Fakt, że niektóre żarty muszą zostać powtórzone, zaś oglądanie Po w akcji po raz trzeci rodzi wrażenie déjà vu, nie jest aż tak bolesny, jak mogłoby się wydawać. To wciąż świetnie napisane kino,
Od adepta, przez wojownika, do mistrza. Po, panda rozmiłowana w pierożkach i sztukach walki, pokonuje drogę ku wiecznej chwale, a studio DreamWorks wciąż zamienia jej przygody w dochodowy interes. Nie mam jednak żalu o to, że producenci cyklu odgrzewają kotleta. Jak się okazuje, zarówno o bohaterach jak i o całym uniwersum da się jeszcze powiedzieć coś nowego. Twórcy "Kung Fu Pandy 3" robią z tej wiedzy niezły pożytek.
DreamWorks Animation
Żarty się skończyły. Tym razem rozleniwiony sławą Po musi sam wejść w buty mentora i wziąć na siebie ciężar misji edukacyjnej. I choć efekty jego starań są katastrofalne, scenarzyści szybko podrzucają bohaterowi szansę odkupienia. Futrzak będzie musiał - całkiem dosłownie - poznać samego siebie i zrozumieć, co stanowi o istocie jego gatunku: sturlać się kilka razy ze zbocza, poświęcić pierożki na rzecz pysznych, bambusowych łodyg i dogadać się z resztą pand zamieszkujących pewną zaginioną wioskę. Przewodnikiem po nowym świecie będzie dla niego nieobecny dotąd ojciec. Wrogiem - przerażający bawół Kai, podążający ścieżką zemsty na żółwim mistrzu Oogwayu.
Kai wysysa ze swoich wrogów energię zwaną "chi" - esencję wszystkiego co żywe, paliwo zasilające całą przyrodę. Ten taoistyczny koncept sprawdza się nie tylko jako katalizator fabuły, ale również jako symbol przemiany bohatera: aby zostać lepszą pandą, Po musi zrozumieć, na czym bycie pandą właściwie polega. To inteligentnie poprowadzony i dojrzały wątek, który w dodatku zostaje wpisany również w sceny walki i we fragmenty komediowe. Podobną strategię twórcy stosują wobec innych motywów fabularnych, a dzieje się tutaj naprawdę sporo. Mamy historię odbudowywania rodzinnych więzi, kino inicjacyjne o dojrzewaniu do odpowiedzialności, przestrogę przed odcinaniem kuponów od własnych sukcesów i uderzającą do głowy sodówką, a także film, który przekonuje, że uczenie się na własnych błędach jest ważne i uszlachetniające. Połączenie tego w jednej produkcji nie było łatwe, lecz "Kung Fu Panda 3" ani przez moment nie sprawia wrażenia przeładowanej, co było delikatnym zgrzytem chociażby w świetnym "Zwierzogrodzie".
DreamWorks Animation
Fakt, że niektóre żarty muszą zostać powtórzone, zaś oglądanie Po w akcji po raz trzeci rodzi wrażenie déjà vu, nie jest aż tak bolesny, jak mogłoby się wydawać. To wciąż świetnie napisane kino, w którym żonglerka najróżniejszymi konwencjami humorystycznymi - od slapsticku, przez komedię charakterów, po absurd - jest narracyjną zasadą. I nie ma chyba lepszej sceny podsumowującej rzeczone podejście niż ta w Hali Bohaterów, gdzie Po ogląda wraz z ojcem oręż, zbroje i inne artefakty wielkich wojowników. Wizyta w muzeum szybko zamienia się w napakowany akcją kabaret, a bohaterowie prześcigają się w coraz głupszych pomysłach na wykorzystanie świętych relikwii. To bezpretensjonalna zabawa ikonografią Dalekiego Wschodu, stojącą za nią historią i płynącą zeń filozofią. Więcej niż moglibyście oczekiwać od filmu, w którym obżerająca się panda zostaje mistrzem kung fu.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu