Recenzja filmu

Diabły (1971)
Ken Russell
Vanessa Redgrave
Oliver Reed

"A gdzie jest miłość?"

Legendarna i szokująca, choć niemal zupełnie nieznana szerszej publiczności ekranizacja opartej na faktach powieści Aldousa Huxleya nakręcona została przez enfant terrible kina brytyjskiego Kena
Legendarna i szokująca, choć niemal zupełnie nieznana szerszej publiczności ekranizacja opartej na faktach powieści Aldousa Huxleya nakręcona została przez enfant terrible kina brytyjskiego Kena Russella. Reżyser przenosi nas do targanej wojnami religijnymi i walkami o władzę XVII-wiecznej Francji pod rządami Ludwika XIII. Nastrój nietolerancji wobec wszelkiej inności podgrzewa ciągnąca się już drugie dziesięciolecie wojna angażująca niemal cały kontynent, którą potomni nazwą trzydziestoletnią.

Akcja rozgrywa się głównie w prowincjonalnej miejscowości Loudun, którą na tle całego kraju wyróżnia fakt tolerancyjnej koegzystencji katolików i hugenotów. Będąc pod wrażeniem lojalności i oddania mieszkańców, król Ludwik XIII gwarantuje im zachowanie szczególnych praw i przywilejów, w tym sporej niezależności od stolicy. Nie podoba się to szarej eminencji dworu królewskiego – kardynałowi Richelieu, który pragnie złamać silną pozycję hugenotów w państwie, a fortyfikacje Loudun są poważną przeszkodą do zrealizowania tego celu.  Niezależności miasta oprócz potężnych murów strzeże również miejscowy ksiądz Urbain Grandier, jednoczący wokół siebie zarówno hugenotów jak i katolików. Wychowany w jezuickiej szkole, charyzmatyczny i nieustępliwy kapłan staje się poważną przeszkodą dla Richelieu, więc ten drugi postanawia go zgładzić oskarżając o herezję i zdeprawowanie mniszek z miejscowego klasztoru. Powagę oskarżenia dodatkowo wzmacnia fakt rozwiązłego trybu życia kapłana i zawarcia przezeń małżeństwa z jedną z kochanek.

Film powstał na fali rozluźnienia w cenzurze i obyczajach przełomu lat 60. i 70. co widać na ekranie. Reżyser zawsze skłonny do szokowania przeszedł tym obrazem wszystko czego dokonał do tamtej pory. Obraz kipi przemocą, seksualnością i atmosferą profanacji. Russell wymierza siarczysty policzek kościołowi jako skostniałej i pełnej hipokryzji instytucji, bardziej zainteresowanej realizacją celów politycznych aniżeli krzewieniem wiary. Wiara jest tutaj używana cynicznie i bez oporów do realizacji prywatnych ambicji, a większość bohaterów nawet nie stara się tego ukrywać.

Charakterystyczną cechą filmu jest brak właściwie jakiejkolwiek pozytywnej postaci, bo trudno w ten sposób ocenić choćby samego Grandiera. Kapłan traktuje swoje obowiązki z przymrużeniem oka, uwodząc w międzyczasie liczne kobiety a następnie porzucając ze znużenia. Grandier grany przez Olivera Reeda oprócz charyzmy i witalności buhaja ma w sobie odrobinę wrażliwości i tęsknoty za lepszym światem i Bogiem. Bohater świadomie ciąży ku upadkowi, igrając z przełożonymi, co do których jest pewien, ze są jeszcze gorsi od niego. Równolegle do kapłana śmiało folgującego swoim potrzebom rozwija się historia znanej z filmu Jerzego Kawalerowicza przełożonej żeńskiego zakonu Joanny od Aniołów i jej podopiecznych. Zakonnice są w większości skazane na służbę Bogu przez obowiązek i okoliczności aniżeli z szczerej chęci. W klasztorze panuje ciemnota i tłumienie potrzeb seksualnych, traktowanych jako grzech i jako takie karanych. Problemy psychiczne przełożonej zakonu i walka z rosnącym pożądaniem do ojca Grandiera sprowadzają ją na skraj histerii, która zostaje rozpoznana jako opętanie przez diabła. Vanessa Redgrave jako kaleka i pełna kompleksów przełożona wypada równie przekonująco jak Reed. Jest osobą budzącą niechęć i współczucie zarazem, skrzywdzoną przez naturę i społeczeństwo w jakim przyszło jej żyć.

Ponure widowisko przygniata ciężką atmosferą, poczuciem beznadziejności i degeneracji ludzkiej natury. Film przyspiesza w drugiej części, a sceny egzorcyzmów w kościele uderzają dzikością i chaosem, gdy instynkty wydostają się spod schludnych habitów i sutann. Tutaj też mają miejsce najbardziej kiczowate i stanowczo przesadzone sceny z gwałtem na Jezusie włącznie. Przypomina to tandetne orgie z późniejszego o osiem lat "Kaliguli" Tinto Brassa, projektu oszpeconego bez wiedzy reżysera przez producentów. Diabły nie są jednak na szczęście "Kaligulą", od którego dzieli je przepaść. Sceny klimatem z gore nie krzywdzą jakoś specjalnie filmu, lecz mogą zniechęcić swoją przesadnością i brakiem realizmu. Ponurą atmosferę potęguje skromna scenografia Dereka Jarmana ("Caravaggio"), nadająca "Diabłom" charakter przedstawienia teatralnego.

Bezkompromisowy obraz Russella był aktualny czterdzieści lat temu tak samo jak dzisiaj ze względu na podjęte przezeń tematy. Nietolerancja, w filmie dotykająca przekonań religijnych i upodobań seksualnych nadal jest rzeczą powszechną. Podobnie hipokryzja z jaką politycy i przywódcy religijni wykorzystują wiarę mas do realizacji swoich celów. Bezbronność jednostki w starciu z trybami systemu pokazana jest na przykładzie silnego, zdawałoby się, księdza Grandiera, bestialsko torturowanego w celu wyciągnięcia podpisu pod fałszywymi oskarżeniami, przez co cyniczny kapłan stanie się niewinną ofiarą i symbolem męczeństwa zarazem. Widz nie doczeka się żadnej taryfy ulgowej i wraz ze zbliżającym się końcem seansu spotka się z bombardowaniem kolejnymi scenami upadku społeczeństwa i dzikiej przemocy, a końcówkę będzie mógł śmiało zaliczyć do jednych z najbardziej ponurych i przygnębiających w historii kina. Stąd też sensowność i zarazem beznadziejność tytułowego pytania, które wyszło z ust jednej z bohaterek.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Diabły
Ekranowa kondensacja wielkich konfliktów i międzynarodowych wojen najlepiej uwidacznia się przedstawiona... czytaj więcej