Recenzja filmu

Babyteeth (2019)
Shannon Murphy
Eliza Scanlen
Toby Wallace

Kino inicjacyjne w cieniu choroby

To rozszerzenie perspektywy owocuje najciekawszym i najbardziej wzruszającym filmem o odchodzeniu z ostatnich lat. Jego nienachalna i delikatna narracja nasuwa skojarzenia z nominowaną do
Czas jest w relacji wszystkim. Umiejętność zarządzania nim to cnota, którą większość z nas próbuje opanować przez całe życie. Henry (Ben Mendelsohn) i Anna (Essie Davis) nie mają takiego luksusu – ich córka Milla (Eliza Scanlen) właśnie ma kolejny nawrót raka, rokowania nie są dobre. Od miesięcy nic jej nie cieszy, w miejsce dawnej otwartości na świat pojawiła się apatia i depresja. Pewnego dnia dziewczyna przyprowadza do domu na kolację Mosesa (Toby Wallace), drobnego dilera narkotyków. Starszy od niej, mocno pogubiony chłopak, którego uzależnienie doprowadziło do bezdomności, jest największym koszmarem każdego rodzica. Milla jest jednak zachwycona. Jej entuzjazm nie opada nawet kiedy niedługo później okazuje się, że gość ukradł połowę apteczki śmiertelnie chorej dziewczyny. Moses, z całą swoją nonszalancją i brakiem poszanowania wszelkich norm, daje Milli coś, o co bezskutecznie walczą jej najbliżsi od wielu miesięcy – przywraca jej apetyt na życie. Zdesperowani rodzice, na przekór zdrowemu rozsądkowi, postanawiają pozwalać córce się z nim spotykać.

Fabularny punkt wyjścia "Babyteeth" brzmi bardzo znajomo. Na początku wydaje się, że oglądamy kolejną wariację na temat kina nowotworowego w wersji dla nastolatków. Ona właśnie rozpoczyna chemię, on jest chłopakiem z problemami, którego połączy z nią splot przypadków. Ona niespodziewanie znajdzie dzięki niemu utraconą chęć życia, on – dojrzeje i zacznie brać odpowiedzialność za swoje decyzje. Widzieliśmy tę historię już wiele razy w różnych wariantach, od "Love Story", "Szkołę uczuć" przez "Earl, ja i umierająca dziewczyna". Debiutująca w pełnym metrażu Shannon Murphy korzysta z fabularnych tropów wypracowanych przez inicjacyjne kino z chorobą w tle, ale sprytnie nimi manipuluje, omijając zgrane do bólu klisze i emocjonalne wytrychy.

Do spółki ze scenarzystką Ritą Kalnejais znajduje w konwencjonalnej historii świeży punkt widzenia, usuwając poza kadr niemal wszystko to, co związane z chorobą. Zamiast tego skupia się na relacji Milli z Mosesem, na jej rodzicach, którym z coraz większą trudnością wychodzi ukrywanie przed córką narastającej rozpaczy i desperacji. Nie bez powodu w "Babyteeth" praktycznie nie ma scen rozgrywających się w szpitalach ani gabinetach lekarskich. Reżyserka usuwa ten aspekt na drugi plan, bo choroba i tak towarzyszy bohaterom na każdym kroku. Odkłada się w spojrzeniach rodziców, widać ją w skulonym z bólu ojcu robiącym Milli niepostrzeżenie zdjęcia podczas najprostszych czynności, wykończonej emocjonalnie matce niepotrafiącej wybaczyć sobie, że kiedy dziewczynka była mała, ona skupiała się bardziej na muzycznej karierze niż wychowywaniu dziecka.

To rozszerzenie perspektywy owocuje najciekawszym i najbardziej wzruszającym filmem o odchodzeniu z ostatnich lat. Jego nienachalna i delikatna narracja nasuwa skojarzenia z nominowaną do Oscara "Joanną" Anety Kopacz, będącą dyskretną kroniką umierania w otoczeniu najbliższych. Nie ma tu szantażu emocjonalnego, fetyszyzowania choroby i cierpienia. Murphy pokazuje, jak wygląda codzienność rodziny, do której wkradł się intruz. Przeciekający przez palce czas sprawia, że wszystkie zasady zostają wzięte w nawias, dotychczasowe metody wychowawcze przestają mieć znaczenie w starciu z nieuniknionym. Każda wspólna kolacja urasta do rangi symbolu, każdy niewymuszony uśmiech jest na wagę złota.

Kolejny udany kinowy debiut zalicza tu znana z serialu "Ostre przedmioty" Eliza "nie mów mamie" Scanlen. 20-letnia Australijka, którą wkrótce zobaczymy także w "Małych kobietkach" Grety Gerwig, udowadnia, że wyrasta na jedną z najciekawszych aktorek młodego pokolenia. Chyba najwybitniejszą kreację tworzy tu jednak na drugim planie Ben Mendelsohn. Dawno nie widziałam na ekranie aktora, który potrafiłby z taką delikatnością, bez żadnych sztucznych podpórek, grać nawarstwiającą się rozpacz bohatera przygotowującego się na coś, na co przygotować się nie można. 
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?