Morał tej historii nietrudno przewidzieć, ale Tartakovsky potrafi zaserwować nam starą baśń w nowej, atrakcyjnej formie. "Hotel Transylwania" ma piękną animację czerpiącą garściami z ikonografii
Choć klientami "Hotelu Transylwania" są wilkołaki, mumie i monstra Frankensteina, seans powinien upłynąć Wam raczej pod znakiem wybuchów śmiechu niż okrzyków grozy. Animacja Genndy'ego Tartakovsky'ego, autora rewelacyjnego "Laboratorium Dextera", to wdzięczna komedia dla dużych i małych.
Sony Pictures Entertainment Inc.
Zastanawialiście się kiedyś, co by było, gdyby serce hrabiego Drakuli raniono strzałą Kupidyna, a nie osinowym kołkiem? I gdyby w efekcie tego postrzału najsłynniejszy smakosz posoki został wkrótce ojcem? Jeśli wierzyć Tartakovsky'emu, za górami, za lasami, za siedmioma cmentarzami krwawy arystokrata zbudował hotel, w którym zamieszkał wraz z ukochaną córką i potwornymi gośćmi. Dostępu do tego miejsca nie mają tylko złe, krwiożercze stworzenia zwane... ludźmi. Pewnego dnia próg posiadłości przekracza jednak przybysz, który wprowadza chaos we względnie uporządkowane życie rezydentów: zawraca w głowie dorastającej pociesze pana domu, a jego samego przyprawia o ból przerośniętych zębów.
Wojna podjazdowa między przyszłym teściem i zięciem to temat stary jak świat. Dopiero osadzenie go w scenerii horroru gotyckiego okazało się strzałem w dziesiątkę. Słynny wampir, który musi nagle poradzić sobie ze świadomością, że nie jest już jedynym mężczyzną w życiu córki, to postać tyleż komiczna co wzruszająca. Z kolei Mavis, czyli panna Drakulówna, nosi w sobie te same wątpliwości co nastolatki próbujące wyrwać się spod kurateli nadopiekuńczych rodziców. Moim osobistym faworytem w galerii upiornych bohaterów jest jednak wilkołak. Przygarbiony ojciec gromady rozbrykanych, nieszanujących go brzdąców wydaje się klasyczną ofiarą kryzysu wieku średniego. Niegdyś był postrachem wszystkich zagród, dziś szuka tylko świętego spokoju.
Sony Pictures Entertainment Inc.
Morał tej historii nietrudno przewidzieć, ale Tartakovsky potrafi zaserwować nam starą baśń w nowej, atrakcyjnej formie. "Hotel Transylwania" ma piękną animację czerpiącą garściami z ikonografii kina grozy, dialogi naszpikowano sutą porcją żartów słownych, a bohaterowie są strasznie (nomen omen) sympatyczni. Twardogłowi fani horrorów będą się pewnie zżymać na to, że twórcy upupili ich ulubione potwory. Reszta widzów po pokazie zatęskni raczej za imprezą halloweenową.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu