Po opuszczeniu sali kinowej zastanawiałem się, czy polski tytuł oddaje ducha filmu. Odpowiedź jest nadzwyczajnie prosta. Podobnych zbrodni zapomnieć nie sposób, nawet z perspektywy obserwatora,
użytkownik Filmwebu
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
Facebook
X
Udostępnij
Skopiuj link
Bądź na bieżąco
Po opuszczeniu sali kinowej zastanawiałem się, czy polski tytuł oddaje ducha filmu. Odpowiedź jest nadzwyczajnie prosta. Podobnych zbrodni zapomnieć nie sposób, nawet z perspektywy obserwatora, więc jaka istnieje możliwość, że dokona tego ofiara? Nie potrafię sobie wyobrazić umysłu, który wyparłby z pamięci tak wielkie okrucieństwa.
Wydarzenia prowadzące do punktu kulminacyjnego poznajemy dzięki wspomnieniom Erica Lomaxa (Colin Firth) oraz opowieści jego przyjaciela Finlaya (Stellan Skarsgard). Dwie przestrzenie czasowe przeplatają się i uzupełniają w subtelny, przemyślany sposób. Od spacerów po plaży, ujęć sfrasowanej twarzy Firtha i napadów lęku, spowodowanych traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości, cofamy się do roku 1941, kiedy to Brytyjczycy z działu łączności w Singapurze otrzymują wiadomość o kapitulacji wojsk swojego kraju. Eric Lomax – młody żołnierz i entuzjasta kolei, trafia do niewoli, aby wraz z blisko stu dwudziestoma tysiącami robotników budować "Kolej Śmierci".
Pierwszy, po latach, rzut oka na tłumacza i kata Lomaxa – Nagase (Hiroyuki Sanada), robi duże wrażenie. Daje do zrozumienia, że człowiek to istota podła, zdolna przywyknąć nawet do najgorszego. Z każdą minutą przekonujemy się jednak, że reżyser poczęstował nas potrawą, której głównym składnikiem są wątpliwości. Wraz z młodym fanatykiem pociągów odczuwamy przez cały seans dylemat moralny. Pod znakiem zapytania postawiona jest również kwestia honoru – elastycznie interpretowana.
Colin Firth i Jeremy Irvine znakomicie kreują postać Erica Lomaxa. Wyraźnie zarysowują kontrast między młodszym i starszym, niedoświadczonym i weteranem. Aktorzy dopełniają się wzajemnie. Przyzwoity występ odnotowała także Nicole Kidman w mało wymagającej roli, która ogranicza się do wspierania i motywowania męża w walce z demonami przeszłości.
Nie łatwo postawić się w sytuacji Erica Lomaxa. Dokonać zemsty, zabić, nie jest rzeczą prostą. Wybaczyć – jeszcze trudniej. Okazuje się, że w życiu trawionym przez pasożyta – dramatyczną historię, istnieje lekarstwo. Miłość jest tutaj podstawowym czynnikiem, który ratuje sytuację i wpływa na podjęcie decyzji. Jonathan Teplitzky próbuje oddać w swoim filmie wagę tego uczucia, aby ostatecznie, w zakończeniu, wzruszyć widza do łez. Mimo że "Drogę do zapomnienia" zapowiedziano jako oscarowego pewniaka, zabrakło w obrazie reżysera "Burning Man" pierwiastka wyjątkowości. Z czystym sumieniem mogę napisać, że jest to tylko film dobry.