Gdyby kino nie było magiczne, prawdopodobnie wcale bym do niego nie chodziła. Ominąwszy je szerokim łukiem, udawałabym się do nastrojowej kawiarenki, lub wędrowała po siedlisku marzeń i pomysłów, który mieści się w mojej głowie. Na szczęście, filmy nie są robione jedynie przez zagorzałych realistów, lub nałogowych zbijaczy milionów. Na rynku znajdują się również ekranizacje emocjonujące, nierealne, dające nadzieję i ekscytujące. Do takich dzieł zaliczam "
Dirty Dancing". Lato 1963 roku, to okres ciszy przed burzą: zaraz zamordują
Kennedy'ego, za chwilę pojawią się filmy z Bondem i muzyka
Beatlesów, a
Martin Luther King objawi swój wielki sen, ruszy studencka rewolta. Nie było jeszcze mowy o rewolucji obyczajowej, ale zmiana wisiała już w powietrzu. Właśnie wtedy rodzina Frances "Baby" Houseman (
Jennifer Grey) wyjeżdża na wakacje do ośrodka wypoczynkowego. Dziewczynę, w przeciwieństwie do jej siostry Lisy, nie bawią organizowane przez hotel zabawy. Imponuje jej Johnny Castle (
Patrick Swayze), tutejszy nauczyciel tańca. Życie "Baby" od tego czasu ma być zupełnie inne. Nie tylko przeciwstawi się swojemu ojcu w imię własnych marzeń, ale również odmieni swojego ukochanego i da mu posmakować swojej miłości. Od czasu premiery w 1987 roku, film został uznany za kultowy, natomiast główna para aktorska stała się z dnia na dzień gwiazdami pierwszego formatu.
Jennifer Grey przyćmiła nawet przez chwilę swego ojca,
Joela Greya, niezapomnianego konferansjera z "
Kabaretu". Film, wyprodukowany za 6 milionów dolarów, przyniósł dziesięciokrotne zyski. Brat mojego taty, był na "
Dirty Dancing" w kinie 36 razy, urywając się z lekcji i podkradając pieniądze z kieszeni dziadka. Dlaczego? Ekranizacja była esencją jego marzeń, tak jak wielu innych nastolatków. Podczas oglądania "
Wirującego seksu" (polskie tłumaczenie), przeżyłam zadziwiającą gamę doświadczeń. Z łatwością rozumiałam odczucia bohaterki: razem z nią płakałam, radowałam się; czułam chwile nerwowego napięcia i ekscytacji. W czasie końcowej sceny dosłownie szalałam z radości, widząc szczęśliwe twarze Johnny'ego i Frances. Jednym słowem, bardzo mocno zidentyfikowałam się z bohaterami. Może stało się tak dlatego, iż jestem nastolatką i niedługo będzie mnie czekać podobna sytuacja, może dobroduszny charakter dziewczyny i wszechobecna nadzieja uniosły mnie na wyżyny emocji. Wyobrażam sobie, że nie tylko ja doświadczyłam takich uczuć w czasie oglądania tego filmu. Historia "Baby" i Johnny'ego poruszyła serca młodzieży na całym świecie, zwłaszcza dziewczyn (okrzyknięty najbardziej "babskim" filmem wszech czasów). Nie ma się co dziwić, ekranizacja jest zręcznie zrobiona, lekka, wzruszająca; z zapierającymi dech sekwencjami tanecznymi. Mimo wszystkich pochlebnych słów pod adresem "
Dirty Dancing" i wielu wyróżnień dzieło nie jest zbyt lubiane przez krytyków filmowych. Sama odczułam, iż w gruncie rzeczy jest to kolejna komedia romantyczna, której bieg bardzo łatwo przewidzieć, a niektóre kwestie w scenariuszu (np. "Nobody puts 'Baby' in the corner") są tandetne i kiczowate. Jednak uważam, że filmy nie zawsze muszą być na najwyższym poziomie artystycznym. Wystarczy, że poczuję się po nich szczęśliwsza, pełniejsza, lepsza. Myślę, że to zadanie "
Wirujący seks" spełnił dobrze.