Wszyscy, którzy czytali moją recenzję "
Śmiertelnej wyliczanki" wiedzą, że mam słabość do
Sandry Bullock i generalnie "łykam" wszelkie filmy z jej udziałem. Nie inaczej jest z romantyczną komedią "
Dwa tygodnie na miłość", która właśnie wchodzi na nasze ekrany. On - George Wade, bogaty właściciel firmy budowlanej, playboy, który wyburza stare nowojorskie budynki aby na ich miejscu postawić nowoczesne biurowce. Ona - Lucy Kelson, idealistka, znakomity prawnik, która walczy o zachowanie każdego z wyburzanych przez Wade'a budynków. Oczywiście - jak to zwykle w komediach romantycznych bywa - losy tych dwojga splotą się, a początkowa niechęć przerodzi w głębokie uczucie... "
Dwa tygodnie na miłość" to film jakich wiele. Absolutnie nic nas w nim nie zaskoczy. Fabuła jest banalna, oklepana i przewidywalna. Bohaterowie standardowi, a zakończenie znane od pierwszych minut projekcji. Mimo to, film ogląda się całkiem przyjemnie.
Hugh Grant jest jak zwykle uroczy,
Sandra Bullock ładna, a zakończenie takie jak być powinno w tego rodzaju historiach. Jak dla mnie jest to idealny obraz na walentynkowy wieczór. Zatem jeśli macie ochotę na romantyczny wieczór ze swoją "połówką", "
Dwa tygodnie na miłość" może być sympatyczną propozycją na miłe, wspólne spędzenie czasu. I to chyba wszystko co mogę napisać na temat tej komedii. Chciałbym więcej, bowiem recka jest nieprzyzwoicie krótka, ale obawiam się, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie żadnej błyskotliwej uwagi na temat tak przeciętnego filmu jaki jest "
Dwa tygodnie na miłość". Jeżeli macie akurat ochotę na lekką komedyjkę romantyczną to walcie śmiało do kina, nie zawiedziecie się. Moim zdaniem lepiej jednak poczekać na premierę wideo. "
Dwa tygodnie na miłość" to film w sam raz do obejrzenia w domu, przy świecach z ukochaną osobą u boku.