjom artyści zabijający bóle egzystencji podczas uwodzenia naiwnych modelek. Co jeszcze można powiedzieć o filmie Langa? Jak na polskie kino komercyjne niewiele w nim product placementu, zaś w napisach końcowych leci milusia piosenka Karoliny Kozak. Jakby to powiedziała jedna z moich koleżanek: sweetaśnie.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu