Twórcom trzeba przyznać, że udało im się oddać mroczny, pesymistyczny klimat niekończącej się inwigilacji, która już w początkowej scenie pokazuje, w jakim patologicznym systemie żyją
George Orwell należy do grona jednego z najwybitniejszych pisarzy XX wieku. W swojej twórczości nie razu udowodnił, że jest wnikliwym obserwatorem. W autobiograficznym "Na dnie w Paryżu i Londynie" opisywał życie w ubóstwie i polemizował z bestsellerem Charlesa Dickensa"Opowieścią o dwóch miastach". W"Folwarku zwierzęcym" w prosty sposób zilustrował toksyczne prawa systemu komunistycznego. Jednak jego opus magnum do dziś pozostaje antyutopijna powieść "Rok 1984", w której na kilka dekad wprzód przewidział rozwój mediów i inwigilacji szarego człowieka.
Adaptacja powieści Orwella rozgrywa się w przyszłości w totalitarnym państwie, w którym rządzi nieomylny Wielki Brat. Na każdym kroku obywatele są inwigilowani a wszelkie, nawet najdrobniejsze przejawy buntu i nieposłuszeństwa, tłamszone już w zarodku. Główny bohater Winston Smith (John Hurt) podejmuje heroiczną walkę z patologicznym systemem. Niestety walka o choćby namiastkę wolności będzie niezwykle ciężka.
Niestety nie zawsze arcydzieła literatury zostają arcydziełami kina. Nie zrozumcie mnie źle. Film Michaela Radforda to ciekawy obraz skłaniający do refleksji, jednym słowem dobry film. No właśnie, tylko dobry, podczas gdy literacki pierwowzór jest wybitny.
Twórcom trzeba przyznać, że udało im się oddać mroczny, pesymistyczny klimat niekończącej się inwigilacji, która już w początkowej scenie pokazuje, w jakim patologicznym systemie żyją bohaterowie. Niestety Radford nie radzi sobie z utrzymaniem stylistycznej i narracyjnej jedności. Z jednej strony chce robić film o Winstonie, z drugiej stara się opowiedzieć uniwersalną opowieść o bohaterze zbiorowym. Zupełnie niepotrzebnie miesza oba style, gdyż literacki wątek Winstona wybrzmiewa doskonale na każdej płaszczyźnie. W filmowym "Roku 1984"tego mi zabrakło.
Na uznanie zasługują w szczególności aktorskie kreacje, które w pamięci pozostaję jeszcze na długo po seansie. Wybitny brytyjski aktor John Hurt gra jedną z najlepszych ról w swojej bogatej karierze. Potrafi oddać wyalienowanie i poczucie ciągłego zagrożenia swojego bohatera. Natomiast na drugim planie bryluje legendarny Walijczyk Richard Burton. Znany głównie z klasycznych hollywoodzkich hitów gdzie najczęściej wcielał się w pozytywne postacie, w "1984" pokazał zupełnie nowe oblicze. Niestety była to ostatnia kreacja w karierze słynnego aktora.
Podsumowując, pomimo spłycenia literackiego arcydzieła, film jest godny uwagi, dzięki swojemu klimatowi, który dodatkowo potęgowany jest przez ścieżkę dźwiękową kapeli Eurythmics. Jednak przede wszystkim polecam książkę, która podobnie jak inne tytuły autora jeszcze długo nie doczeka się porównywalnej ekranizacji.