Wszyscy przed premierą zastanawiali się czy "
Kobiety mafii" dorównają w jakiś sposób poprzednim produkcjom
Patryka Vegi. Optymiści liczyli na powrót do w sumie niedawnych czasów "
Pitbulla" czy choćby "
Służb specjalnych". Drudzy zaś zadawali sobie pytanie, czy da się zrobić gorszy film od "
Botoksu"...
Tu jestem państwu winien szczątkowy opis filmu ale... to niemożliwe! Każdy, kto zacznie go oglądać bez wcześniejszego zaznajomienia się z twórcami tegoż dzieła, od razu rozpozna, że to film
Vegi. Mianowicie wszystkiego jest po prostu ZA DUŻO. Mamy tutaj wątek policjantki Beli (
Olga Bołądź), która ma inwigilować "Cienia" (
Sebastian Fabijański), jednego z przedstawicieli grupy przestępczej dowodzonej przez "Padrino" (
Bogusław Linda), który ma problemu z córką narkomanką (
Julia Wieniawa). Dla Padrina pracuje też dwóch innych bandziorów "Żywy" (
Piotr Stramowski) i "Milimetr" (
Tomasz Oświeciński), którzy... nie, zaraz, chwila moment.
Sami państwo widzą szczątkowy opis tego ponad dwugodzinnego filmu zająłby nam co najmniej dwie strony A4, a nie o to przecież w tej recenzji chodzi. Przede wszystkim na każdym kroku, w każdej scenie i dialogu da się odczuć, jak bardzo
Vedze się nie chciało. Na żadnym wątku nie można się skupić, bo co chwilę jesteśmy przerzucani w inny. Z żadnym z bohaterów nie możemy nawiązać więzi. Bo za chwilę zniknie i pojawi się jeszcze (może) na jedną scenę, tylko po to, by się go ostatecznie pozbyć. Reżyser nawet nie udaje, że chodzi mu o coś więcej niż tanie kino klasy B. Pamiętacie ramki ze zdjęciami łyżeczek w "
The Room"? Tutaj mamy karambol z rozbijającymi się pustymi autami. Nikt się nawet nie zainteresował, żeby coś z tym zrobić. Jedyne, na czym zależało reżyserowi, to żeby wywołać u widza jakiś szok. Dzięki Bogu nie tak obleśny i chamski jak w "
Botoksie", ale równie absurdalny. Jest mnóstwo nagości, scen seksu, bluzgów, nawet gore. Wszystko jednak jest tak strasznie głupie i absurdalne. Postacie (w szczególności gangsterów) zachowują się, jakby miały w porywach po pięć lat (jakim cudem jeszcze nie wyginęli?). Także przeskok tych postaci jest niesamowity. W ciągu kilku scen potrafią się zmienić z przeciętnej niani w jednego z największych w Polsce bossów narkotykowych. Ot tak, a to tylko jedna z kilkudziesięciu głupot.
O dziwo aktorzy wypadają nawet nieźle. Niektórzy są tak przerysowani, że aż przyjemnie się ich ogląda. Mi w szczególności przypadli do gustu bohaterowie grani przez
Fabijańskiego,
Warnke i
Oświecińskiego. Na plus też należy zapisać wątek postaci
Bogusława Lindy. Chyba jedyny, w którym od początku do końca o coś chodzi. Reszta niewarta wspominania, zresztą kto by to spamiętał.
Czy "
Kobietom mafii" bliżej do "
Botoksu" czy "
Pitbulla"? Szczerze mówiąc, nie wiem. Są czymś pomiędzy. Nie mają szansy nawiązać do wcześniejszych prac reżysera (zresztą czy w ogóle chciały?). Ale też nie jest to "
Botoks". Jest to film pełen głupot, absurdów, chaosu i niechlujstwa, ale to jednak jest film.