Recenzja filmu

Legiony (2019)
Dariusz Gajewski
Sebastian Fabijański
Bartosz Gelner

Żołnierska nuta

Nurt, który na potrzebę tego tekstu określę mianem "historyczno-patriotycznego", odnajduje coraz liczniejszą reprezentację w panoramie rodzimego kina. I choć dotychczasowy efekt ich realizacji
W "Legionach" podobnie jak w "Mieście 44" Jana Komasy przyjmujemy przede wszystkim perspektywę młodych, którzy odważnie decydują się na czynną walkę w służbie idei niepodległej ojczyzny, stworzenia dla siebie "nowego domu". I choć sam tytuł filmu kojarzy się z dziejową epickością ekranizowanego przedsięwzięcia, twórcy filmu zdecydowali się na burzliwym tle Wielkiej Historii (1916-1918) wyróżnić troje bohaterów i mocno wyeksponować ich (tragi)miłosną relację.

   

Do świata "Legionów" wchodzimy in medias res. Dezerter z carskiego wojska Józek (Sebastian Fabijański) trafia zbiegiem okoliczności do sztabu przygotowujących się do walki "Legionów" Piłsudskiego. Zderzenie z nową rzeczywistością i jej ideałami spowoduje u chłopaka przełom rodem z 3. części "Dziadów" Adama Mickiewicza (Gustaw-Konrad). Na swojej idealistycznej drodze bohater napotka nie tylko szereg kluczowych postaci historycznych (Stanisława Kaszubskiego czy Zbigniewa Dunina-Wąsowicza), ale także parę narzeczonych – agentkę wywiadu I Brygady, Olę (Wiktoria Wolańska) oraz Tadka (Bartosz Gelner), ułana i członka Drużyn Strzeleckich. To właśnie ich wspólna relacja stanie się jednym z najważniejszych elementów "Legionów".

Film Dariusza Gajewskiego zdaje się rozpadać na dwie części. W pierwszej odnajdziemy całkiem ciekawą mozaikę wątków, dygresji i postaci, które starają się z różnych stron nakreślić proponowaną w "Legionach" lekcję historii o I wojnie światowej oraz polskiej drodze do uzyskania niepodległości (w tym kontekście na szczególną uwagę zasługują np. sceny dialogowe między Mirosławem BakąGrzegorzem Małeckim, będącego w filmie kimś w rodzaju charyzmatycznego Mefisto). Reżyserowi i jego ekipie udaje się wielokrotnie oddać na ekranie obraz wysiłku, cierpienia, niepewności czy też pasji, z jaką legioniści godzą się żyć i w konsekwencji umierać. Jest w tej wizji spora dawka wiarygodności, a także – za sprawą dość wyważonej formy filmowej i często nieśpiesznego tempa narracji – rodzaj uszlachetnienia dla jej protagonistów i ich motywacji. Oczywiście nie brakuje tutaj również epickich batalistycznych scen, które pięknem i rozmachem realizacji podbijają stawkę, wprowadzając (martyrologiczne) napięcie do snującej się przed oczami widzów historycznej kompilacji. Stanowią one niewątpliwie highlight polskiej produkcji i jej monstrualnego budżetu.


Co ważne, film Gajewskiego podkreśla także, jak istotny był czynny udział kobiet na froncie – nie tylko w działaniach sanitarnych, ale też tych dywersyjnych i strategicznych. To, co w "Piłsudskim" Michała Rosy jest śladowo zarysowane za sprawą postaci Aleksandry Szczerbińskiej granej przez Marię Dębską (a czego nie można z historycznego punktu widzenia odebrać pierwszej żonie Marszałka, czyli Marii Piłsudskiej), w tym przypadku otrzymuje szersze pole filmowej ilustracji (vide sekwencja podkładania przez dwie działaczki bomb pod strzeżony przez wroga most).

Film traci na sile w momencie, gdy opowieść przybiera sztywną formę miłosnego trójkąta, przywołującego na myśl amerykańskie "Pearl Harbor" w reżyserii Michaela Baya. Wspomniana wcześniej epizodyczna i eliptyczna narracja zaczyna się dusić w melodramatycznym gorsecie. I choć aktorzy próbują oddać romans z subtelnością i z przekonaniem, zostają stłamszeni przez ograniczenia materiału scenariuszowego (szczególnie słabo wypada rozegranie historii w momencie łazarzowego powrotu narzeczonego do swojej ukochanej). Warto zauważyć, że najlepiej z całej trójki wypada aktorsko Sebastian Fabijański, którego gra zaskakuje oszczędnością środków i niezłomnym spokojem. Nie tylko wierzy się w jego przemianę, ale wręcz jej kibicuje. 


"Legiony" są siłą rzeczy i zamysłu silnie oddane "sprawie narodowej", lecz bez ekstrawaganckiego patosu i łopatologii, które charakteryzowały (coraz bardziej wydłużający się) szereg polskich produkcji o podobnym charakterze powstałych w ostatnich kilku latach. Nurt, który na potrzebę tego tekstu określę mianem "historyczno-patriotycznego", odnajduje coraz liczniejszą reprezentację  w panoramie rodzimego kina. I choć dotychczasowy efekt ich realizacji (oraz eksploatacji) pozostawiał w większości przypadków wiele do życzenia, "Legiony" na tym tle bronią się warsztatową sprawnością, pasującym do całości rozmachem, a chwilami wręcz wyważeniem, które sprawia, że można zagłębić się w historię poszczególnych postaci, docenić staroświecką szlachetność i poetyckość ich postaw.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Legiony
Najdroższa polska produkcja od czasu "Miasta 44". Aż 27 mln zł budżetu. Liczne grono sponsorów i... czytaj więcej
Recenzja Legiony
Do polskich filmów historycznych zawsze podchodziłem z jakąś niechęcią. Mój pogląd na ich temat bardzo... czytaj więcej