Dwa lata trzeba było czekać na premierę nowego filmu
Filipa Bajona, co dziwi, biorąc pod uwagę, że twórca
"Magnata" zaproponował łotrzykowską komedię w klimacie rozliczeń niesławnej, w niektórych kręgach, III RP. Film równie zgrabny, co błahy. Przesadzam, oczywiście
Bajon nie bawi się w politykę, choć świat, który pokazuje, łatwo dałby się podciągnąć pod którąś z ideologicznych klisz. Mamy oto sprytnego właściciela firmy sprzątającej, który w wyniku koneksji z lokalnymi notablami szybko dorabia się fortuny. Przepustką do bogactwa staje się tytułowa fundacja, którą bohater zakłada w celu pozyskania funduszy na leczenie poszkodowanych w wypadkach dzieci. Tak się szczęśliwie składa, że właśnie dokonano zmian w prawie, które sprawiły, że pieniądze na ten cel zaczynają płynąć strumieniami.
Bajon pomyślał sobie ten film jako komediowy moralitet, i oczywiście reżyser klasy twórcy
"Wahadełka" nie powinien mieć większego problemu z pożenieniem tych dwóch odmiennych filmowych rzeczywistości. Wydaje się jednak, że reżyser nie mógł się do końca zdecydować, jaki ton ma przeważyć.
"Fundacja" toczy się lekko w rytmie obranej konwencji, momentami niezgrabnie wchodząc na pole literackich nawiązań. Kreowana przez
Jana Nowickiego postać malwersanta Małeckiego jest jak żywcem przeniesiona z kart powieści
Dostojewskiego, szkoda tylko, że przyszło jej występować w tak nienaturalnych dekoracjach. Aktor brawurowo odgrywa przed nami rolę diabła wcielonego, wydaje się jednak, że
Bajon przesadnie uwierzył w to, że nadekspresja
Nowickiego wystarczy, by dźwignąć cały film. Momentami zapomina o scenariuszu, a narracyjne dziury próbuje przykryć li tylko charyzmą odtwórcy głównej roli. Swoją drogą
Jan Nowicki nie ma ostatnio szczęścia. Kolejne trzy filmy z jego udziałem czekają na premierę.
"Fundacja", choć z opóźnieniem, trafia wreszcie do naszych kin, mam nadzieję, że podobnie stanie się z pozostałymi. Zwłaszcza z głośnym (niestety nie w Polsce)
"Niepochowanym" (aktor wcielił się tam w premiera
Imre Nagy'ego, bohatera węgierskich wydarzeń 1956 roku) oraz
"Jeszcze nie wieczór" (fabularny debiut uznanego dokumentalisty
Jacka Bławuta), za rolę w którym
Nowicki otrzymał nagrodę na ostatnim festiwalu w Gdyni. Co do samego
Bajona, choć do jego ostatniego filmu trudno nie czuć sympatii, wydaje się, że reżyser tej miary zasługuje na coś więcej niż pochwałę sprawnego warsztatu. Krótko mówiąc, byłoby dobrze, gdyby pieniądze z tej
"Fundacji" przeznaczył na nową
"Limuzynę Daimler Benz".