Recenzja filmu

Całe to piękno i krew (2022)
Laura Poitras
Nan Goldin
David Velasco

Całe to piękno zażywania

Mogło być to dziennikarskie śledztwo, thriller polityczny na miarę "Citizenfour", ukazujący brudy i przekręty rządzące przemysłem farmaceutycznym w USA. Niestety, zamiast tego, dostaliśmy
Demonstranci i Nan Goldin leżą na podłodze, udając trupy. Zszokowani zwiedzający nagrywają wszystko komórkami. W prostokątnej sadzawce obok, na tafli wody unoszą się dziesiątki pustych, pomarańczowych, plastikowych pudełeczek po lekach. Konkretnie po jednym leku, który zamiast pomagać, doprowadził do śmierci setek tysięcy osób. Nad wejściem do skrzydła muzeum, w którym ma miejsce opisany wyżej happening, widnieje złowieszczo nazwisko fundatora: SACKLER. Jest tam ono, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto dał pieniądze na budowę i przeciwko komu wymierzony jest ten protest. Taką sceną zaczyna się najnowsze dzieło nagrodzonej Oscarem za "CitizenfourLaury Poitras, "Całe to piękno i krew". Film zdobył Złotego Lwa na 79. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Wenecji, co czyni go drugim dokumentem w historii, który wygrał główną nagrodę na tej imprezie.

 

Centralną postacią, z której perspektywy poznajemy wszystkie zaprezentowane zdarzenia i w nich uczestniczymy, jest Nancy "Nan" Goldin. Jest to amerykańska fotografka, której prace dotyczą seksualności, intymności, LGBT, drag queens czy uzależnień. W 2014 roku zaczęła zażywać przepisany jej oparty na opioidzie oxycontin, lek przeciwbólowy produkowany przez koncern farmaceutyczny Purdue Pharma należący do rodziny Sacklerów. Bardzo szybko się od niego uzależniła. Udało jej się, jednakże, wyjść z tego nałogu, po czym w 2017 roku założyła grupę P.A.I.N. zrzeszającą ofiary opioidowej polityki firmy Purdue Pharma. Wspólnie z innymi czystymi od oxycontinu ludźmi, jak i bliskimi tych, którzy go przedawkowali, kieruje przeciwko dynastii Sacklerów (którzy notabene zdawali sobie sprawę z uzależniających właściwości swojego specyfiku) serię pozwów i organizuje pikiety w muzeach i galeriach sztuki, których są oni sponsorami. Drugim wątkiem wiodącym jest autobiografia Goldin opowiedziana za pomocą jej zdjęć.

   

"Całe to piękno i krew", niestety, dobrym dokumentem jest jedynie pod kątem realizacyjnym, podczas gdy jego warstwa merytoryczna woła wręcz o pomstę do nieba. Czuję się oburzony bezprecedensową postawą Nan Goldin, która jest, jednym słowem, bezwstydna. Nietrudno dostrzec, że jest to osoba, która absolutnie nie ma wstydu teraz, jak i nie miała go wcześniej. Świadczą o tym chociażby tak chętnie przez nią pokazywane na jej wernisażach zdjęcia ukazujące ją uprawiającą seks z mężczyznami (najpierw miały to być zdjęcia jej koleżanki, ale ta się nie zgodziła). Jesteśmy świadkami niebywale szczerej i obrazoburczej spowiedzi fotografki; nie jest dla niej problemem przyznanie się przed kamerą do uprawiania prostytucji, zażywania narkotyków, „dawania w żyłę”, życia wśród ludzi proklamujących całkowite wyzwolenie i manifestujących całymi sobą brak jakiejkolwiek krępacji i odrzucenie wszelkich konwenansów.

   

Nan Goldin daje się poznać w tym filmie jako wyjątkowo bezczelna hipokrytka. Przez cały film walczy z bezduszną rodziną Sacklerów odpowiadającą za śmierć z przedawkowania blisko 400 tysięcy osób (jeśli wierzyć banerom), przy czym sama jednocześnie jakże ochoczo opowiada o swoich przygodach z używkami, których absolutnie się nie wstydzi. Według mnie, już sam ten fakt sprawia, że ciężko jest takiej osobie zaufać w tak palącej i ważnej dla nas wszystkich, nie tylko Amerykanów, kwestii. Ponadto, założycielka organizacji P.A.I.N. szuka wszędzie wokół siebie winnych śmierci jej przyjaciół, nie widząc błędów w nich samych i ich stylu życia. O wszystko z uporem prawdziwego maniaka oskarża „rząd” (który nazywa „marginesem społecznym” w odwecie za to, że ją samą i jej środowisko uraczył takim określeniem). Jej kumple umarli na AIDS, bo rząd się nimi nie interesował. Ludzie giną z przedawkowania i się uzależniają, bo rząd nic z tym nie chce zrobić, nie chce ratować jej kolegów, których w przypływie uniesienia płynącego z wyzwolenia nie było stać na to, żeby ratowali się sami. Jej rodzice, którzy wcale nie byli gotowi do zostania rodzicami, zostali zmuszeni przez rząd do urodzenia jej i jej siostry, rozpoczynając niejako pasmo nieszczęść tych dwóch kobiet, z czego jedno z nich zakończył rozpędzony pociąg (za co zresztą winę ponosi również bliżej nieokreślony rząd). Kobieta, która z własnej, nieprzymuszonej woli ćpała, piła i kochała się za pieniądze (tak jak jej kumple z nowojorskiej bohemy artystycznej), ma pretensje do całego świata o swoje uzależnienia i o śmierć swoich przyjaciół, a sama nie raczy wyciągnąć konsekwencji ze swojego stylu życia! Żeby nie umrzeć na AIDS, wystarczyło kupić prezerwatywę.

Po raz kolejny Goldin daje dowód swojej buty i niebotycznego wręcz zadufania, stając w obronie swojego kolegi atakowanego przez nowojorskiego kardynała, którego to ten właśnie kolega nazwał wcześniej „tłustym kanibalem w czarnej spódnicy”. No bo przecież wielkiej Nan Goldin wszystko wolno. Także obrażać ludzi, którzy bronią się przed obłudnymi atakami słownymi ze strony ludzi z jej środowiska. W końcu przeszła przez tak wiele… Do tego należy jeszcze nadmienić, jak patetycznie opowiada o swoim bólu fizycznym i duchowym spowodowanym głodem narkotycznym. Jak bardzo trzeba nie mieć wstydu, żeby po zaatakowaniu rządu za to, że nie ratuje narkomanów z pułapki, w którą dobrowolnie pozwolili się złapać i po zażądaniu od niego zdecydowanego działania w tej sprawie, wysłać podprogowy przekaz mówiący, że gdyby mogła, to by ćpała dalej?! Po to tylko, żeby móc sobie ulżyć i uśmierzyć ból! I znowu oczywiście winni są wszyscy wokół, tylko nie ona sama.

Krótko mówiąc, Nan Goldin dała się poznać jako osoba kompletnie niewiarygodna, przybierająca postać Konrada z III części „Dziadów”, mająca wyzwolić całą Amerykę przez swoje (jakże niezawinione przecież) cierpienie i próbująca poniekąd tą walką z przemysłem farmaceutycznym nadać swojemu życiu jakikolwiek sens. Główny przekaz filmu, czyli walka z epidemią opioidów w Stanach Zjednoczonych, został zmanipulowany przez wyzwolone bohemy pseudoartystyczne uwznioślające w typowo amerykańskim stylu swój ból (za który zresztą same odpowiadają) i walkę o „sprawiedliwość”.


Do tego, na sam koniec filmu, podczas końcowych refleksji go zamykających, przez samych jego twórców zostało zastosowane jawne zatajenie pewnej istotnej dla finalnego wydźwięku dzieła informacji. Zostało powiedziane, że ponad pół miliona Amerykanów zmarło w wyniku przedawkowania, ale nie ma tam mowy o tym, że substancją, która odpowiada za wszystkie te zgony jest OxyContin – lek, na którym rodzina Sacklerów zbiła fortunę i który jest powodem powstania tego dokumentu.

Uważam, że potencjał, jaki posiadał w sobie ten film, został zmarnowany. Mogło być to dziennikarskie śledztwo, thriller polityczny na miarę "Citizenfour", ukazujący brudy i przekręty rządzące przemysłem farmaceutycznym w USA. Jest to świetny temat, zwłaszcza po pandemii COVID-19. Niestety, zamiast tego, dostaliśmy opowiadaną smętnym i monotonnym głosem autobiografię artystki wyzwolonej, która nie potrafi "wziąć na klatę" konsekwencji swojego wyzwolenia. Myślałem, że obejrzę produkcję skupiającą się na walce z systemem, na ujawnianiu umów, nagrań, rozmów, przeróżnej maści machlojek, a dostałem, najprościej rzecz ujmując, historię życia Nan Goldin okraszoną fotografiami z różnych okresów jej kariery, gdzie epidemia opioidów i batalia z dynastią Sacklerów zostały zepchnięte na drugi plan. Należy jeszcze dodać, że wątek biograficzny nijak nie łączy się z wątkiem współczesnym, nie ma między nimi żadnego łącznika, nic ich nie spaja ze sobą. W historii o ciężkim dzieciństwie, patologicznym domu rodzinnym, tułaczce siostry Goldin po rodzinach zastępczych i różnych ośrodkach, nie ma mowy o OxyContinie i uzależnieniu od niego.


Wszystkie moje powyższe dywagacje prowadzą do klarownego wniosku, że "Całe to piękno i krew" trudno wręcz nazwać dokumentem. Jest to bardziej połączenie filmu dokumentalnego, biografii, wernisażu zdjęć, pictorialu i kroniki filmowej składającej się z uwiecznionych kamerą happeningów w muzeach i galeriach sztuki mających na celu bojkotowanie rodziny Sacklerów i usunięcie ich nazwisk z gmachów i wystaw.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Całe to piękno i krew
Trudno wyobrazić sobie bohaterkę, która bardziej zasługiwałaby na dokument biograficzny niż Nan Goldin.... czytaj więcej