Pewnie niewielu ludzi interesujących się polskim kinem, zdaje sobie sprawę, kim jest Michał Kwieciński. Producent takich filmów jak Miasto 44 czy Katyń, dość rzadko udziela się jako reżyser.
Pewnie niewielu ludzi interesujących się polskim kinem zdaje sobie sprawę, kim jest Michał Kwieciński. Producent takich filmów jak "Miasto 44" czy "Katyń" dość rzadko udziela się jako reżyser. Dotychczas jego szczytowymi osiągnięciami w tej dziedzinie były produkcje telewizyjne. Jedną z nich był opowiadający o czasach bezpośrednio poprzedzających II wojnę światową film "Jutro idziemy do kina". Jego najnowsze dzieło, "Filip", również opowiada o wojnie, jednak z kompletnie innej perspektywy niż ta, którą dotychczas mogliśmy obserwować w polskim kinie. Opowiada o wojnie od zaplecza. O normalnym człowieku, który próbuje przeżyć nie na froncie, tylko w normalnym niemieckim mieście.
Mamy rok 1943. Młody żyd Filip (Eryk Kulm jr) po śmierci ukochanej ucieka z Warszawskiego Getta i dzięki swojemu przyjacielowi Staszkowi (Robert Więckiewicz) zostaje przetransportowany do Frankfurtu, gdzie dostaje pracę kelnera w ekskluzywnym hotelu. Życie w nazistowskich Niemczech nie jest dla niego łatwe. Nikomu nie ufa, musi bez przerwy ukrywać swoją tożsamość i podawać się za kogoś, kim nie jest. Najmniejsza nieostrożność może kosztować życie nie tylko jego, ale również jego znajomych.
Wypada zacząć od tego, co jest najistotniejsze dla tego filmu, czyli od głównego bohatera, na barkach którego w zasadzie opiera się cały projekt. Nieznany szerszej publiczności Eryk Kulm jr genialnie odnajduje się w roli złamanego przez życie Żyda, któremu do pewnego momentu już na nikim i na niczym nie zależy. Jest zarówno wyrafinowany, bezczelny, perfidny i pewny siebie, jak i zamknięty w sobie, wrażliwy, lojalny i stłamszony. Mam spore wątpliwości, czy jakikolwiek inny polski aktor zdołałby tak wiarygodnie oddać psychologię i zmiany, jakie zaszły w tego typu postaci.
Tylko nieznaczna część dialogów jest przeprowadzona w języku polskim. Dominuje oczywiście niemiecki. Bardzo dużo jest również francuskiego. W zasadzie tylko trzy postacie mówią po polsku. Zważywszy na czas i miejsce akcji, wypada to bardzo autentycznie i przekonująco. Duży plus należy się również twórcom za zaangażowanie sporej liczby zagranicznych aktorów, przez co postacie mówią jak najbardziej naturalnie i płynnie. Nie czuć fałszu i sztuczności, jakie zapewne byłyby odczuwalne, gdyby zdecydowano się, skompletować obsadę, bazując na polskich aktorach, nie operujących tak przekonująco zagraniczną mową.
Trzeba powiedzieć, że reżyser miał bardzo nieszablonowy pomysł na poprowadzenie tej historii. Dominują bardzo długie, niestandardowe ujęcia. Kwieciński świetnie panuje nad płynnością obrazu. Produkcja swoim stylem i budową przypomina raczej thriller niż typowy dramat wojenny. Nieoczywista jest również muzyka, która wypada bardzo ciekawie, zwłaszcza biorąc pod uwagę realia historyczne. Bardzo dobrze prezentuje się scenografia. Frankfurt został przedstawiony schludnie i wiarygodnie.
Jeśli chodzi o zastrzeżenia, to na pewnym etapie można je mieć do scenariusza. Mam wrażenie, że film momentami się gubi i poszczególne wątki można było nieco lepiej poprowadzić. Są tutaj także problemy z budowaniem napięcia w kilku scenach. Sam ton, w jakim jest poprowadzona cała produkcja, jest bardzo specyficzny. Idzie to zauważyć zwłaszcza w finale.
"Filip" jest czymś nowym. Jest z całą pewnością filmem wartym obejrzenia i uwagi. Przedstawia wiele rzeczy związanych z wojną z zupełnie innej perspektywy. Jeszcze chyba nikt nigdy w polskim kinie nie zaprezentował w ten sposób ofiary wojny. Człowieka, który brawurowo i bez cienia strachu czy respektu wychodzi naprzeciw okolicznościom losu i nie boi się traktować swoich oprawców z góry, chociaż realia i doświadczenia wskazywałyby na coś zupełnie innego. Miejmy nadzieję, że nie będzie to jedynie odosobniony przypadek na polskim rynku i takie jakościowe produkcje pojawiać się będą rokrocznie.