Gdyby od słuchania kiepskich dialogów w filmie bolały zęby, główny bohater "Huśtawki" miałby ręce pełne roboty. Michał (Wojciech Zieliński) jest bowiem dentystą, który między borowaniem a
Gdyby od słuchania kiepskich dialogów w filmie bolały zęby, główny bohater "Huśtawki" miałby ręce pełne roboty. Michał (Wojciech Zieliński) jest bowiem dentystą, który między borowaniem a wyrywaniem odbiera telefony od kochanki (Karolina Gorczyca) i żony (Joanna Orleańska). Biedaczek męczy się niemożebnie – ledwie skończy romantyczne tête-à-tête, a już musi biec, by odebrać z przedszkola małą córkę. Kochanka domaga się rozwodu, żona – seksu, a pacjentka pragnie mieć nowe koronki, by w ten sposób przypodobać się mężowi z Ameryki. Wszyscy bardzo cierpią, bo chcieliby mieć ciastko i zjeść ciastko. Ach, gdyby tylko bohaterowie mogli zadławić się swoimi słodkościami i choć przez chwilę nie otwierali ust.
W zamierzeniu reżysera "Huśtawka" miała być zapewne gęstym od emocji dramatem psychologicznym. Można by się z niego dowiedzieć, co się dzieje, gdy pragnienia rozmijają się z obowiązkami, a uczucie ustępuje miejsca nudzie. Niby powstało już pełno filmów na podobny temat, ale z dobrym scenariuszem i zdolnymi aktorami dałoby się z tego zrobić interesujący portret pokolenia trzydziestolatków. Ludzi, którzy trochę już życiu przeżyli, ale wciąż czują się młodzi i nie potrafią gnuśnieć na kanapie przed telewizorem u boku tego samego partnera.
Problem w tym, że scenariusz filmu przypomina kserokopię wenezuelskiej telenoweli. Piękni, młodzi i bogaci rzadko kiedy zajmują się czymś więcej, niż rzucaniem sobie spojrzeń pełnych namiętności bądź piciem wina. Szaleństwo, którego tak bardzo pragną, przejawia się co najwyżej w zabawie na huśtawce w trakcie ulewy. Swoją drogą, tę scenę operator fotografuje, jakby znajdował się na planie reklamy dezodorantu albo świeżego mleka - kolory są podrasowane, a obraz spowolniony, tak byśmy mogli oglądać krople wody ściekające malowniczo z piersi Gorczycy.
Przesadny realizacyjny glamour podkreśla tylko sztuczność świata, który kreują na ekranie twórcy. Nie wierzę, że projektantka mody o artystycznej duszy mogła zakochać się bez pamięci w mdłym, zaobrączkowanym doktorku. Nie rozumiem, dlaczego żona naiwnie daje się nabierać na wykręty niewiernego męża. No chyba, że Michał jest kochankiem wszech czasów i umiejętnościami w sypialni rekompensuje brak polotu, poczucia humoru oraz emocjonalne popapranie.
"Huśtawka" równie dobrze mogłaby się nazywać "Z jak zdrada". Poza paroma scenami erotycznymi, w których pokazano to i owo, film Tomasza Lewkowicza nie różni się niczym od tasiemców tłuczonych masowo przez telewizję.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu