Ingmar Bergman to jeden z nielicznych twórców filmowych, których dzieła łączą w sobie walory artystyczne z głębszą refleksją na temat człowieka, a przy tym docierają do szerokiego grona widzów.
Ingmar Bergman to jeden z nielicznych twórców filmowych, których dzieła łączą w sobie walory artystyczne z głębszą refleksją na temat człowieka, a przy tym docierają do szerokiego grona widzów. Szczyt jego powodzenia przypada na drugą połowę lat 50-tych, lata sześćdziesiąte i początek 70-tych. Film był dla niego środkiem do wyrażania swoich lęków oraz dzielenia się wątpliwościami i przemyśleniami. Od początku swojej pracy poruszał najtrudniejsze problemy i stawiał pytania, na które w zasadzie nie ma odpowiedzi. W 1961 roku powstał film "Jak w zwierciadle", który stał się początkiem nieformalnej trylogii pionowej (kolejne części to: "Goście wieczerzy pańskiej" oraz "Milczenie"), nazwanej tak dlatego, iż jej głównym tematem są relacje człowieka z Bogiem (człowiek na dole - Bóg u góry, co tworzy połączenie pionowe). Młoda kobieta, o imieniu Karin (Harriet Andersson) cierpi na schizofrenię. Razem z mężem, Martinem (Max von Sydow), ojcem, Davidem (Gunnar Bjornstrand) i bratem, Minusem (Lars Passgard) jedzie na kilka dni do letniego domku położonego na małej skalistej wyspie u wybrzeży Szwecji. Każdy z obecnych w inny sposób ustosunkowuje się do jej choroby. Ojciec, który jest pisarzem, uważnie ją obserwuje, bo wydaje mu się, że znalazł atrakcyjny temat na książkę. Mąż, z zawodu lekarz, czuje się bezsilny, bo nie potrafi pomóc żonie. Młodszy brat stara się zrozumieć cierpiącą siostrę, w dodatku przeżywa różne rozterki wieku dojrzewania. To jeden z pierwszych tak kameralnych i minimalistycznych filmów tego reżysera. Wiele oponentów reżysera zarzucało mu oderwanie od rzeczywistości. Sam Bergman nazywał swoje filmy zaangażowanymi we współczesność. Pod tym względem wybija się zwłaszcza "Jak w zwierciadle". Bergman stawia w nim diagnozę: rozwinięte społeczeństwa Europy Zachodniej pod względem materialnym mają wszystko, ale pośród tego dostatku istnieje pustka, jakaś tęsknota metafizycznej głębi. Reżyser ukazuje tę pustkę i wszystkie próby jej zaspokojenia. W filmie widzimy dwa momenty, w których cały otaczający świat, cała pewność i wiara pryskają jak bańka mydlana. We wraku statku Karin przeżywa kolejny atak choroby. Jest przy tym obecny jej brat Minus. Później opowiadając o tym ojcu, stwierdza, że "rzeczywistość pękła", a on z niej wypadł i teraz może się zdarzyć wszystko. W innej scenie Karin oczekuje przyjścia Boga, lecz zamiast niego ukazuje się monstrualny i przerażający pająk. Wszystko, w co wierzyła, okazało się złudą i fałszem, zamiast nadziei pozostaje tylko strach. Bohaterowie w rozpaczliwy sposób szukają czegoś, co pozwoli im przetrwać i co nada jakiś sens ich życiu. Iskierka nadziei pojawia się w finałowej rozmowie Minusa z ojcem. David dzieli się z synem własną wiarą i wlewa w jego serce otuchę. Nie jest to żadna prosta recepta na szczęście, bo Bergman takich w swoich filmach nie prezentował - i chwała mu za to - jest to próba nadania duchowego sensu cywilizacji zaspokojonych potrzeb materialnych. Problem, czy można odnaleźć sacrum w "potrzaskanym świecie", stał się tematem rozważań kolejnych filmów z trylogii pionowej.