Wnerwia mnie ten człowiek. Jako aktor jest nawet niezły, ale denerwuje mnie, że pakuje się do każdego filmu, a przez to psuje efekt końcowy.
"Mission Impossible" (jedynka) De Palmy byłaby na pewno lepsza, gdyby on nie dokonywał wielu zmian. Sam reżyser miał z nim na pieńku, gdy ten zaczął się wtrącać. Właściwie powinno pisać - reżyseria: Tom Cruise. Sam film jest średni.
"Raport mniejszości" podobał mi się trochę bardziej. Poza tym jak na adaptację opowiadania Philip K. Dicka wypadł zadziwiająco dobrze. I robił go Spielberg, który jest trochę nierówny, ale i tak jest o niebo wyżej od innych wyrobników. Gdyby jednak nie zagrał tam Cruise, a powiedzmy Edward Norton czy Gary Oldman, uważam, że wyszłoby to jeszcze lepiej.
"Wojna światów" jest skopana i po części to wina reżysera (Spielberga), ale na klapę przyczynił się też ten kasowy aktor. Zrobili wspólnie infantylną rozwalankę: bohater kontra Marsjanie. Żenada. Książka Wellsa była niezła, ale tak czy owak również mnie jakoś nie powaliła. Lecz w stosunku do filmu była genialna.
Całe szczęście, że odrzucił rolę w filmie "Piękny umysł", a zagrał ją Russell Crowe, który jest bardzo dobrym aktorem.
A w szczególności cieszy mnie, że nie zagrał w "Edwardzie Nożycorękim"! Nie mówię, że Depp jest niezastąpiony, choć osobiście uważam, że zagrał rolę życia (nawet Jack Sparrow z "Piratów..." nie był tak dobrze zagrany, choć dostał nominację do Oscara za tą rolę), ale Cruise jako Edward to dla mnie śmieszne.
Miał facet kilka lepszych ról, jak w "Magnolii", "Rain Manie", "Urodzonym 4 lipca", ale za bardzo wtrąca się w pracę lepiej od niego zorientowanych, tj. reżyserów i uniemożliwia im urzeczywistnianie swoich wizji. Dlatego go nie cierpię. Wszędzie go pełno. Jest wpływowy, to fakt, ale nie znaczy, że może wszędzie wścibiać nochala. To tyle ode mnie. Ufff...
I mnie on wnerwia porządnie. Jak widze z nim jakiś film, od razzu przełaczam, co szlag mnie trafia na sam jego widok.
Czy jest dobrym aktorem? Nie wiem, dla mnie średnim, ale wciska się wszędzie, gdzie tylko można. Litości, człowieku... Kto chce ciągle oglądać twoja gębę, hę?
Właściwie dlaczego ma sie nie wtrącać? Przecież od dobrych kilku lat jest producentem większości filmów w jakich gra.To chyba oczywiste, że ma bardzo duży wpływ na ich produkcje.
Racja,ze tak, ale często przez swoje pomysły na robienie filmów psuje efekt końcowy innym reżyserom, którzy mają jakąąś wizję, a on robi to po swojemu, bo uważa, że jest lepiej i jako wpływowy typ może robic co się mu jawnie podoba. Widzowie często na tym cierpią!
No takie prawo producenta-ma prawo do przeprowadzenia radykalnych zmian, ale jeśli reżyserowi podoba się ta wizja, to co w tym złego?Nie wyobrażam sobie, żeby reżyser mógł sygnować swoim nazwiskiem coś co zupełnie odbiega od jego wizji. Mniemam wiec,że zmiany te są wspólnie uzgadniane a nie odgórnie narzucane przez Cruise'a.zastanawiam sie czy znasz konkretny przykład "psucia" filmu czy tak tylko zakładasz?
Znam. Oto przykład: "Mission Impossible". Film nie jest taki zły, ale także ma wiele wad. Gdzieś pisało, że De Palma chciał wycofać się z projektu, jak Cruise zaczął się wtrącać. I mniemam, że ten film jest więcej Cruise`a niż De Palmy. Przy drugiej części De Palma nie miał zamiaru dalej współpracować z tym człowiekiem i powierzono to zadanie komu innemu, kto zaakceptował zmiany przeprowadzone przez Cruise`a. Podobno sam David Fincher miał nakręcić trzecią część. Facet miał pewnie swoją wizję, ale pojawił się problem: Tom Cruise i wredni producenci, toteż projekt odrzucił. Ale zaraz zaraz, jacy producenci? Producentem był Cruise, więc sam widzisz, że ten wpływowy facet dużo miesza w tym biznesie i przeważnie wszystko psuje. To co, że nieraz film zarabia kasę, jak jego wartość artystyczna pozostawia wiele do życzenia. Widownia amerykańska jest mało wybredna, toteż przełknie każdy chłam.
Pozdrawiam.
Nie czepiaj się bzdetów. Jakby każdy popełniał takie błędy jak ja, to byłoby jeszcze nienajgorzej. Ale gdy nieraz czytam jakąś recencję, to mi się bebechy przewracają, jak widzę wszelakie koromysły. Więc nie poprawiaj mnie z takich szczegółów.
wydaje mi sie ,że współpraca na linii reżyser-producent(jeśli nie jest to ta sama osoba)wymaga wieeeelu kompromisów. Tak to już jest,że jeśli ktoś finansuje film to stara się by film przyniósł jak największe zyski, a niezwykle trudno pogodzić walory kina artystycznego z komercyjnym. Producent ponosi pewne ryzyko ale i posiada pewne przywileje.
W Hollywood nic nie jest pewne-ktoś coś powiedział, inny to przetworzył,jeszcze inny wyssał z palca.jak było naprawdę-nikt tego nie wie.Ale domyślać sie tylko można , że współpraca między takimi ludźmi jak wymieniłeś musiała obfitować w niemałe napięcia.Sztuka kompromisów najbardziej szkodzi sztuce. Pozdrawiam.