"Avengers" Jossa Whedona są jak bajaderka, ciastko ulepione z innych ciastek. Łączą w sobie elementy aż pięciu filmów z czterema różnymi bohaterami, nakręconych przez reżyserów o odmiennych temperamentach i wizjach kina. Na ekranie zamiast ciastek mamy ciacha: wyluzowanego Roberta Downeya Juniora, posągowego Chrisa Evansa, nierozstającego się z młotem Chrisa Hemswortha oraz Marka Ruffalo, który w trudnych chwilach zamienia się w ziejące testosteronem zielone bóstwo destrukcji. Dzieła dopełniają opięte w lateks mordercze pośladki Scarlett Johansson.
Cały drugi akt "Avengers" wypełniają twórcze zmagania reżysera, aby z tej rozbrykanej gromadki uczynić karną drużynę superherosów. Stal spajająca ich więź częściej niż w trakcie bijatyk wykuwa się podczas słownych potyczek. Na tym polu prym wiedzie, oczywiście, złotousty Tony Stark, do którego należą wszystkie najlepsze odzywki. Posłuchajcie tylko, jak puentuje swoje pierwsze spotkanie z Thorem albo gasi żądnego władzy nad światem Lokiego (Tom Hiddleston). Stark tworzy w tym filmie niecodzienny duet z Hulkiem, który jak nikt inny daje dowód na to, że silna ręka i przerośnięte muskuły są nieocenionym argumentem w każdym sporze.
Whedon jest nieodrodnym dzieckiem komiksów. Bohaterowie pokroju Kapitana Ameryki i Iron Mana zajmują w jego popkulturowej świadomości miejsce, które u nas zarezerwowano dla Hansa Klossa czy Michała Wołodyjowskiego. Nic więc dziwnego, że reżyser traktuje swoich herosów z miłością i należytą estymą. Choć dostrzega ich liczne wady, ostatecznie skupia się na odwadze, honorze i solidarności. Whedon doskonale rozumie, że wyjątkowość Mścicieli objawia się właśnie na tle słabości, które udaje im się przezwyciężyć.
Wyposażeni w nową wiedzę o sobie i towarzyszach bohaterowie mogą stawić czoła każdemu zagrożeniu. Twórcy filmu zadecydowali, że będzie nim pozaziemska cywilizacja reprezentowana przez szczerzące kły obleśne stwory w zbrojach. Finałowa bitwa zainscenizowana w dekoracjach Manhattanu przywodzi na myśl rozróby z "Transformerów". Whedon sieje jednak zniszczenie z większą klasą niż Michael Bay – akcja nie jest u niego celem samym w sobie, lecz stanowi dodatkową okazję na wzbogacenie charakterystyk Mścicieli oraz relacji między nimi. Kapitan w naturalny sposób wyrasta na przywódcę drużyny, Czarna Wdowa niespodziewanie okazuje koledze uczucia, zaś Hulk ujawnia, że posiada poczucie humoru. Choć film był jedynie konwertowany do 3D, trójwymiarowe efekty powinny w paru miejscach zrobić wrażenie nawet na największych marudach.
Poważny kandydat do tytułu najlepszego blockbustera tegorocznych wakacji.
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu