Chociaż w "I Spit on Your Grave 3: Vengeance is Mine" mamy parę naprawdę zacnych, dobrze zrealizowanych scen tortur i gore, a gra aktorska jest przyzwoita, niestety pod względem fabularnym film
Angela Jitrenka - tak naprawdę Jennifer Hills ukrywająca się pod zmienionym nazwiskiem - rozpoczyna terapię grupową dla ofiar gwałtu. Tam poznaje niebojącą się nikogo i niczego Marlę, która wkrótce zostaje brutalnie zgwałcona i zamordowana przez swojego byłego chłopaka. Angela postanawia dokonać krwawej zemsty na modłę tej sprzed pięciu lat...
Remake"Pluję na twój grób"Meira Zarchiego- "Bez litości"- zdobył sobie niemałe rzesze zwolenników, wśród których wielu twierdzi nawet, żeSteven R. Monroestworzył wersję lepszą od oryginału (z czym oczywiście równie liczna grupa widzów się nie zgadza). Sequel obrazu, także wyreżyserowany przezMonroego, nie cieszy się aż taką popularnością, aczkolwiek nie przedstawia sobą znacząco niższego poziomu. Za trzecią część serii -"I Spit on Your Grave 3: Vengeance is Mine"- zabrał sięR.D. Braunstein("Przerwa w podróży","100 stopni poniżej zera"), bazując na scenariuszu jednego z producentów poprzednich dwóch odsłon -Daniela Gilboya. Jak zatem prezentuje się niniejsze "sequelątko"? Cóż... Chociaż mamy parę naprawdę zacnych, dobrze zrealizowanych scen tortur i gore (ważny element gatunku "rape and revenge"), a gra aktorska jest przyzwoita, niestety pod względem fabularnym film pozostawia sporo do życzenia.
Niejednego widza zapewne ucieszy fakt, że w "I Spit on Your Grave 3"pod nowym imieniem - jako Angela -powraca Jennifer Hills, która w pierwszej części została bestialsko zgwałcona przez pięciu mężczyzn.Sarah Butlerznów wcieliła się w bezwzględną mścicielkę, ponownie odwalając kawał dobrej roboty, aczkolwiek tym razem rola nie była aż tak wymagająca jak w "Bez litości", głównie dlatego, że obyło się bez długiej, brutalnej sekwencji gwałtu. W filmie o wykorzystywaniu seksualnym mówi się wiele, lecz brak jest bezpośredniej sceny pokazującej okrucieństwo mężczyzn na kobietach (poza fragmentarycznymi wspomnieniami Jennifer), co wywraca do góry nogami przekaz "Pluję na twój grób"ijego remake'u. Taka już jest ludzka natura, że trudniej jest empatyzować, jeśli nie było się naocznym świadkiem tragedii, po seansie można więc odnieść wrażenie, że twórcy nadto zdemonizowali główną bohaterkę. Angela/Jennifer w pewnym momencie zostaje przedstawiona wręcz jako zwykła wariatka, niepotrafiąca nad sobą zapanować i atakująca nawet tych, którzy nikomu nic złego nie zrobili. Jeśli chodzi o "rape and revenge", kluczowym jest, aby mszcząca się postać miała ku temu solidny motyw, gdyż pozwala to na stworzenie wielowymiarowego bohatera, ofiary i oprawcy w jednym (zazwyczaj z przewagą ofiary), wywołującego w odbiorcy pożądaną mieszankę współczucia i zrozumienia oraz odrazy i przerażenia - tego elementu zdecydowanie zabrakło w obrazieBraunsteina.
Tak jakCharles Bronsonw "Życzeniu śmierci"na nowojorskich ulicach dziwnym trafem spotyka samych bandziorów, tak Jennifer, poza paroma wyjątkami, zdaje się napataczać tylko na buców, którzy w głowie mają niewiele poza seksem i napastowaniem kobiet - począwszy od mężczyzny dyskretnie rzucającego okiem na jej pośladki, poprzez bezdomnego komentującego jej piersi, na osiedlowym prostaczku regularnie rzucającym obleśnymi tekstami kończąc. W przypadku "Życzenia śmierci"jednak przejaskrawienie nie razi tak, jak dzieje się to w przypadku dziełaBraunsteina- tutaj praktycznie każdy posiadacz penisa zostaje określony jako potencjalny gwałciciel, pedofil, damski bokser albo wszystkie te rzeczy na raz. Biorąc pod uwagę, że jest na kim wyładowywać wściekłość i agresję, nagromadzone na wskutek traumatycznego przeżycia z przeszłości, dziw bierze, że wymyślnych morderstw jest tak mało. Twórcy najzwyczajniej w świecie wykazali się brakiem wyczucia gatunku, jako że postanowili przedstawić przesłanie filmu w najnudniejszy możliwy sposób - za pomocą zbędnych dialogów oraz podwątków, które spokojnie można by było ograniczyć czasowo (np. policyjne śledztwo). Dziury i inne niedociągnięcia fabularne dałoby się jeszcze jakoś przełknąć, gdyby tylko nakręcono więcej smakowitych scenek tortur...
Zamiast barbarzyńskiej sekwencji gwałtu, usprawiedliwiającego późniejsze krwawe poczynania bohaterki, mamy tonę pseudopsychologicznych rozważań, prowadzonych przez Jennifer i jej terapeutkę, zapewne mających jak najdokładniej ukazać stan umysłu kobiety... Zrozumiałe, jednak czy naprawdę trzeba było to zrobić właśnie w takiej formie? Film jest zwyczajnie przegadany, na czym ucierpiały wartkość i nasilenie konkretnej akcji. O burzy emocjonalnej rozgrywającej się w Jennifer można było dać znać widzowi równie skutecznie w mniej dosłowny sposób, dającButlerszansę większego wykazania się zdolnościami aktorskimi, które niewątpliwie posiada, i nieco streszczając nudne, często męczące kwestie. Na szczęście wydarzenia nabierają tempa, kiedy bohaterka w końcu zaczyna się mścić, nie tylko na zabójcy przyjaciółki, lecz także na innych nieukaranych przez prawo gwałcicielach. Naprawdę przyprawiających o gęsią skórkę, okrutnych scenek jest niewiele, ale za to ich wykonanie uderza bezwzględnym realizmem. Ciekawych akcji, wynikających z utraty cierpliwości przez Angelę/Jennifer, jest więcej, jednak są one jedynie częścią niezrealizowanych fantazji naszej heroiny. W kobiecie aż się gotuje od agresji, lecz fakt, że daje ona upust tylko niewielkiemu procentowi swojej furii, pozostawia w odbiorcy mały niedosyt i równocześnie wzbudza obawy (lub nadzieje), że będzie kolejny sequel.
"I Spit on Your Grave 3: Vengeance is Mine"nie zahacza o żaden temat, który już by nie został poruszony w dwóch poprzednich częściach. Konwencja "rape and revenge"została zachowana w klasycznej formie, lecz bez obowiązkowej sceny krzywdy ofiary, a tylko z dodatkowym bagażem nudy. Jedynymi mocnymi zaletami filmu są gore (niestety nieobfite) oraz kreacjaButler, która jak na ograniczające warunki scenariusza zrobiła naprawdę bardzo dużo, aby jej postać wypadła dobrze. Zagorzali wielbiciele "Bez litości"i "Bez litości 2"może zobaczą w trzeciej odsłonie serii coś więcej, jednak ci, których obrazyMonroegonie zachwyciły, nie stracą wiele, jeśli ją sobie odpuszczą.