Recenzja filmu

Bogini Partenope (2024)
Paolo Sorrentino
Celeste Dalla Porta
Stefania Sandrelli

Zobaczyć Partenope i umrzeć

Sycylia ma swojego Tornatore, a Neapol Sorrentino. Taka niezbyt odkrywcza konstatacja wpadła mi do głowy po sylwestrowym przedpremierowym pokazie najnowszego filmu włoskiego reżysera. Niemniej w
Sycylia ma swojego Tornatore, a Neapol Sorrentino. Taka niezbyt odkrywcza konstatacja wpadła mi do głowy po sylwestrowym przedpremierowym pokazie najnowszego filmu włoskiego reżysera. Niemniej w tym banale można zauważyć coś jeszcze: Paolo Sorrentino jak nikt inny robi dobrą reklamę miastu, które przez lata kojarzone było głównie z mafią, aferami śmieciowymi czy dzielnicami biedy, które bardziej przypominały kraje Afryki niż cywilizowany kraj Europy, a powiedzenie „zobaczyć Neapol i umrzeć” nabierało nowego znaczenia.

A jak mit pięknego Neapolu buduje w filmie „Bogini Partenope” sam Sorrentino? Otóż w rzeczy samej ucieka się do… mitologii. Jedna z pierwszych scen jego nowego filmu to ta, w której z morskiej piany niczym mityczna Wenus wyłania się inna bogini – Partenope, której imię nawiązuje do mitycznej syreny przemienionej przez Jowisza w miasto Neapol. Obdarowana boską urodą bohaterka wodzi na pokuszenie mężczyzn, ale nie ogranicza się li tylko na funkcji ozdoby filmu. Sorrentino pokazuje Partenope jako silną kobietę szukającą swojego miejsca w świecie zdominowanym przez mężczyzn. I być może nie jest to odkrywczy w obecnych czasach temat, to jednak Włoch pokazuje to w znanym i charakterystycznym dla siebie stylu.

Jak zwykle włoski reżyser szarżuje grając efektami znanymi ze wcześniejszych jego filmów: najazdy z tarasów na wspaniałe panoramy wybrzeża Capri („To była ręka Boga”), przepyszne wnętrza włoskich budowli („Wielkie piękno”) i cały blichtr neapolitańskiej łże-elity („Oni”). Komu jednak takie szarże nie przeszkadzają, ten i w tym filmie znajdzie to doskonałym zabiegiem i znakiem rozpoznawczym Sorrentino. Mamy jednak zasadniczą zmianę w wyborze głównego protagonisty. Zamiast kolejnego męskiego macho-bohatera, będącego następnym wcieleniem samego reżysera oddaje Paolo Sorrentino plan młodej debiutującej na dużym ekranie aktorce. Celeste Dalla Porta, z wyglądu przypominająca młodą Marisę Tomei, gra jednak u Neapolitańczyka bez kompleksów niczym doświadczona aktorka. Od początku doskonale prowadzi swoją postać i niewątpliwie ma wszelkie atuty, by zostać muzą Paolo Sorrentino, bo nie było jak dotychczas tak wyrazistej kobiecej postaci w jego filmografii.

 
Na uwagę zasługują na pewno również pierwszoplanowe role drugoplanowe w filmie „Bogini Partenope”. Warto przede wszystkim podkreślić dwie kreacje. Silvio Orlando wcielający się w rolę profesora Marotty i życiowego guru Partenope, to esencja mistrzowskiego minimalizmu, który zdobywa ekran i widzów niemal od niechcenia, a jego postać jest niemal rewersem osobowości typowego Włocha z południa. Warto podkreślić, że Orlando wraca do panteonu aktorów Sorrentino kilka lat po świetnej kreacji w serialu „Młody papież/Nowy papież”, gdzie brawurowo zagrał szarą eminencję watykańskich pałaców. A będąc w temacie kościelnych dygnitarzy, to dla mnie osobiście najwybitniejszą kreacją w tym filmie jest demoniczny duchowny Vescovo, w którego wciela się Peppe Lanzetta, znany wcześniej z epizodycznych ról u Giuseppe Tornatore czy w bondowskim „Spectre”. W filmie „Bogini Partenope” Lanzetta gra przerażającego charyzmatycznego biskupa przypominającego skrzyżowanie Nikodema Dyzmy w wykonaniu Romana Wilhelmiego ze schyłkowym Marlonem Brando. Odpychający typ, od którego uroku nie może się uwolnić i główna bohaterka, pomimo wcześniejszych ostrzeżeń profesora Marotty. Z pewnością tą rolą Peppe Lanzetta powinien dołączyć do wąskiego kręgu współpracowników Sorrentino. Na uwagę zasługują też epizody. Zauważalna rólka Gary’ego Oldmana w roli legendy współczesnej literatury i fascynacji Partenope, a także upośledzony syn profesora, który jako żywo przypomina barona Harkonnena (granego przez Stellana Skarsgarda) w najnowszej ekranizacji "Diuny".  


„Bogini Partenope
” z pewnością spodoba się dotychczasowym fanom filmów Paolo Sorrentino, bo dostaną oni dokładnie to, czego będą spodziewać się po nowym dziele włoskiego reżysera. Nie wiem tylko czy nieprzekonanych do geniuszu „nowego Felliniego” ten film jest w stanie przekonać do zmiany opinii. Wydaje się, że Włoch podąża znaną sobie ścieżką, ugruntowując swoją pozycję w kinie włoskim i europejskim, co wydaje się go w pełni satysfakcjonować. Być może kolejny krok  w stronę podbicia cesarstwa hollywoodzkiego spowodowałby całkowitą utratę tego ulotnego włoskiego klimatu unoszącego się w każdym obrazie Neapolitańczyka. A to zapewne nie wyszłoby nam kinomaniakom na dobre.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Bogini Partenope
W "Wielkim pięknie" Paola Sorrentino zblazowany dziennikarz Jep Gambardella wraca pamięcią do wyjątkowej... czytaj więcej