Recenzja filmu

Druga Ziemia (2011)
Mike Cahill
Brit Marling
William Mapother

Science fiction lekiem na zranioną duszę

"Druga Ziemia" wpisuje się w prężnie rozwijający się nurt niezależnego kina SF. W porównaniu z taką "Strefą X" obraz Mike'a Cahilla prezentuje się bardzo dobrze.
Jeśli spojrzy się na prezentowane w ostatnim czasie filmy, nie trudno zauważyć, że filmowcy z coraz większym niepokojem myślą o grudniu 2012 roku i zapowiadanym końcu świata. Dlatego też wpatrują się w niebo, z którego co raz wyłaniają się jakieś niespodzianki. A to ni stąd ni zowąd pojawia się Melancholia, a to meteoryt grozi zagładą (jak w pokazywanym w tym roku na Warszawskim Festiwalu Filmowym "Przy autostradzie"), a to znów pojawia się na niebie idealna replika Ziemi wraz z krążącym wokół niej Księżycem. Ten ostatni przypadek ma miejsce właśnie w filmie "Druga Ziemia".  

I jak w dwóch wymienionych wyżej tytułach, tak i w tym zjawisko na niebie jest tłem i symbolicznym wyjaśnieniem tego, co dzieje się na Ziemi. A tu rozgrywa się dramat młodej, dobrze rokującej studentki MIT, która spowodowała wypadek samochodowy. Ona przeżyła, podobnie jak kierujący samochodem, w który uderzyła. Jednak jego towarzysze, ciężarna żona i mały synek, nie mieli tyle szczęścia. Teraz, cztery lata później, dziewczyna próbuje znaleźć sposób, by postawić na nogi zdruzgotanego mężczyznę, a przy okazji – być może – otrzymać przebaczenie.

Jestem pewien, że film spotka się z ciepłym przyjęciem sporego grona widzów, którzy zachwycać się będą delikatnością, z jaką opowiedziany został dramat dwojga ludzi żyjących w świecie bólu z przeszłości i niepewności o jutro. To film opowiadający o poszukiwaniu leku na zszarganą duszę. I trzeba przyznać, że twórcy podeszli do tematu oryginalnie.

Ale nie aż tak oryginalnie. "Druga Ziemia" wpisuje się bowiem w prężnie rozwijający się nurt niezależnego kina SF. W porównaniu z taką "Strefą X" obraz Mike'a Cahilla prezentuje się bardzo dobrze, głównie za sprawą lepszego wykorzystania bohaterów. Pozostaje jednak daleko w tyle z "Moon", i to za równo jeśli chodzi o wykorzystanie sztafażu SF, jak i konstruowanie narracji. Cahill chwilami jest zbyt dosłowny. W filmie, który w dużej mierze opiera się na tym, co niewypowiedziane, to spore faux pas. Wybiera też aż nazbyt oczywiste rozwiązania. Na szczęście wiedział, w którym momencie film zakończyć. Zawieszenie historii sprawia, że widzowie pozostają "nakręceni", zastanawiając się, skąd taki, a nie inny koniec, i co wydarzyło się później. Za dobre wykorzystanie efektu Zeigarnik twórcy mają u mnie dużego plusa.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Druga Ziemia
Każdy z nas popełnia błędy, rzadko jednak otrzymujemy szansę na ich odkupienie. Bohaterka filmu "Druga... czytaj więcej
Recenzja Druga Ziemia
Nie jesteśmy sami we wszechświecie. Dosłownie. Jest nas więcej niż jedno. By się o tym przekonać,... czytaj więcej
Recenzja Druga Ziemia
Wyobraź sobie, że gdzieś tam - w odległej galaktyce - istnieje twoja idealna kopia; dosłownie drugi ty.... czytaj więcej