Podczas gdy światowe kino zaczyna oddychać powietrzem wolnym od klasistowskiego smrodku, polska komedia romantyczna wałkuje baśń o Kopciuszku, jakby jutra miało nie być. Twórcy "Jak poślubić
Podczas gdy światowe kino zaczyna oddychać powietrzem wolnym od klasistowskiego smrodku, polska komedia romantyczna wałkuje baśń o Kopciuszku, jakby jutra miało nie być. Twórcy "Jak poślubić milionera?" także markują satyrę na dzianą "warszawkę", by w końcu roztopić się w salonowym blichtrze, a tytułowe pytanie potraktować serio.
Z gatunkowego taśmociągu zjeżdża tym razem Alicja (Małgorzata Socha). Jej były mąż wpadł w ramiona nastolatki i zostawił ją z dzieckiem, pracodawca wskazał drzwi w najgorszym momencie, nawet dostawcy prądu skończyła się cierpliwość. Na szczęście scenarzystka podrzuca znękanej bohaterce koło ratunkowe w postaci makiawelicznej trenerki personalnej (Małgorzata Foremniak). Ta bierze dziewczynę pod swoje skrzydła i wprowadza ją w arkana zwyczajów godowych wyższych sfer. No i się zaczyna: kolacje w Paryżu, bale u ambasadora, kawior z jesiotra, Dom Perignon, Justyna Steczkowska, jubilerski product placement. A pod tym wszystkim – posklejana z klisz opowieść o gąsce czekającej na księcia, który wytłumaczy jej, na czym właściwie polega spalony.
Jasne, zarówno retoryka filmowej mentorki, jak i obyczaje stołecznej elity bywają tu przedmiotem lekkiej ironii. Jednak więcej niż ze "Śniadaniem u Tiffany'ego" oraz klasykiem z Marilyn Monroe pod tym samym tytułem film Filipa Zylbera ma wspólnego właśnie z sesją coachingową. Łopata idzie w ruch za każdym razem, gdy przyjdzie nam do głowy zakwestionować anachroniczną wizję świata; choćby taką, w której związek emerytowanego piłkarza z nowoczesną, świadomą swojego materialnego statusu kobietą jest jakimś mezaliansem. Hacjendy w Konstancinie wyglądają tak, jakby palec przyłożył do nich sam król Midas, M3 na blokowiskach – jak brazylijskie fawele, z kolei Warszawa tradycyjnie już składa się z kilku zapętlonych ulic, po których krąży zakochana para. Jest tu również preparat z geja, telewizyjnego showmana, starej panny, biznesmena. Do wyboru, do koloru.
Nie trzeba dodawać, że aktorzy walczą w tym bagienku o każdy haust powietrza. Socha ma w sobie fantastyczną lekkość, bez pudła zmienia tonacje, potrafi być jednocześnie przytłoczona codziennym znojem, uwodzicielska, ironiczna. Z kolei partnerujący jej Michał Malinowski mógłby obdarować charyzmą połowę etatowych amantów znad Wisły. Ale cóż z tego, skoro zmagają się z nienaturalnymi dialogami oraz wynikającą z nich pokusą nadekspresji. Żarty wahają się od pozbawionych puenty sucharów przez klasykę dowcipu z brodą po sflaczałe gagi. Najlepszy jest ten, w którym zdesperowana kobieta "sprawdza zawieszenie" limuzyny pewnego bogacza, by już po fakcie odkryć, że zabawiała się ze zwykłym szoferem. Albo ten, gdy gospodarz telewizyjnego show pyta Justynę Steczkowską o to, ile operacji plastycznych zaliczyła. Miau, ostrrrro.
Talent? Ciężka praca? Szczęście? W życiu wygrywają przede wszystkim ci, którzy wygrać chcą – przekonuje dziewczynę jej niezmordowana trenerka. I choć trudno odmówić jej racji, na całe szczęście w sztuce nie jest to aż tak proste.
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu