Film przenosi widza w egzotyczny świat obcych wierzeń i postaw życiowych. Jest jak podróż do magicznego świata wypełnionego tantrycznymi śpiewami. Wprowadza w specyficzny rodzaj transu,
Od zarania dziejów ludzie poszukiwali pytań na fundamentalne pytania o sens i cel istnienia. W odpowiedzi na te rodzące się wątpliwości stworzono szereg światopoglądów mających wyjaśniać to trudne zagadnienie. Na przestrzeni lat powstało wiele systemów religijnych oraz filozoficznych, których funkcją było wytłumaczenie świata. Doktryną łącząca oba te elementy stał się buddyzm. Ten powstały w Azji system do dziś jest wyznawany przez miliony ludzi na całym globie. Jest to nie tyle religia ile system filozoficzny. Jedną z jego podstawowych zasad jest wiara w reinkarnację. Zakłada ona, że człowiek odradza się wielokrotnie w różnych formach. Jest to szczególnie istotne w przypadku duchowych liderów. Buddyjscy mnisi mają w zwyczaju poszukiwać kolejnych wcieleń swoich przywódców. Właśnie taki proces ukazany jest w amerykańskiej produkcji z 1993 roku pod tytułem "Mały Budda".
Recorded Picture Company (RPC)
CiBy 2000
Serprocor Anstalt
Zamieszkujący jeden z buddyjskich klasztorów w Bhutanie mnisi pod przywództwem Lamy Norbu (Ruocheng Ying), poszukują dziecka, które jest inkarnacją wielkiego buddyjskiego mistrza, Lamy Dorje. Poszukiwania te doprowadzają ich do odległego Seattle, miasta w Stanach Zjednoczonych. Tam właśnie wysłannicy klasztoru natrafiają na małego chłopca o imieniu Jesse (Alex Wiesendanger). Jest on synem architekta Deana (Chris Isaak) oraz nauczycielki Lisy (Bridget Fonda). Mimo początkowego sceptycyzmu rodzice zgadzają się jednak przyjąć zaproszenie mnichów, by odwiedzić Bhutan i poddać ich syna odpowiednim testom. Na miejscu okazuje się, że istnieje jeszcze dwójka innych dzieci, które mogą potencjalnie być inkarnacją lamy. Druga linia narracyjna przedstawia historię młodego księcia Siddharthy (Keanu Reeves), który wiedzie idylliczne życie w pałacu swego ojca, odizolowany od świata zewnętrznego i jego bolączek. Postanawia jednak porzucić wygody i udać się w podróż, celem zrozumienia istoty ludzkiego cierpienia.
Film w reżyserii Bernardo Bertolucciego przyrównać można do medytacji. Dominują w nim spokój i wyciszenie. Cierpliwie opowiada on swoją historię, bez zbędnych ekstrawagancji czy tanich chwytów znanych z produkcji hollywoodzkich. Fabuła składa się z dwóch linii narracyjnych, które płynnie się przenikają i uzupełniają. W filmie pada wiele buddyjskich mądrości, które warto sobie zapamiętać. Obraz można określić mianem prostego przewodnika po buddyzmie dla niewtajemniczonych. Moim ulubionym momentem jest próba wytłumaczenia reinkarnacji za pomocą mokrej szmaty. Sam nieraz używałem tej metafory, by wytłumaczyć cykl życia różnym napotkanym osobom. Produkcja odznacza się także starannie skomponowanymi gustownymi kadrami oraz wysokim poziomem estetyki.
"Mały Budda" to dzieło, które nie każdemu przypadnie do gustu. Sam mogłem się o tym przekonać, gdy wybrałem się z całą rodziną na seans do kina. Niewiele wtedy z niego zrozumiałem, a starszyzna rodu zwyczajnie usnęła. Po latach miałem okazję powtórnie obejrzeć dzieło Bertolucciego i moje odczucia były już całkiem inne. Obraz ujął mnie swoją prostotą i przekazem stawiającym w centrum buddyjską zasadę złotego środka. Jest to również znakomita lekcja pokory i skromności. Wbrew innym systemom religijnym nie straszy swych wyznawców śmiercią czy piekłem. Nie stawia żadnych warunków zbawienia ani nie wchodzi w żadne moralnie wątpliwe układy. Pozwala każdemu wziąć sprawy w swoje ręce, nie narzucając poglądów. Film przenosi widza w egzotyczny świat obcych wierzeń i postaw życiowych. Jest jak podróż do magicznego świata wypełnionego tantrycznymi śpiewami. Wprowadza w specyficzny rodzaj transu, otwierając drzwi do wyższych poziomów poznania.