Pink Floyd to najelpszy zespół wszechczasów a osoby które wolą Mandarynę i hip-hop to marne skwarki !
Jak można tego nie lubić a wolić szjs typu Mandaryna ?
Osoby które wolą to drugie to margines społęczny a Pink Floyd są dla osób inteligentnycj !!!
Mam wszystkie ich albumy oprócz Obscured By A Clouds i Meddle ( powiedzcie który lepszy ?
Meddle! i to nieporównywalnie lepszy. Obscured By A Clouds to "robota na zamówienie", szybko nagrana płyta. Nie mówię oczywiście, ze jestogólnie słaba, ale na pewno słabsza od Meddle, zawierającej na przykład 24-minutowy utwór Echoes, moim zdaniem jeden z najlepszych kawałków Pink Floyd
zdecydowanie tak. utwor echeos to po prostu cos wiecej, po prostu nie mozna go nie przesluchac. raz potem drugi, trzeci, i tak juz poleci. wiec meedle polecam. (ale warto miec wszystko):D
BRAWO!!!!!!!!!!!!!! Zgadzam się w 1000000000000%!!!!!!!!!!! Pink Floyd rządzą!!!!!!!!!!!!!!! Kaileena
Pink Floyd jest wielki ale ja cenie sobie bardziej LED ZEPPELIN:] no ale muzyka ma coś przekazać i użekać słowa piosenka wpływaja na ludzi a u Mandaryny to tylko stękanie na scenie gówno znaczace!!
Pozdro dla fanów
Hej masz racje w 1000000000% Pink Floyd to fenomen wszechczasow :D Najleprzy zepol The Best of The Best normalnie moge wymieniac godzinamy jaki to cudowny zespol :D
A Mandaryna czy Doda to panienki ktore nie potrafia spierwac tylko playback i playbac HORROR i zenada jednym slowem ;)
Nom ale ja jestem takze wielka fanka pana Watersa jego solowa kariera moim zdaniem jest swietna wiec nie zapomninajmy tez o nim :) A co do plyt to moim zdaniem leprza jest Meddle CHOCIAZ WSZYTKI ICH PLYTY SA SWIETNE !!!!
Heh. Tak czytam tą wypowiedź i jedno mnie zastanawia: Co ma piernik do wiatraka? To tak, jakby porównywać "American Pie" do "Se7en". To są 2 różne bieguny. Tak samo jest z wszelkiego rodzaju muzyką w stylu Dody, Mandaryny a Pink Floyd (o hip- hopie nie wspominając). Poza tym, co ma inteligencja człowieka do preferencji muzycznych? Oceniając w ten sposób kogoś sam jesteś na poziomie tego, czego potępiasz. Ja sam jestem ogromnym fanem Floydów, ale nie pogardzę hip- hopem w dobrym stylu (np. debiut Kalibra, Łona - powiedz tylko, że Łona nie jest dla ludzi inteligentnych...). Wprawdzie sam nie słucham Dody ani Mandaryny, ale potrafię zrozumieć, że komuś taka muzyka może się podobać. Trochę więcej tolerancji, drogi kolego Żandarmie:) Pozdrawiam!
P.S.: I ja się zgodzę, ze Meddle jest lepsze. Tutaj znajduje się przede wszystkim "Echoes" (jeden z najcudowniejszych utworów Różowego Floyda), "One Of These Days" i jeszcze trochę ciekawych smaczków :) Zresztą nawet na "Obscured by clouds" jest trochę ciekawej muzy. Najlepiej wysłuchać obydwu i samemu ocenić. Pozdr. jeszcze raz! :)
Masz racje w stosunku do tego ze kazdy lubi cos innego jednak moim zdaniem spiewanie w playbacku nie jest zbyt ambitne jednak nikogo nie krytukuje ze slucha akurat Dody ;) Jednak kto to porownuje muzyke ktora wykonuje Pink Floyd czy Waters do muzyki Mandaryny jest (nawet nie wiem jak to nazwac) ale powiedzy ze nie przy zdrowych zmyslach :] Bo Pink Floyd to fenomen ktory zawsze bedzie znamy i lubiany (wresz kochany) o tym zespole zawsze bedzie sie pamietac i szanowac kawal wysmienitej muzyki ktora stworzyli przez prawie 40 lat :D A Mandaryna i Doda jak sie skonczy na nie moda przemina w zapomnienie :D
Pozdrawiam wszystkich
oprócz More a te ich pierwsze są takie torchę słabiutki8e w porównaniu z późniejszymi np. Animals czy Wish you we here. Są takie amatorsko proste
A kto to jest Roger Waters??, dla mnie to beztalencie w porównaniu do genialnego Syda Barretta...
Waters nawet na gitarze nie umiał grać jak należy, tylko się rządził i przez to się rozpadli...
Gilmour i Barrett przynajmniej byli świetnymi muzykami, a Waters nawet słuchu muzycznego nie miał, nie wiem dlaczego tak go niektórzy chwalą, bo on akurat był z całego zespołu najbardziej przeciętny....
Trzy najwybitniejsze płyty zespołu to zasługa głównie Baretta, Gilmoura i Masona....
1)The Piper at the Gates of Dawn (1967)
2)Dark Side of the Moon (1973)
3)Wish You Were Here (1975)
A tak na marginesie to Waters nie miał zupełnie talentu do aranżacji piosenek. Jak wspominali członkowie zespołu, nagrywał jakieś gówno, którego nie dało się słuchać (pierwsza wersja tego co nagrywał). Dopiero potem, Gilmour i Wright robili z tego gówna coś wartościowego, a Waters potrafił nawet taśmy z tymi poprawkami kasować, bo mu nie odpowiadały, cóż każdy wie, że słuchu muzycznego nie miał praktycznie, a na basie umiał jedynie odegrać wyćwiczone rzeczy, a jak ktoś go w kwestii muzycznej poprawiał to fochy jeszcze strzelał, bo za nie wiadomo kogo się miał, a do pięt pozostałym członkom nie dorastał, już nie mówiąc o piętach Gilmoura i Barretta....
Jego utwory, kompozycje?? ratują głównie genialne aranżacje Richarda Wrighta...
Przy tym nie kwestionuje nierzadko genialnej warstwy tekstowej tworzonej przez Watersa, ale czy same teksty dawały mu prawo do uważania się za nie wiadomo kogo i pomiatanie resztą, która tworzyła 80 procent utworów - tzn. muzykę, bo to muzyka, a nie tekst, który jest dodatkiem się najbardziej liczy....
"oprócz More a te ich pierwsze są takie torchę słabiutki8e w porównaniu z późniejszymi np. Animals czy Wish you we here. Są takie amatorsko proste" - Co ty chrzanisz Żandarm!!!
Pierwsza płyta Pink Floyd pt."The Piper at the Gates of Dawn" z 1967 roku, którą stworzył praktycznie w całości Syd Barrett to najlepsza płyta Pink Floyd oprócz Dark Side of the Moon z 1973 roku....
Pierwsza płyta Pink Floyd była tak genialna, że dopiero po 6 latach Dark Side of the Moon była w stanie jej dorównać....
Widzę, że się nie znasz na rocku psychodelicznym i space rocku, więc nie atakuj ludzi słuchających Margaryny, bo sam chyba nie masz pojęcia o dobrej muzyce....
A wiesz co to space rock lub rock psychodeliczny?? Sądzę po twoich wypowiedziach, że nie.
"pierwsze są takie torchę słabiutki8e w porównaniu z późniejszymi" hehehehe rozbawiłeś mnie, bo większość uważa płytę "The Piper at the Gates of Dawn" z 1967 roku za największe arcydzieło Pink Floyd oprócz Dark Side of The Moon....
Animals jest bardzo dobra, ale do "The Piper at the Gates of Dawn" nie ma startu.
Największe arcydzieła Pink Floyd to:
1)The Piper at the Gates of Dawn (1967)
2)Dark Side of the Moon (1973)
3)Wish You Were Here (1975)
plus Echoes z Meddle itp.
Pzdr
O gustach się nie dyskutuje. Ja na ten przykład nie mogę znieść techno, ale są osoby, które tego słuchają i mi to nieprzeszkadza. Są ludzie którzy mówią że Floydzi to chała, wiecznie te same piosenki, nic nie niosące swoją treścią, a słuchają cienkiego Hip-Hopu(nic do tego nie mam ale wiecie jak jest)w ,którym jest więcej przekleństw niż normalnego teksty(niewszystkie rzecz jasna) i to są ludzie biedni umysłowo. Taka muzyka jak Mandryny, Virgin czy hip hop i rap istnieje bo ktoś najwyraźniej jej słucha. Popatrzcie na rock progresywny, ostatnio byłem na koncercie Quidam w poznańskim Blue Note, zbawa była przednia, muzyka też, klub był wypełniony po brzegi ale to nie to samo co koncerty Mandaryny gdzie nastolatki rzucają się podscenę bo Wiśniewska tańczy w jakimś srebrnym gorsecie. Prog-rock już zanika. Komu się chcę myśleć przy muzyce jak mogą się zrelaxować i wyzbyć sie wszelakich refleksji. Muzyka progresywna niesie ze spobą jakąś treś, w wielu poiosenkach można zobaczyć siebie. A powtórze na temat gustów się nie dyskutuje, można wyrazić swoją niechęć i opinie do czegoś ale nie można mówić komuś, że to czego słucha to jest totalne zero, bo człowiek schodzi niże od swojego rozmówcy.
rozumiem ale niektóre rzeczy trzeba nazwać po imieniu a fanów mandaryny też. to niestety prymitywy taka jest prawda i muzyka i filmy jaka dana osoba słucha odzwierciedla jej umysł. Czy fan Mandaryny, Spice Girls, filmu Kachorra to ja i Celeste jest inteligentny ???
Oczywiście że JEST!!! Nie rozumiem jak można oceniać kto jest inteligentny a kto nie patrząc tylko na gusta danej osoby a nic więcej o niej nie wiedząc. Ja osobiście mam bardzo dużo znajomych którzy słuchają techno, hh czy innej muzyki której ja nie trawię i co z tego to nie czyni z nich debili. Gusta nieodzwierciedlają umysłu.
A podobno Doda też lubi Pink Floydów-jej ulubiony kawałek to Wish you were here 8)..... hm?
Obscured By A Clouds -za kawałek Free Four
Meddle-za Echoes!! I tak obie musisz mieć!
Klasyfikacja ludzi według ich upodobań muzycznych nie w pełni oddaje rzeczywisty stan ich zdolności intelektualnych.
Znam ludzi(załóżmy inteligentniejszych ode mnie), którzy nie słyszeli w ogóle żadnych utworów tego zespołu.
Uważam, że jest to jeden z najlepszych zespołów ever!
Te teksty, solówki po prostu trafiają do mnie, budują nastrój, czasami myślę, że niektóre zostały napisane specjalnie dla mnie, o mnie!!!
A czy Pink Floyd to najlepszy zespół wszech czasów?? Tego nie wiem.
Nie można pisać, że byli najlepsi, bo było wiele muzycznie od nich lepszych zespołów rockowych.
Jako, że Pink Floyd to geniusze zgodzę się, byli geniuszami w stosowaniu dźwięków pozamuzycznych itp. ale nie w samej warstwie muzycznej....
A co z takimi zespołami jak,
King Crimson, czy Van Der Graaf Generator??? Te były zdecydowanie lepsze w kwestii muzycznej od Pink Floyd! No i tworzone przez wybitnych muzyków, a nie zwykłych studentów (architektury) jak Pink Floyd
Co z Genesis, ich pierwsze płyty to w warstwie muzycznej esencja rocka progresywnego, a w warstwie tekstowej to poezja w porównaniu z tekstami Watersa...
Co z zespołami z innych nurtów??
Co z Led Zeppelin, Deep Purple itp.
W opinii krytyków muzycznych przykładowo najlepszym zespołem muzyki rockowej ogólnie jest Led Zeppelin i w rocku nie ma on konkurencji.
W opinii tych samych krytyków najlepszym zespołem rocka progresywnego jest Van Der Graaf Generator, a ja w jednym się zgodzę, Generator poziomem muzycznym miażdży wszystkie zespoły, ale jako całość ich muzyka bywa bardzo trudna w odbiorze...
Co z Deep Purple, bezwzględnymi mistrzami hard rocka??
Co z zespołem Captain Beefheart, który nagrał najlepszą płytę muzyczną w historii (pod względem muzycznym) nie do zagrania dla zwykłych muzyków....
Płyta "Trout Mask Replica" jest muzyką, w której nie powtarza się dosłownie żaden akord co jest wręcz fenomenalne muzycznie, ale do zagrania wymaga absolutnego słuchu muzycznego, także niewielu muzykom udałoby się zagrać, którykolwiek utwór z tej genialnej płyty....
A co z The Beatles - ten zespół zmienił jednak oblicze muzyki przechodząc jako pierwsi z rock and rolla do rocka progresywnego, również psychodelicznego, a nawet zaczynając grać pierwsze utwory stylizowane na hard rock....
Co z "The Doors"?? w psychodelicznym rocku Pink Floyd im nie dorównuje, chyba, że za epoki Barretta, który był niemal tak genialny jak Morrison....
Tak więc nie można napisać, że Pink Floyd byli najlepsi, bo raczej nie byli, byli jednymi z tych wielkich zespołów rockowych....
Opinia, że byli najlepsi jest jedynie całkowicie subiektywna....
Nie można więc pisać, że z pewnością byli najlepsi i traktować to jako oczywistość, bo taka opinia jest całkowicie subiektywna i nie powinno się jej brać pod uwagę....
Pink Floyd to z pewnością zespół genialny, ale nie najlepszy, bo nie ma najlepszego zespołu, są tylko zespoły ulubione bądź nie.....
To tyle...
Pink Floyd 4ever!
Ps. Żandarm nie unoś się tak, chciałbyś być wyrocznią w wielu sprawach dotyczących gustu, a sam w wielu sprawach pojęcia nie masz. Poza tym nie traktuj ludzi, którzy nie podzielają twojej opinii jako głupszych, mniej inteligentnych od ciebie, bo takie traktowanie świadczy właśnie o twoim braku inteligencji. Po trzecie jeśli ktoś czegoś nie wie, a ty znasz odpowiedź to mu odpowiedz, a nie wyzywaj takiego kogoś, jak zwyzywałeś chłopaka, który nie znał filmów Antonioniego, a przecież on chciał się właśnie i tylko dowiedzieć o tym reżyserze, a ty zamiast mu o nim powiedzieć to napisałeś mu, że jest idiotą, bo nie zna filmów Antonioniego.
Tak się nie robi pseudointeligencie, człowiek kulturalny odpowiada na pytania w temacie...
Pzdr
Pink Floyd będzie dla mnie zawsze wielkim zespołem, ponieważ mimo tego, że byli to praktycznie amatorzy w sensie muzycznym podobnie jak muzycy Queen, bo nie muzycy zawodowi tak jak ci z Deep Purple, Led Zeppelin, King Crimson itp. Mimo to byli tak dobrzy w kompozycjach, że w wielu rzeczach nawet przeskakują takie Led Zeppelin, choć i w wielu im ustępują....
Na samym początku praktycznie wszystko komponował Syd Barrett, ponieważ reszta uczyła się dopiero grać na instrumentach, więc jak mieli nawet komponować, ale gdy wyrzucili Syda zaczęli próbować tworzyć na własną rękę, z każdą płytą było lepiej i wreszcie w 1971 roku doszli do swojego poziomu z 1967 gdy komponował Syd i już na nim pozostali....
Tak naprawdę byli 100 razy lepszymi kompozytorami niż wirtuozami swoich instrumentów, mieli to coś dzięki czemu nawet nie będąc wirtuozami gitar, pianina, perkusji itp. itd. tworzyli przegenialne kompozycje....
Fakt niezaprzeczalny, jedynymi muzykami z prawdziwego zdarzenia byli w zespole, najpierw Syd Barrett, a później David Gilmour.
Pink Floyd 4ever!
Pzdr
A największy szacunek dla Pink Floyd wynika z tego, że grali naprawdę ambitnie i bez kiczu (to taki drugi biegun Queen, bo Queen też składało się z amatorów, ale grało trochę kiczowatą muzykę, która po przesłuchaniu muzyki Pink Floyd, Deep Purple, czy Led Zeppelin pomimo, że jest bardzo dobra wydaje się kiczowata)
Jeszcze raz pzdr ;)
Pink Floyd to jeden z niewielu zespołów,który zasługuje na 10:)) U mnie ma taką ocenę więcej bandów,ale zawyżoną ze względu na sympatię do nich;P Tutaj z czystym sumieniem daje 10....klasyka rocka,prawdziwego ,a nie jakiegoś podgatunku!ot co! W porównaniu do Queen-widać różnicę:)
"Ps. Żandarm nie unoś się tak, chciałbyś być wyrocznią w wielu sprawach dotyczących gustu, a sam w wielu sprawach pojęcia nie masz. Poza tym nie traktuj ludzi, którzy nie podzielają twojej opinii jako głupszych, mniej inteligentnych od ciebie, bo takie traktowanie świadczy właśnie o twoim braku inteligencji. Po trzecie jeśli ktoś czegoś nie wie, a ty znasz odpowiedź to mu odpowiedz, a nie wyzywaj takiego kogoś, jak zwyzywałeś chłopaka, który nie znał filmów Antonioniego, a przecież on chciał się właśnie i tylko dowiedzieć o tym reżyserze, a ty zamiast mu o nim powiedzieć to napisałeś mu, że jest idiotą, bo nie zna filmów Antonioniego.
Tak się nie robi pseudointeligencie, człowiek kulturalny odpowiada na pytania w temacie... "!!!!!!!!!!!!!!
Żandarm jest inteligentny,ale proszę kolego nie zachowuj się tak ,niekażdy zna Michelangelo i jego Powiększenie,niektórych przygoda z kinem się zaczyna lub interesują się nim bez większego zapału do poznawania klasyki:PPP
Należy grzecznie odpowiedzieć:) To tyle mądrych rad i jak to piszę się w dzisiejszych,okrutnych czasach:
Pink Floyd RuLeZ^^^^<---nie,nie jestem emoxD
Tak widać różnicę między Pink Floyd a Queen i to zdecydowaną
ale pamiętajmy, że nawet takie Queen stworzyło kilkanaście kawałków rockowych, które są absolutnymi arcydziełami
przykłady takie jak Innuendo, Bohemian Rhapsody
czy takie, które tworzyły nowe gatunki muzyczne na które nikt oprócz tych szajbusów w pozytywnym znaczeniu by nie wpadł
przykład Stone Cold Crazy - utwór wyśmiany w latach 70-tych, jako totalny gniot i kicz, kubeł moczu itp. a tymczasem dopiero 10 lat później Metallica i Slayer grały takich kawałków setki zainspirowani tym kawałkiem i nazwały to thrash metalem
Queen ocieka kiczem, ale stworzyło wiele arcydzieł i muzykę zmieniało, a w końcu są niepowtarzalni i z pewnością artystyczni, ale przekombinowani
poza tym to oni rozwinęli technikę nagraniową, nagrywali nawet z 200 ścieżek jak w Bohemian Rhapsody na jednej taśmie za czasów gdy można było nagrać tylko 12
absolutny fenomen polifonii muzycznej 4ever, więc choćby to rozwinęło muzykę
a muzyka bardzo dobra, choć kiczem zalatuje nawet w tych artystycznych utworach, bo za dużo tego wszystkiego i bez umiaru, jakby Freddie nie miał trochę ograniczenia, taki pajacyków muzyki, za dużo kolorów, może dlatego, że był bi? nie wiem
ale rozrywkowa muzyka na dość wysokim poziomie muzycznym, a solówki Briana Maya kładą na kolana nawet w tych ich popowo dyskotekowych rzeczach, które grali póżniej
nie należy zapominać, że nagrali 2 płyty w typie Led Zeppelin - jedna bardzo bardzo dobra, dwie płyty rock operowe-barokowe - jedna to arcydzieło mimo tego lukru, a technicznie mistrzostwo wszechświata, jedną płytę funky, najlepszą płytę hard rockową lat 90-tych czyli Innuendo i w ogóle jedną z najlepszych w historii rocka - pierwszą niebanalną i mówiącą o ważnych sprawach w kwestii tekstowej co u nich było rzadkością - płyta na miarę lat 70-tych, tak dobra, wybitna wręcz, bardzo dobra kompilacja Made in heaven
no i mnóstwo tej tandety, która leci w radio na codzień, czyli i tak dobry pop z wyższej pułki i tak 2 razy lepszy od tandety jaką grało Genesis z kiczowatym Philem Collinsem jako wokalistą (nie mylić z genialnym Genesis Petera Gabriela - może nawet lepszym muzycznie od Pink Floyd, jak słucham Seelling England by the Pound to mam wrażenie, że w 90 procentach jakby nie jeden kawałek, to ta płyta jest najlepszą muzycznie płytą wszechczasów, a solówka Hacketa kawałka z Firth of Fifth to najlepsza solówka jaka powstała i nawet ta z Comfortably Numb, czy Stairway to heaven jej nie podskoczy IMO oczywiście)
a muzyka Queen trochę kiczem jedzie, gdy się do niej wróci po przesłuchaniu Deep Purple, Led Zeppelin, czy Pink Floyd taka prawda, zbyt przeładowana niepotrzebnymi rzeczami, które wprowadzają jedynie chaos i tworzą lukrowany kicz, coś jak różowe futerko, zamiast białego
to tak jak muzyka barokowa, albo speed metal taki kicz, za dużo polukrowane, czego w ascetycznym niemal czystym Pink Floyd nie znajdziesz
ale ten Queen to jednaj był bardzo dobry zespół z jednym z najlepszych wokalistów IMO lepszy był jedynie Gillan z Deep Purple
tak czy inaczej Queen na wielki szacunek zasłużyło, ale do Pink Floyd IMO nie mają żadnego porównania, choć lata świetlne to nie są
jedyne co naprawdę na najwyższym poziomie w Queen było to głos Mercurego i genialne, niepowtarzalne i o wiele bardziej skomplikowane solówki gitarowe niż solówki Gilmora z Pink Floyd, czyli genialne dźwięki wydobywane z gitary przez Briana Maya gitarzystę, który grał na tak różne sposoby, tak eksperymentował z gitarą, że wychodziły niepowtarzalne perły
to tyle....
a Pink Floyd 4ever and ever!
Mosquito nie zgodze sie z tobą. Widze, że twoja wiedza na temat muzyki jest obszerna ale nie zgodze sie z toba w kilku kwestiach.
Po pierwsze:
Ciesze sie że wymieniłeś wady i zalety wszystkich zespołów, (niestety tylko z twojego punktu widzenia) ale nie zgodze sie z tym ze Queen wydaje sie grać kicz po odsłuchaniu Deep Purple, PF czy Led Zeppelin. Queen dopinał wszystkie utwory na ostatni guzik. Tworzyli utwory o wiele bardziej skomplikowanej budowie niż PF, Deep Purple czy Led Zeppelin. W moim odczuciu to właśnie te Zespoły były o klase niższe od Queen (ale to tylko moje zdanie).
Po drugie:
Gillan w żadnym wypadku nie dorównywał Freddie'emu ani wokalem ani talentem-co do tego jestem całkowicie pewien.
Po trzecie:
Pink Floyd oczywiście jest zespołem zasługującym na uznanie ale uważam, że ich utwory są za mało różnorodne i zbyt monotonne. Oczywiście nie mówie że wolne utwory są złe, ale PF trochę za bardzo "smędzili" ale to tylko moja opinia i mam nadzieje że nikogo nie urazilem. Pozdrawiam.
hidanekk13
"Mosquito nie zgodze sie z tobą. Widze, że twoja wiedza na temat muzyki jest obszerna ale nie zgodze sie z toba w kilku kwestiach."
Mam szacunek do twojego zdania, uwierz mi
"Po pierwsze:
Ciesze sie że wymieniłeś wady i zalety wszystkich zespołów, (niestety tylko z twojego punktu widzenia) ale nie zgodze sie z tym ze Queen wydaje sie grać kicz po odsłuchaniu Deep Purple, PF czy Led Zeppelin. Queen dopinał wszystkie utwory na ostatni guzik. Tworzyli utwory o wiele bardziej skomplikowanej budowie niż PF, Deep Purple czy Led Zeppelin. W moim odczuciu to właśnie te Zespoły były o klase niższe od Queen (ale to tylko moje zdanie)."
Ale ja nic nie pisałem o złożoności. Rozwinę może swoją myśl. Otóż w mojej opinii:
zrobię takie zestawienie
Muzyka Queen:
to muzyka progresywna na płytach od Queen II do A day at the races - progresywna, to największa progresja, najbardziej progresywny rock który słyszałem bo w latach 80tych to grali rocka, galam rocka, hard rocka i o zgrozo marny pop....
dlaczego to tak progresywna muzyka? bo jest tak postępowa, tak złożona, nawet za bardzo, te chórki wybitne solówki udające nie wiadomo co, patetyczne teksty to niemal ociera się o kicz
to muzyka tak progresywna, że źle pojmowana piątka progresywnego rocka wysiada, nawet genesis gabrielowskie i king crimson razem nie mają tak złożonej muzyki, ale od tego przepychu choć podanego zdatnie i naprawdę fajnie po przesłuchaniu zespołów grających o wiele mniej złożenie, o wiele mniej progresywnie, tego robi się za wiele i może wywoływać uczucie lekkiego kiczu, choć kicz to z pewnością nie jest!!!
kicz to Queen z lat 80tych! a nie ten klasyczny, progresywny z 70tych!
ale od przesycenia sztuką do kiczu niewielka droga....
spójrz na Atom Heart Mother Pink Floyd - dla jednych kwintesencja progresji w zespole, sztuki i artyzmu oraz największe dzieło, dla wielu innych kicz nad kicze jeszcze większy od piosenek Queen dla innych, o to tu chodzi....
Ale o ile Queen potrafił komponować dzieła progresywne jak Ogre Battle, March Black Queen czy Bohemian Rhapsody - o tyle Pink Floyd nie potrafił być dobrym zespołem progresywnym, bo wychodził z tego największy kicz świata....
Przykład LP2 Ummmagumma - po genialnej koncertówce, część progresywna studyjna, nie powiem, żałosna chyba, że traktować to jako zamierzony kicz lub nieudolne dziełko, czy awangardę i totalną antymuzykę
To samo z Atom Heart Mother - ślepy zaułek i kicz, gdyby to nagrał King Crimson może wyszłoby z tego materiału coś dobrego, a tak kicz większy od chórków Queen!
Bronią się tylko utwory z Meddle, Live at Pompei, czyli utwory z wyraźnymi naleciałościami psychodellii takie jak SOS, czy Echoes - pozostałe dobre utwory to tylko High Hopes i Shine On...- choć tego nie skopali! choć nie było o psychodelię oparte...
Tak bo Pink Floyd to nie rock progresywny!
Żaden rock progresywny!
Progresywny rock to King Crimson zmieniający swój skład by brzmieć zawsze inaczej, to wariaci z Queen, to Genesis za Gabriela, to Yes....
Pink Floyd to za czasów Barretta najwybitniejszy oprócz The Doors zespół psychodeliczny, a gdy doszedł Gilmour i pałeczkę przejął Waters najwybitniejszy zespół art rockowy jaki istniał kiedykolwiek!
ale nie progresywny na miłość boską!
Jaka w nich progresja?
Jedynymi progresywnymi muzykami PF byli Syd Barrett i Nick Whrite i to na ironię grając rocka psychodelicznego....
To wtedy grali nietuzinkowo, Barrett grał na gitarze w taki sposób, że w jednym utworze nie było często stałego metrum i grał tam elementy od art rocka, poprzez hard rock, wodewil do nawet proto punk rocka o ile nie hard core rocka!
To była progresja po nim nigdy nie wiadomo było czego się spodziewać, był szaleńcem, czasem gdyby ktoś nie wiedział że to tak specjalnie miało wyglądać może się pytać czy ten artysta, jedyny prawdziwy artysta PF, reszta kończyła politechniką, to ścisłowcy, a Syd Barrett był malarzem, artystę po Akademii Sztuk Pięknych i miał talent plastyczny i muzyczny, ktoś mógł sobie zadawać pytania czy on w ogóle umie grać na gitarze? bo jest tak progresywny, że nie respektuje czasami żadnych zasad przyjętych w muzyce....
Gilmour to bardzo dobry gitarzysta, kiepski technik, tak jak i Syd, ale artystą tak wielkim to on nie jest, ale jest największym mistrzem prostych solówek zbudowanych z kilku dźwięków i wyciskających łzy z oczu podobnie jak Hacket z genesis - ale Hacket był wybitnym technikiem w przeciwieństwie do Gilmoura i wymyśllił grę tappingiem, tak on (odsyłam do solówki z Fifrth of Fift - Genesis --- to cudo może nawet lepsze od solówki Gilmoura z Comfortably Numb - mojej ulubionej....)
i tylko jedno pytanie dlaczego o solówce z Comfortably wie każdy a o tej z Firth tylko znawcy rocka? przecież takie solówki biją na głowę nawettaką z Stairway Led Zeppelin!
Gilmour jest powtarzalny, wciąż to samo, tylko ta piszcząca podobnie łkająca gitara w co drugim kawałku, owszem to piękne, cudowne, ale ile w tym progresji i postępu? tyle co nic! chyba że Gilmour osiągnął już taki stopień artyzmu że nie musi nad sobą pracować i zmieniać muzyki, ale raczej nie, bo marny z niego technik, ale wielki mistrz solówek rozrywających serce i wyciskających łzy, ale głownie prostych na 4/4 i tym podobnych w przeciwieństwie do takich magików jak Fripp, Barrett, May - właśnie z Queen - Gilmour to tylko rzemieślnik.....
Po drugie:
Gillan w żadnym wypadku nie dorównywał Freddie'emu ani wokalem ani talentem-co do tego jestem całkowicie pewien.
Znów się zgadzam i zgadzałem się tylko źle to odczytałeś....
W kwestii muzyki stricte rockowej to nie, ale w kwestii możliwości bycia wokalistą hard rockowym i matalowym to przeganiał Mercurego - odsyłam do Child in Time, albo do Higway Star....
Choć Mercuru radził sobie znacznie lepiej niż Hatfeld z Metallici w takim Stone Cold Crazy, znacznie lepiej, mógłby być wokalistą nawet Slayera....
Po trzecie:
"Pink Floyd oczywiście jest zespołem zasługującym na uznanie ale uważam, że ich utwory są za mało różnorodne i zbyt monotonne. Oczywiście nie mówie że wolne utwory są złe, ale PF trochę za bardzo "smędzili" ale to tylko moja opinia i mam nadzieje że nikogo nie urazilem. Pozdrawiam."
Pink Floyd to najwybitniejszy zespół pod względem artyzmu w muzyce, tu wszystko jest wyważone i nie przeładowane tak jak to w Queen, zatem o kicz się nie ociera, ale to art rock, a nie progresja, panowie zmieniają tylko tematy, koncepty, ale muzyka stoi w tym samym punkcie bez zmian, gitara Gilmoura gra prawie zawsze tak samo, a Maya w Queen zawsze inaczej, Gilmour gra po prostu jak Tomi Iommi z Black Sabbath, świetnie, ale zawsze to samo na jedno kopyto, ten sam dźwięk gitary....
Brian May gra jak Fripp, jak Zappa, jak Hackett, jak Barrett (nie na darmo Syd Barrett nazywany jest Piotrusiem Panem wśród gitarzystów i obok Hendrixa wymieniany mimo swoich małych umiejętności technicznych jako rockowy gitarzysta najbardziej eksperymentujący, a zatem jeden z tych którzy rozwinęli rocka najbardziej, bo jedynie eksperyment i progresja rozwijają, a piękne i podobne do siebie, stałe dźwięki Gilmoura są tylko piękne, ale nie rozwijają już muzyki, nie można grać podobnych solówek przez cały czas nawet jeśli są piękne, a ja je uwielbiam....
Oczywiście Gilmour jest słabym technikiem, ale niezłym kompozytorem, tylko w kwestii przekazania uczuć za pomocą dźwięku wybitnym.
May nie jest najwybitniejszym technikiem takiemu Claptonowi czy Pageowi do pięt nie sięga, to gitarzysta klasy Iommiego, ale progresywny, nigdy nie gra tak samo, poza tym to świetny technik, w porównaniu do Gilmoura jest technikiem wybitnym, bije Gilmoura w technice gry o wiele klas, a kompozytor solówek też z niego wybitny - tu jeśli o samą muzykę chodzi....
Wokali Mercurego i Taylora do wokali Gilmora czy Watersa też nie ma co porównywać bo panowie z Queen biją ich na głowę pod tym względem....
Choć Gilmour ma dobry głos, Wright przyjemny i piękny, ale o małych możliwościach, ale męczący nudą, a nikt tak jak Waters nie przekazuje uczuć to fakt, choć z wokalem u niego od technicznej strony to bardzo marnie, ale pod tym względem to nawet Gillana i Mercurego przebija, naprawdę, a jedynym wokalistą z prawdziwego zdarzenia w Pink Floyd jeśli chodzi o jakieś większe umiejętności to był czarujący głosem do swych surrealistycznych tekstów i narkotycznej muzyki Syd Barrett...
Nie nikogo nie uraziłeś, taka jest prawda, taka jest, ale nie zmienia to faktu, że Pink Floyd to najbardziej artystyczny zespół rockowy w historii, a Queen z lat 70tych, najbardziej progresywny, a czy artystyczny, czy zahaczający o kicz to już inna subiektywna kwestia, strad tak wielkie były rozbieżności w ocenie krytyków ich albumów z lat 70tych, jeden krytyk pisał że to kubeł moczu, glam, bezguście i kicz, a drugi równie poważny krytyk pisał, że to najwspanialsza, najbardziej porywająca muzyka jaką słyszał i że to najwyższa sztuka - z Pink Floyd po prostu nie było tego problemu bo mieli umiar, nawet Syd Barret miał umiar a nawet przede wszystkim, on i gitara akustyczna, a tyle szaleństwa i progresji, tyledźwięku, że na wszystkie płyty Pink Floyd by dziwnych dźwięków starczyło, ale to Piotruś Pan, nieoszlifowany diament muzyki i to że jego piosenki były krótkie to nic bo były bardziej muzycznie złożone i dziwne od suit Gilmora i Watersa w późniejszym Pink Floyd, a teksty surrealistyczne, kto je zinterpretuje? są trudniejsze od tekstów Watersa, są jeszcze większą poezją....
A co do tekstów w Queen zdarzało się że były lepsze niż to co kiedykolwiek napisał Waters, Gabriel, Dylan czy Barrett przykład White Queen - to jak tekst kogoś o talencie Szekspira, a to tylko Brian May
no ale zdarzały się tak kiepskie jak w popowym Radio GaGa i nic na to nie poradzi już nikt, ale to głównie lata 80te
A swoją drogą Waters nie jest najlepszym tekściarzem muzyki rockowej!
Posłuchajcie utworów Genesis z czasów Petera Gabriela
Teksty Gabriela są jak poematy wieszcza, a teksty Watersa wyglądają przy nich blado...., jak zwykłe wiersze....
Posłuchaj z Genesis - The Musical Box, Dancing With The Moonlight Knight, Supper's Ready itp. to są dopiero ambitne teksty, przy których te Watersa wyglądają jak grafomania....
Tak czy siak Pink Floyd to jeden z trzech najlepszych w historii rocka zespołów.....
Queen jest na pewno w pierwszej piątce....
Dla mnie bezkonkurencyjne jest Led Zeppelin, dlaczego? Bo grają z artyzmem, uczuciem, muzycznie są niemal doskonali i nie ocierają się o kicz....
Po nich jest Pink Floyd razem z The Beatles.....
I na pewno nikt się nie obrazi....
Pozdrawiam również :)
To moja lista - bardziej uszeregowanie w klasach:
1. Led Zeppelin
2. Pink Floyd, The Beatles (za sam wybitny okres psychodeliczny i proto progres)
3. Black Sabbath, Deep Purple, King Crimson, The Clash
4. Queen, Genesis, Yes, Metallica - tu jest ten haczyk, że zespoły te były wybitne, takie Queen, czy Genesis mogłyby śmiało być na miejscu nr 1 razem albo nawet przed Led Zeppelin, ale stoczyły się w przepaść płytkiego popu w latach 80tych
Kto wie że Phil Collins to najbardziej techniczny perkusista świata?
Prawie nikt, większość myśli, że to popowy wokalista, cóż ludzie są biedni, żyjąc w nieświadomości wielkich dzieł epoki Petera Gabriela....
To, że płyta In the Court of The Crimson King z 1969 roku zespołu King Crimson jest przez krytyków muzycznych i fanów uznawana za najlepszą płytę progresywną lat 60tych wie wielu, ale ilu wie że płyta Genesis - Selling England By the Phound z 1973 roku jest uznawana za najlepszą płytę rocka progresywnego całych lat 70tych wie niewielu....
A Dark Side of The Moon to zdecydowanie bardziej art rock niż rock progresywny....
Chyba najlepsza płyta art rockowa wszech czasów, no może ja lubię bardziej Animals, a Wish You.... jest jeszcze lepsza ale tak się uznaje że Dark Side.....
5. Tutaj można wstawić wiele zespołów The Doors,
6. To te o klasę niżej
7. Ulubione, ale nie tak dobre
8. Reszta ale w miarę dobra
9. Dno muzyczne
10. Nie muzyka ;)
Pozdrawiam raz jeszcze :)
aha
no i koniecznie posłuchaj z Genesis utwór "Firth of Fifth"
- solówka jest zabójcza, jest lepsza niż ta z Comfortably Numb - obiektywnie mówiąc, choć mnie ta z Comfortably podoba się bardziej :) ale to już tylko gust...
zresztą cały kawałek jest zabójczy, a jego progresywność miażdży każdy kawałek z Ciemnej Strony Pinków może poza Us and Them....
a i gra Collinsa na perkusji powala tak jak w Musical Box, a może nawet bardziej, nawet Paice z Purpli i Bonzo z Zeppów wymiękają - co ten koleś wystukuje za rytm, nieziemski, dziki i trudny do wystukania dla najlepszych, czy jest coś czego Phil Collins nie wystukałby?
I po co ten palant zaczął śpiewać popowe pioseneczki zamiast walić w bębny?
A Mason z Pink Floyd to przy Collinsie gra jak amator mimo, że to wielki bębniarz i udowadniał to nie raz....
Tak czy inaczej Pink Floyd 4 ever a to że Queen i Genesis są niedocenione i kojarzone z popem, mimo tego że grały może i nawet lepiej od LZ i PF to już tylko ich wina, prawdziwi i wielcy artyści nie powinni grać popu....
tak jak artyści z Pink Floyd, bo to jednak bardziej artyści niż wybitni muzycy i instrumentaliści....
Pink Floyd 4ever and ever!
Dobranoc :)
robimy porównanie tych dwóch solówek i w ogóle kawałków
IMO
Comfortably Numb - jest depresyjne, ale jest bardziej typowy rock, względnie art rock, chodzi o piękny tekst, no i ta moja ulubiona solówka, nic tak nie wyciska łez, Gilmour to niedościgniony mistrz uczuć
Firth of Fifth - utwór magiczny przenosi mnie w krainę baśni, nad tą zatokę piątej rzeki, utwór wybitnie progresywny, pokazujący jak wielkimi instrumentalistami i kompozytorami są chłopaki z Genesis pod wodzą Petera Gabriela, jak wielkim technikiem jest Hackett klasyczny gitarzysta oraz wielkość niepodważalną Phila Collinsa jako bębniarza, no i te łzy podczas solówki - najpierw Gabriel i flet, później Hackett i jego cudowna gitara, a w środku nieziemski popis Colinsa na perkusji:)
Chyba najlepszy kawałek progresywnej muzyki w pigułce, tej z lat 70tych..., cudo.
Pink Floyd - Comfortably Numb
(moja ulubiona solówka:))
http://www.youtube.com/watch?v=tkJNyQfAprY
Genesis - Firth of Fifth
(chyba najwybitniejsza technicznie solówka jaka powstała - chodzi o ten typ co Comfortably Numb) no i wybitny kawałek rocka progresywnego raczej najlepszy z całych lat 70tych
http://www.youtube.com/watch?v=-ZrPf58W4uA&feature=related
Czy to ma start do Stairway to Heaven i do tej solówki, na którą większość upiera się, że jest najlepsza, nie wiem, ale czy schody mają start do kawałków Pink Floyd i Genesis również nie odpowiem lepiej słuchać niż się zastanawiać, to wielka muzyka, ale każdy ma inne gusta ot co....
Stairway to Heaven, czyli cud rocka?
http://www.youtube.com/watch?v=l_A_f7_3DUQ
Co do innych kawałków Genesis
Genesis - The Musical Box
(czyste arcydzieło progresji, nic dodać nic ująć, wątpię czy Pink Floyd byłoby w stanie nagrać coś tak złożonego pod względem muzycznym na swoich instrumentach, z jednego tylko powodu, to wielcy kompozytorzy, ale kiepscy technicy i średni instrumentaliści w porównaniu z tuzami z Genesis...)
http://www.youtube.com/watch?v=W35wtfcByIY
Genesis - Dancing with the Moonlit Knight
(ta muzyka, klimat baśni, poematy zamiast zwykłych tekstów, perfekcyjna progresywna muzyka i megainstrumentaliści, Gabriel i te jego przebrania, to nie muzyka to teatr - co później Pink Floyd zaczął odgapiać, a zwłaszcza Waters, ale tego poziomu muzycznego nikt nie odgapi może i dobrze;))
http://www.youtube.com/watch?v=RdD6L4cKKU8
Już nie wspominam o monumentalnym Supper's Ready (szczególnie o tekst się rozchodzi, Waters nie byłby w stanie tak złożonego tekstu napisać)
Tak a propos teksty Gabriela były tak złożone, że Amerykanie ich nie rozumieli, tak angielskie, że tylko Brytyjczycy i to tylko ci naprawdę wykształceni mogli zrozumieć ich przekaz, gdyż do tego potrzebna była wiedza, znajomość filozofii, historii, ekonomii, polityki itp.
Jeśli chodzi o Queen to aby zauważyć ich wielkość wystarczy przesłuchać:
Queen - White Queen
(tekst Maya, ale Szekspir nie powstydziłby się takiego w dorobku)
http://pl.youtube.com/watch?v=n7_2Vg2PZ2Y
Queen - The march of the black queen
(chyba oprócz Bohemian Rhapsody największe dzieło zespołu, trochę przesadzają z przepychem dźwiękowym, bo to jak orgazm, ale progresja na najwyższym poziomie i te chórki trochę śmieszne, poprawiają na maksa humor:))
http://www.youtube.com/watch?v=U90E7sZdETU&feature=related
Queen - Ogre Battle
(pierwszy progresywny heavy metal? bo hard rocka progresywnego to deep purple grało w 1969 roku!)
ten riff i to jeszcze Mercury go spłodził nie wierzyłem w to, takiego by się Black Sabbath nie powstydziło
http://www.youtube.com/watch?v=V4mUXjsgos8&feature=related
Queen - Stone Cold Crazy
(czy to oni stworzyli pierwsze kawałki thrash metalowe|? tak! Metallica zrobiła aż trzy covery Queenów! W tym kawałku jest więcej energii niż na całej płycie Paranoid - Black Sabbath i nie wiem co w tym kawałku jest, ale w nim aż tyle energii jest (Brian May mistrzem gitary jest!)
wolę wersję studyjną, w końcu to Queen i niespodzianki są...
http://www.youtube.com/watch?v=AnGaEk0rZdU&feature=related
ale z koncertu też niezła:)
http://www.youtube.com/watch?v=e9PJ2uxiUGc
ciągłe poszukiwanie, czysta progresja:)
Takie Bohemian Rhapsody zna każdy chyba - kolejny mega progres, wręcz eksperyment muzyczny i techniczny;)
a większość tych popowych badziewi, które Queen nagrał w latach 80tych co hasają w radio lepiej nie słuchać! choć i w radio puszczają czasem niektóre ich ambitne dziełka takie jak Innuendo, BoRha itp.
Natomiast kawałek I want you break free, który mi nawet nie przeszkadza ma ładną progresywną solówkę, ale tekst na poziomie Dody to taki jakiś progresywny pop, popo rock z progresywną gitarką....
Jeśli chodzi o głos Gillana to wystarczy przesłuchać:
Child in Time
(to co Gillan robi tu z głosem, sorki Mercury ma większe możliwości głosowe ogólnie, ale tak daleko nie sięga w takie rejestry)
aha no i warto jeśli mowa o perkusistach również wsłuchać się jak chodzi perkusja Ian Paice jest tu tak niesamowity (w Child in Time) że większość perkusistów wymięka przy jego grze, jego gra jest jak strzelający karabin maszynowy co ma bezpośrednie odniesienie w tekście Child In Time:
http://www.youtube.com/watch?v=BJCTrolF3CY
albo Higway Star
(czy Mercury ma tak hard rockowo - metalowy głos, raczej nie, ma skalę, ale nie ma takiego akurat typu głosu)
http://www.youtube.com/watch?v=KgZSnAkQc4c&feature=related
Co do ery Barretta była zdecydowanie bardziej progresywna niż era Watersa, ale nie był to art rock tylko psychedelic rock....
Zresztą Piper at the gates of Down to najlepsza brytyjska płyta rocka psychodelicznego, a jeśli skonfrontować ją z jej amerykańskim przeciwnikiem Strange Days - The Doors to nawet przy wypróbowani w praktyce hehe jest lepsza i możliwe że to nawet najlepszy psychodeliczny rock w historii. Takie kosmiczne kawałki jak Interstellar Overdrive to najwyższa progresja świata - takich kawałków powstało mało
Interstellar Overdrive
(mam gdzieś że ktoś może tego nie lubić, bądź nie rozumie, to muzyczna sztuka, jeden wielki jam, improwizacja na całego, to co w duszy gra, najwyższy arytystycznie wymiar progresji),
http://www.youtube.com/watch?v=emlJKhLZOh8
Astronomy Domine równie progresywne,
Mothilda Mother
(psychodelia na najwyższym poziomie słuchając przenosimy się w krainę baśni i te miękkie wokale charakterystyczne dla psychodelii zwariowany rytm i cukierkowatość czyli psychodelii podstawa, za mistrzami psychodelii z The Byrds i The Beatles - no a tekst znów poezja, czysty surrealizm, cały Syd Barrett)
http://www.youtube.com/watch?v=YMrDabPW058
też, Arnold Lane również choć to tylko piosenka nie żadna suita!, wiele eksperymentów jak Bike, który jest prawdziwą wodewilowo psychodeliczną perełką,
protopunk rockowy Lucifer Sam,
(no i kto wymyślał proto punkowe nuty? Iggy Pop, czy Barrett? posłuchajcie Iterstellara, Astronomy itp. tam mnóstwo pojedynczych elementów punk rockowych połączonych z progresją, bo to jest jedna wielka progresja, jedna wielka mieszanina wszystkiego co Barrettowi się uroiło i wykombinował na gitarze, nie zapomnijmy o wkładzie na klawiszach Ricka Whrita
http://www.youtube.com/watch?v=nlfXeAYc0wk
Albo takie wykonanie Gigolo Aunt
(kto grał tak przed nim, nikt, ta brudna barwa gitary, eksperymenty i zabawa dźwiękiem, dla muzyki to progresywność - a jakiego daje czadu!!!)
http://www.youtube.com/watch?v=084Zg-HKh2Q
Pow R. Toc H - co za złożenie dźwięków! tylko Barrett mógł na to wpaść, a Waters zmontować dźwięki!
Nie słyszałem bardziej psychodelicznych kawałków od Arnold Lane i Mothilda Mother, bo takiego raczej nie ma....
Może tylko 8 miles high Byrdsów, Dr mr Fantasy - Traffica, albo LitSotD - The Beatles....
A z tak dobrych płyt jak Piper to chyba tylko SF Sorrow The Preety Things...
Solowy Barrett jest bardzo dobry bo zupełnie inny, niedopracowany strasznie, ale są tam arcydzieła czystej wody co pokazuje jego wybitny talent, który nawet mimo choroby i produkcji sprawił, że płyty są bardzo dobre z minusem i są klasyką rocka psychodelicznego, który królował w latach 1965 - 1970 i około 1971 roku definitywnie się skończył....
Takie perełki jak Dominoes
http://www.youtube.com/watch?v=qiDN90JWxRc
jak Effervescing Elephant
http://www.youtube.com/watch?v=smVYvnnqewA
jak równie wybitne nagranie Gigolo Aunt
http://www.youtube.com/watch?v=4dOah-inh08
jak zwyczajnie poetyckie Golden Hair (bez charakterystycznego dla Syda surrealizmu)
http://www.youtube.com/watch?v=Vfvh8nn_JkM
a nawet tak dziwne nagrania jak te z pierwszej jego solowe płyty jak Madcap Laughs
tylko Syd Barrett i jego akustyczna gitara, a doznań dźwiękowych co niemiara i piękny materiał mimo wyraźnych niedoróbek, ale to zapis tego w jakich warunkach powstawał pierwszy folkowo akustyczno psychodeliczny rockowy album Syda....
Wystarczy przesłuchać to niby takie proste, a magiczne jak płyty Tyrrannosaurus Rex zanim gdy grali tolkienowski akustyczny rock psychodeliczny, zanim zmienili nazwę na T Rex i zaczęli grać glam rocka....
Madcap Laugs - Syd Barrett i jakby nie było Pink Floyd
Long Gone - ma coś w sobie i jest dopracowane
Feell- to takie proste, nawet zafałszowane i niedokładne, a tak prosto przepiękne, chwyta za serce kosmiczną melodią, do dziś nie wymyśliłem skąd Barrett miał w głowie tyle nietuzinkowych melodii....
If It's In You - no tu widać te wpadki naprzykład, nawet jest wesoło tego słuchać, Barrett jest nieobliczalnie nieobliczalny, masło maślane;)
to mnie rozwala
Late Night - ponoć jeden z ulubionych kawałków Kirka Hammetta z Metallici no i ponoć stąd wziął pomysł na solówkę do Master of Puppets wsłuchaj się w dźwięki od 9:11 do 9:17 zrozumiesz co mam na myśli ;)
http://www.youtube.com/watch?v=Wc82zjZ0rPk
Temu kawałkowi nie brakuje nic, piękny
Syd Barrett - Terrapin
http://www.youtube.com/watch?v=5ZaZaWcdtbY
No a takie kawałki jak Dark Globe czy JUgband blues ilustrują chorobę psychiczną i samotność, alienację Barretta, ale to żywy zapis jego talentu i nieszczęść:
Dark Globe
http://www.youtube.com/watch?v=B8ZT9aiqLA0
Pink Floyd - Jugband Blues
http://www.youtube.com/watch?v=9nxGF5IRTHg&feature=related
Co do Masona to bardzo dobry perkusista, aby się o tym przekonać trzeba posłuchać Live at Pompei lub genialnej koncertówki z znienawidzonej przeze mnie w połowie (części studyjnej) Ummagummy - czyli ciupciania hehe ;)
koncertówka z Ummagummy
Astronomy Dominne
http://www.youtube.com/watch?v=By8irCD8AtI
Mason daje kopa na tej perkusji! czadu Nick!
co za wykonanie, ale Gilmour jednak nie ma tego wyczucia i hardrockowo punk rockowego brudu co Syd, gra głośniej, a jego gra jest jednak bardziej cicha od Syda
wystarczy porównać z tym jak grał Syd czyli niby skromniej, a poruszał dźwiękiem skały, bo grał bardzo nieregularnie i brudno....
http://www.youtube.com/watch?v=6M-UtlpvBWk&feature=related
Teraz Mason w Eugeniuszu
To już jest niemal hard rockowa perkusja przy zachowaniu progresu i psychodelicznego rozimprowizowania, cudo i ten jazgot Watersa!!!!!
Mason pokazuje klasę, bo to świetny perkusista, daleko mu do tuz ale jest bardzo dobry, a na pewno ma takie wyczucie tego co gra, jak nikt
http://www.youtube.com/watch?v=46JqCLMbZq8&feature=related
No i kolejny już dowód geniuszu Masona!
Wideo z Pompei! Nie wiem co Mason wciągał bo wygląda jak po mandraxie, ale jest genialny, to co robi od 4:15 jest niesamowite, a moment gdy gubi pałeczkę w 4:34 i jeszcze gra potem spóźnioną solówkę jest boski!!!! i pokazuje jego nieprzeciętne umiejętności....
http://www.youtube.com/watch?v=YgvAwBDbuIo
Tu gra świetny perkusista, tzn na tym albumie, a solówki Barretta powalają wyszukaniem
intro w Baby Lemonade również ahh....
http://www.youtube.com/watch?v=rCBiI4i7V2M
To tyle....
Słuchać, słuchać, nietuzinkowej, dobrej muzyki i nie ograniczać się tylko do wspaniałego Watersa i samego art rocka tak rozumianego, bo muzyczny świat jest zbyt piękny, a życie zbyt krótkie!
Dobranoc ;)
No a tu jeszcze link do klipu, który doskonale streszcza zawartość
jednej z dwóch najlepszych płyt rocka psychodelicznego jaka została wydana w historii tego gatunku....
czyli
The Piper At The Gates Of Dawn - Pink Floyd z 1967 roku
(w zasadzie skrótowo można napisać, że w tym przypadku Pink Floyd = Syd Barrett w 95 procentach - pozostałe 5 procent to Whrite i jego organy, oraz jedna kompozycja Watersa i to średnio udana jak na niego, Mason gra tu tylko na perkusji;)) No a Gilmour jeszcze nie brzęczy szklanką po strunach w jeden i ten sam sposób, bo go nie ma w zespole....
Tak czy siak to jedna z najlepszych płyt w historii rocka, a w gatunku rocka psychodelicznego jedna z dwóch najlepszych wydanych kiedykolwiek na świecie i najlepsza brytyjska płyta z rockiem psychodelicznym jaka powstała, prawdziwe arcydzieło muzyki XX wieku uznane przez fanów i krytyków muzycznych :)
ta płyta to właściwie Syd Barrett pod wpływem LSD, grzybów, mandraxu i innych psychodelików, być może to samo LSD;)
http://www.youtube.com/watch?v=9G3TS-nqhyk
To tyle....
Słuchać, słuchać, nietuzinkowej, dobrej muzyki i nie ograniczać się tylko do wspaniałego Watersa i samego art rocka tak rozumianego, bo muzyczny świat jest zbyt piękny, a życie zbyt krótkie!
Dobranoc ;)
Mosquito widze że świat muzyki jest ci bardziej znany niż mi ;D. Zgadzam się z tobą prawie całkowicie. Nie ma idealnych zespołów, ani wokalistów i nigdy nie powstanie utwór, ktory sprostał by oczekiwaniom wszystkich ludzi (nawet tych którzy naprawde znają się na dobrej muzyce). PF i Queen to dwa różne style muzyczne. Jestem zwolennikiem tak samo progresji jak i psychodeliki dlatego kocham słuchać obydwu z nich.
Mówisz, że Queen w latach 80tych zaczął tworzyć kiczowaty pop. Częściowo się z tym zgodze ale musze przyznać ze ten pop nie przeszkadza mi. Wole posłuchać popu Freddiego niż tych śmieci co non-stop puszczają w radio. Ta muzyka zawsze POPrawi mi humor ;] Oczywiście wiem że gdyby Queen nie zabrał sie za tworzenie popu w latach 80tych byłby teraz prawdopodobnie najbardziej cenionym zespołem rockowym w histori, ale cóż czasu nie można cofnąć. Z jednej strony żałuję że tak to wyszło a z drugiej.... Sam nie wiem. Na pewno nie było by co puszczać w radio bo teraz rocka na dobrym poziomie raczej nie spotykamy słuchając RMF albo Plus;D Znawcom się to nie podoba a przeciętnym odbiorcom owszem i coż zrobic?
Myślę jednak że Rock ktory tworzył Queen w latach 80tych był inny od poprzedniego ale czy tak dobry? Cóż w tym właśnie czasie powstało duzo naprawde dobrych kawałków np. Inuuendo, Hammer to Fall, Who wants to live forever, Headlong, Princess of the Universe i wiele innych. Tak ale trzeba przyznac ze nie były one aż tak dobre jak te kawałki z lat 70tych.
Pozdrawiam.
hidanekk13 oczywiście, że nie jest mi obcy ;D
tak nie ma idealnych zespołów, ani wokalistów i już na pewno nie będzie....
wiesz Queen to zespół progresywny w latach 70tych, regresywny w latach 80-tych, a w 90tych powrócili do świetnej progresji i wydali płytę Innuendo - jedyną w ich dorobku, do której nikt nawet ogromni przeciwnicy Queen nie powinni się doczepić, ponieważ ta płyta jest bezbłędna muzycznie i wreszcie całkowicie tekstowo, poza tym mówi o bardzo ważnych w życiu rzeczach i to w sposób niepatetyczny, a zarazem inteligentny i niegrafomański - to jedna z najlepszych płyt w historii rocka i nie zmieni tego nawet marna sprzedaż bo oceny fanów, muzyków, krytyków itp. mówią za siebie....
Queen grało rocka, glam rocka, hard rocka, heavy metal, proto thrash metal, prog rock, art rock, pop rock, rock, disco, funky, rockabilly, blues, wodewil, pop - czego oni nie grali?
ale zmiana na lepsze w latach 70tych to progressive rock, w 80-tych to regressive rock trzeba by było nazwać....
a co dla kogo jest sztuką, art rockiem to często kwestia gustu i tyle....
natomiast Pink Floyd grało typowy i właściwy rock psychodeliczny na pierwszej płycie tej z Barrettem
na drugiej płycie rock psychodeliczny plus elementy prog rocka bo już były suity, ummagumma to w części koncertowej złożenie psychodelicznego rocka i progresywnego rocka, w części studyjnej to awangarda, jakaś antymuzyka, atom heart mother to prog rock, meddle to prog rock, DSOTM - to zdecydowanie art rock, ale prog rock też bo nikt tak nie grał i nie zbudował z takich dźwięków muzyki, wish you were here to też art rock prócz shine on, animals to prog rock, znowu coś nowego, taki punk floyd bardziej, mocne granie, the wall to taki art rock psycodela, ale nie rock psychodeliczny, można to nawet nazwac normalnym rockiem z artystycznymi mrocznymi depresyjnymi tekstami, final cut to odrzuty, amlor to taki jakis pseudo art rock, bo nawet teksty jakies kiepawe, the division bell to powrót do suit ale czy to progres nie bo to już było patrz meddle
a które płyty Pink Floyd IMO są najlepsze?
będe brutalnie szczery
jedynymi dwoma płytami którym nie można nic zarzucić (rozpatrując pod gatunki czyli psychedelic i prog) są debiut PATGOD (psychedelik rock)najlepsza tego typu płyta jaka powstała
oraz Animals (prog rock) ta płyta jest jedyną wręcz idealną, nic jej nie brakuje wszystko się w niej broni, lecz trudną w odbiorze dlatego niedocenioną, być może najlepsze jest Wish You were here, ale można się tu czepiać, choć płyta broni się jako koncept i jako pojedyncze kawałki
DSOTM to najlepszy koncept, ale pojedyncze kawałki bywa że się nie bronią dlatego IMO jest genialna ale troche przereklamowana bo nie tak idealna, Division Bell jest napewno bardzo dobra, ale do tych najwiekszych nie ma startu, a The Wall jako koncept świetna, tam są również tak genialne kompozycje jak Hey You - chyba najlepszy kawałek Floydów mimo tej prostoty, ale klimat tego powala, no i Comfortably Numb, ale i są rzeczy owszem potrzebne, jednak które jako pojedyncze kawałki się nie bronią i tu znów wychodzą wielkie wady jak te w DSODM - tzn. nie wady, może nie tak jak się słucha całej płyty jest genialna, nic tam nie brakuje i trudno coś zabrać, ale samym konceptem płyta nie może nadrobić pojedynczych wpadek, których nie da się słuchać, poza tym ta płyta bywa niespójna w takim sensie że bywa prostolinijna, prosta w wyrazie uczuć, ale bywa że jest patetyczna i jedno do drugiego nie bardzo pasuje
a płyty, które brzmią dziś najświeżej to o dziwo
Piper czyli debiut, Ummagumma (koncert), Atom Heart Mother, Animals oraz The Division Bell
cała reszta brzmi nieświeżo ale uroczo, tzn ma po prostu zdecydowany klimat lat w którym powstało
to tak jak ze speed kingiem deep purple, który uderza od razu powiewem stylu lat 70tych, a soldier of fortune też deep purple, który został nagrany w 1974 roku, a brzmi tak że mógłby być nagrany teraz a nawet za 10 lat bo jest muzycznie bezczasowy taka różnica, co nie znaczy, że speed kinga nie uwielbiam i innych rzeczy z wyraźnym klimatem tamtych lat takich jak
Time Pink Floyd, Black Dog Zeppów, Child In Time Purpli itp.
Przykładowo kawałek Sinece I've Been Loving You - Led Zeppelin brzmi zawsze równie świeżo i jest to chyba ich najlepszy technicznie kawałek, jeśli nie najlepszy technicznie kawałek muzyki w ogole nagrany przez jakikolwiek zespół rockowy...
Tak Queen grał w latach 80tych głównie pop i pop rock - mimo że coś takiego nie istnieje bo takie pojęcie jest błędne
po prostu obniżyli loty, grali owszem przyjemnie, ale czy dla ucha?
dla mnie przykładowo Queen z lat 80-tych i 90tych gra muzykę która pozwala na jej interpretację, jest piękna i niebanalna, choć ma swój dziwny styl, a ten Queen z lat 80-tych, rzygać się chce, jest płytki i plastikowy, ale to ja tak mam, to moje wrażenia i nie chodzi że to w radio leci Schody do nieba Zeppów hasają tam przynajmniej raz dziennie i jakoś rzygać się nie chce bo ma głębie....
choć tak jak piszesz były przebłyski w tych 80tych i to na najsłabszej płycie nawet takie Who wants to live forever itp. Czy nie były tak dobre? Jesli chodzi o progresje to nie, ale był to rock na najwyższym poziomie, szkoda, że jedynie w paru kawałkach na te całe lata 80te, w których rock generalnie obniżył loty i to bardzo nisko i z tych lat to albo polski rock, albo metal, albo punk rock, albo post prog nadają się jedynie jako coś naprawde ciekawego z muzyki rockowej do posłuchania...
Innuendo to już 90te to inna bajka, a kawałek genialny, nawet w warstwie tekstowej, a nie ukrywajmy Queen często miało kiepskie teksty
Jak napisał coś Brian May to to była nierzadko czysta poezja, ale jak Mercury się zabrał za teksty to sam nie wiedział o czym są jego piosenki, bo bywały w sferze tekstowej tak nielogiczne i tu bronią się jedynie te surrealistyczne jak z Bohemian Rhapsody, ale tych surrealistycznych mało więcej u Mercurego tych w typie glam rockowych We wiil rock you itp.
A We are the Champions jest już genialne, choć tak ograne....
Każdemu podoba się co innego i niech każdy słucha co mu się podoba i inny nie powinien go za to krytykować bo muzyka ma sprawiać przyjemność, na boga nie słucha się na przykład jazzu po to by się snobować, ale dla przyjemności i jeśli komuś sprawia przyjemność techno, czy nawet disco polo (świetne na wesela itp. ale raczej nie do słuchania) to niech sobie słucha bo to ma mu przyjemność sprawiać...
A nawet na RMF, Zet, Plus itp. lecą często dobre kawałki, ale najczęściej te z lat 70tych i raz na dzień jakiś jeden, przykładowo Hotel California, Sweet Home Alabama, Soud of Silence, Stairway to heaven, czasami nawet Comfortably Numb, czasem Innuendo, BoRha, The Show Must Go On, czasem polskie klasyki jak 51 TSA, czy Dorosłe Dzieci Turbo itp. ale racja bardzo, bardzo rzadko, cóż takie czasy, popularne jest co innego, pop, techno, dance, hip hop itp.
A rock to obecnie nisza raczej....
Miło więc się w końcu wyróżniać bo kiedyś Black Sabbath i Pink Floyd to na dyskotekach rządziło, obecnie trudno, aby usłyszeć taki typ muzyki gdziekolwiek, a o zgrozo nawet w publicznej TV czy radio coraz trudniej, a niby mają obowiązek trzymać pewien poziom i za co ten abonament, tak wiem za sam odbiornik phhh:p
A co do Masona to perkusista z niego ponadprzeciętny z pewnością, choć do najlepszych wirtuozów brak mu ciut, ale mało
Oto Pink Floyd, a właściwie Punk Floyd hehe
klip z roku 1968!
kto uwierzy, że tak może grać Gilmour, bo to Gilmour, a nie Syd Barrett
to prawie jak hardcore hehe niezły progresywno psychodeliczny proto punk rock!
http://www.youtube.com/watch?v=49tLEcgW0Po
Również pozdrawiam:)
"dla mnie przykładowo Queen z lat 80-tych i 90tych gra muzykę która pozwala na jej interpretację, jest piękna i niebanalna, choć ma swój dziwny styl, a ten Queen z lat 80-tych, rzygać się chce, jest płytki i plastikowy"
"Chyba chciałeś/aś napisac "dla mnie przykładowo Queen z lat 70-tych i 90tych gra muzykę która pozwala na jej interpretację". Tak, rzeczywiście ma swój dziwny styl. Mi osobiście nie chce sie rzygac słuchając Queen z lat 80-tych ale czasami żałuję powstania tych popowych kawałków. Mercurego czasami naprawde ponosiło. Był naprawdę bardzo dziwnym i nietypowym artystą, ale oczywiście jak najbardziej zasługującym na uznanie i to nie małe.Lata 80-te były dla nich nieciekawym okresem (zresztą tak jak mówisz-dla całego rocka). W ich utworach brakowało tej głębi (nie mówie oczywiście o wszystkich utworach), ale trzeba przyznac ze solówki gitarowe były na tym samym dobrym poziomie.
Według mnie najgorszą płytą Queen było Hot Space, choc Under Pressure jest poprostu genialne pod kazdym wzgledem. Nawet Bowie ktorego nie bardzo lubie spisal sie niezle (chodz i tak wole Under Pressure Live wykonywane przez Mercurego). To jedyna mocna strona tej plyty bo reszta to nic nadzwyczajnego. Kind of Magic nie wypadł źle, a The Miracle w mojej opinii to najlepszy album z lat 80-tych album ktory połączył style Hard Rocka i Rocka uważam na naprawde dobrym poziomie. Innuendo to według mnie ich najlepszy album pomimo że to już lata 90-te. Made In Heaven był już o wiele gorsze choc You Don't Fool Me uważam za arcydzieło. Lata 70-te cały czas utrzymywały genialny poziom pod każdym względem.
Starałem się oceniac obiektywnie ponieważ Queen i Mercury to moje bóstwa i trudno mi je krytykowac :D. To tyle. Pozdrawiam.
Tak, oczywiście pisząc o Queen, której muzyka jest niebanalna miałem na myśli Queen z lat 70tych i te z 90tych
lata 80te to dla queen w większości jedynie komercja i popularność, a nie ciekawa twórczość muzyczna, po prostu obniżyli loty tak jak prawie cała muzyka rockowa - pewnie za sprawą popularności disco, ale to już inna historia...
Mercury pisał genialne ballady - o muzykę mi tu chodzi - z tekstami natomiast często ocierał się o glam, czyli poziom T. Rexa nie był mu obcy przykład We will rock you, no ale połowa tych jego tekstów była również niekiedy wybitna przez swoje przesłanie przykład We are the champions lub przez surrealistyczność przykład Bohemian Rhapsody....
Co do najgorszej płyty Queen to zdecydowanie jest to soundtrack do filmu Highlander i tu o dziwo są tam dwie wybitne jak na lata 80te kompozycje takie jak Princes... i Who wants to live forever, ale reszta tej płyty jest tak tragiczna i tak zaniża jej poziom muzyczny jako całości, że to jednak ta płyta muzycznie swoją niską jakością przewyższa marne Hot Space, które przez wielu uważane jest za najgorsze w dorobku Queen...
Z pewnością Queen I to najbardziej hardrockowa płyta zespołu
Queen II to najbardziej progresywna płyta
Sheear Heart Attack to najbardziej barokowa i dziwna płyta
A Night at Opera to najbardziej skomplikowana technicznie płyta jaka kiedykolwiek powstała! no i byłaby najlepsza, ale czasem te teksty nie są dojrzałe i to kładzie ten malutki cień....
Później z Queen już było słabiej
są jeszcze DZIEŃ no i JAZZ - płyta bardzo ciekawa, ale czy to napewno rock?
niby tak, ale muzycznie bardzo dobra rzecz
później to nic.... dziura....
lata 80te....
dopiero 90te i Innuendo - tak ta płyta poziomem muzycznym dorównuje takim Queen II czy Nocy w Operze, no i wreszcie tekstowo, tekstowo nie jest taka sobie, tekstowo też jest wybitna, najdojrzalsze i największe osiągnięcie zespołu, szacunek, podnieść swoją muzykę do takiej rangi, muzycznie otrzeć się o Led Zeppelin, a tekstowo o Pink Floyd - po tylu latach grania muzyki płytkiej, takiej tylko do rozrywki, nagrać coś głębokiego, po tylu latach grając płytko muzycznie zrobić taki progres, wielki szacunek i uznanie z mojej strony bynajmniej, powrót do korzeni rocka i ukręcenie łba disco rocko polo panującego w latach 80tych tych wszystkich hair matali i glam rockowców....
Jeszcze jedno napiszę dlaczego Led Zeppelin to najlepszy zespół rockowy jaki istniał, tych powodów jest wiele:
- był to najlepiej technicznie grający zespół
genialny bębniarz, genialny gitarzysta, bardzo dobry wokalista (Mercury, Gillan itp. byli o wiele lepsi jeśli o możliwości głosowe chodzi, ale Plant nie śpiewał typowo tak jak się piosenki śpiewa, miał takie bluesowe coś, wokal niebanalny, wokal niepopowy i stąd przyciągający uwagę, intrygujący), no i bardzo dobry basista oraz wybitny klawiszowiec
- muzycznie jeśli chodzi o kompozycje potrafili grać prosto jak Black Sabbath, a i potrafili tworzyć dzieła jakie tworzyło Pink Floyd, takie jak Kashmir (moim zdaniem Innuendo Queen trochę je przerosło), No Quarter, Sairway to Heaven, Since I've Been Loving You i wiele innych...
- ich muzyka nie jest tak ciężka jak Black Sabbath jeśli o granie chodzi, a brzmi o wiele od muzyki Black Sabbath ciężej ponieważ jest bardzo niepopowa, zaciąga bluesem i folkiem, dlatego mimo że nie jest tak ostra/głośna jest cholernie ciężka, cięższa niż cokolwiek w rocku czy heavy można było usłyszeć
- technicznie, solówki Pagea wgniatają w fotel, technicznie, wirtuozersko, jakoś tak surowo i niepopowo, lekko bluesowo, taki genialny skądinąd Iommi jest przy nim jak dziecko uczące się grać, u Pagea są solówki, jest gitara rytmiczna, prowadząca i riffy, kopalnia riffów, o Bonzo nie ma co wspominać, genialne pasaże na perkusji i ten feeling, Plant i Jones trzymają niezły poziom również
- jedyną słabszą stroną zespołu były często teksty, które słabe nie są, są bardzo dobre, ale często o jednym i tym samym, seks, kobiety, narkotyki itp.
ale trzeba przyznać, że zdarzały się teksty wybitne takie jak w Stairway to Heaven, czy No Quarter....
Ogólnie prześcigają Floydów, Purpli, Genesis, Queen, Beatlesów itp. itd. i tyle i jest to w miarę obiektywna wypowiedź człowieka, który nie jest fanatykiem żadnego zespołu....
Nie wiem czy ktoś nagra jeszcze coś na poziomie Since I've Been Loving You, ale wątpie....
A co do muzyki Pink Floyd, to
wielcy z nich kompozytorzy, ale tacy sobie instrumentaliści i żaden z nich wirtuozem swojego instrumentu (no może za wyjątkiem śp. Ricka Wrighta to nie był... Syd Barrett był jedynie dobrym eksperymentatorem, ale technicznie to i pewnie Gilmourowi ustępował - co n ie znaczy że Gilmour nie jest wybitnym gitarzystą, ale do wirtuoza to mu brakuje, jego poziom to nie poziom Claptona, czy Pagea i tyle...)
Pink Floyd wcale nie smędzili, po prostu to taki typ muzyki, trzeba go lubić, to się albo kocha, albo nienawidzi i już....
nie smędzili i tyle...
wiesz muzykę słucha się takiej na jaką się ma w danej chwili ochotę, jaka Ci jest potrzebna do życia, do trwania w danej chwili
jeśli jest Ci smutno i chcesz poprawić sobie humor to włączasz taki hardrock, metal itp. lub jakiś beatelsów - coś podobnego...
lub jeśli chcesz się po prostu rozerwać
jeśli chcesz odpłynąć do innej krainy włączasz psychodelię, progresywne fantasmagoryczne Genesis, Pink Floyd za czasów Barretta itp.
a jeśli Ci smutno i chcesz w tym trwać, lub coś zrozumieć by przełamać ból, może nie potrafisz już nic wesołego słuchać, albo nawet tekst Ci przeszkadza bo Cię wkur... no to włączasz takie Pink Floyd postbarrettowe i masz muzykę, która jest dla Ciebie uczuciem, dziełem geniuszu i tyle....
i to nie jest w żadnym wypadku smędzenie...
smęcić to mi może nawet Black Sabbath jeśli po prostu nie mam na taką muzykę w danej chwili ochoty...
rozumiesz o co mi chodzi prawda?
Ja również starałem się oceniać obiektywnie:D To tyle.
Również pozdrawiam:)
A co do tego forum w temacie to jedno stwierdzenie jest oczywiste
Pink Floyd = najlepszy art rock jaki powstał (nie rock progresywny jako rock progresywny) plus najlepszy rock psychodeliczny (Piper....) jaki powstał...
Pink Floyd forever and ever! jak to można określić używając języka Floydów....
Pozdrawiam:)
Rozumiem i cenie Pink Floyd nawet bardzo. Osobiscie uwielbiam Hey You i moglbym go słuchac godzinami. Poprostu wciska w fotel.
Nie ma co, idealnie wszystko podsumowales. Wracajac do lat 80-tych i do tworczosci Queen, to zgadzam sie ze bardzo obnizyli loty ale pod koniec zrobili IMO plyte ktora zasluguje na uwage-mianowice The Miracle. To z pewnoscia byla ich najlepsza plyta 80-tych lat. Nie zalatywala juz takim kiczem jak poprzednie i byla stylizowana juz bardziej na hard rock. Niepotrzebie spaprali ja utworami The Invisible Man i Party. Przyznam ze nawet Breakthru muzyczne byl niezle zrobiony ale to tez nie byl czysty rock.
Co do Led Zeppelin- tak pod wzgledem muzycznym byl genialny i kazdy utwor byl profesjonalnie wykonany i dopiety na ostatni guziczek. Glos Planta naprawde niezly choc nietypowy (troche przestalem go lubiec po tym jak wykonal Innuendo na FMTC :D). Ogolnie zespol naprawde jeden z najlepszych jak nie najlepszy pod wzgledem muzycznym i tu sie zgodze w 100%.
Pink Floyd-uwazam ze ich przelomowa plyta ktora byla poprostu geniuszem art rocka pod kazdym wzgledem to The Wall. Oczywiscie plyty za czasow Syda Barreta byly doskonalsze technicznie ale moja ulubiona jak i ulubiona wielu fanow jest The Wall. Czyste mistrzostwo. To tyle. Pozdro.
Hey You to jeden z najlepszych utworów rockowych jaki powstał, moim zdaniem najlepsza ballada Pink Floyd - tak okropnie smutne, ale sie nie nudzi
No tak jest jeszcze to Miracle, ale ta płyta to takie przejście pomiędzy jakimś hair metalowym kiczem i prawdziwym hard rockiem, płyta dobra, najlepsza płyta Queen nagrana w latach 80tych, ale do najlepszych płyt Queen i nawet do dobrych płyt innych zespołów z lat 70tych nie ma nawet startu i tyle i to w miarę obiektywna opinia - o ile takie istnieją:D
The Invisible Man - tak ich najwiekszy przebój lat 80tych, Freddie w wyczesanych okularkach, coś jak Invisible Touch u Genesis hehe - jeden wielki kicz i takie troche disco a nie rock, no ale to taki w miare dobry pop, ale co takie kawałki mają wspólnego z muzyką rockową z hard rockiem u Queen czy progresywnym rockiem u Genesis o zgrozo? Nic! Jeden wielki kicz i tyle.... co nie znaczy, że nie można tego lubieć, czy posłuchać od czasu do czasu, ale wielka muzyka to nie jest....
Piper at the Gates of Dawn Floydów pod wodzą Barretta to najbardziej artystyczny - tekstowo i muzycznie ale nie w konwencjonalnym stylu tak jak Ciemna Strona Księżyca, ale surrealistycznie, sztuką dla sztuki, najbardziej progresywny, przełomowy w tym czasie album i chyba najbardziej psychodeliczny album w historii muzyki rockowej...
tam roi się od tylu dziwnych dźwięków i eksperymentów, że chowają się nawet A Night at Opera Queen czy Sierżant Piepż Beatlesów, ale to taki wyjątek i ta płyta czy następna druga płyta jeszcze z Barrettem, który miał tam dwie kompozycje własne, jedną na singlu i jedną na płycie oraz brał udział w trzech innych z tego co wiadomo i komponował tam partie na gitarę slide i solówki - te płyty to czysty rock psychodeliczny i jest to mistrzostwo pod względem surrealizmu, dziwactw muzycznych, przećpane te utwory są tam i to na maksa, bardzo piękne muzycznie, fantazyjne, fantasmagoryczne - płyty te są dziełem w sferze dźwięków pozamuzycznych i technicznie, ale technicznie jeśli o jakości mówić to najlepszą płytą pod względem jakości technicznej jest Dark Side of the Moon i tu nie ma wątpliwości....
Wish You where here być może całościowo jest lepsze od Ciemnej strony,
artystycznie najlepsza jest ala punkowa najbrudniejsza i najbardziej gitarowa Animals - płyta z pewnością najtrudniejsza bo lekko tekstowo i muzycznie surrealistyczna, a nawet nieźle ja to nazywam postpsychodeliczna i walnięta
A The Wall płyta genialna, ale nie jest tak idealna jak te które wymieniłem niestety, są tam rzeczy które do siebie nie pasują, choć muszą być i nie da się ich wyciąć bo to część historii opowiadanej na tym krążku, płyta najpopularniejsza, ale nie najlepsza, choć niewątpliwie cudowna - ta płyta ma tylko drobne uchybienia, ale na pocieszenie można powiedzieć, że podobne ma Dark Side of the Moon, ale nie mają takich Piper, Wish you oraz Animals...
te uchybienia to niektóre kawałki, które oddzielnie nie bardzo nadają się do słuchania, ale czego ja się czepiam, no nie??
przecież to płyty koncepcyjne a takich słucha się w całości:)
Większość z Pink Floyd, czy takiego Led Zeppelin to czyste mistrzostwo, a wiele z Queen:))
To tyle. Pozdrawiam:)
Aha z Sydem Barrettem to były tylko dwa albumy:
- The Piper at the Gates of Dawn (1967) (rock psychodeliczny)- dyktatura śp. Syda Barretta - właściwie dyktatura, ale wynikająca z podziwu dla jego talentu jaki mieli pozostali:p
BEZWZGLĘDNIE NAJLEPSZA PŁYTA Z ROCKIEM PSYCHODELICZNYM JAKA POWSTAŁA W CAŁEJ KRÓTKIEJ (1965-1970) HISTORII TEGO GATUNKU ROCKA - PIPER....
- A Saucerful of Secrets (1968) (rock psychodeliczny) - 2 utwory Barretta jeden na singlu drugi na płycie, reszta to kompozycje w większości śp. Ricka Wrighta, no i gitara Syda, solówki w trzech pozostałych kawałkach na płycie i jednym na singlu....
NO I WYPIEPRZYLI BARRETTA BO TYLKO ĆPAŁ A NIE POTRAFIŁ GRAĆ JEŚLI GITARA MIAŁA STRUNY:P I PRZYJĘLI POLECONEGO PRZEZ BARRETTA PRZYJACIELA OD SERCA CZYLI GILMOURA
-----------------------------------------------------------------------
OKRES BEZ NICZYJEJ DOMINACJI, OKRES ZESPOŁOWY
- Music from the Film More (1969) (coś jak acid rock) kiepawa ta płyta, ale ma kilka fajnych kąsków takich jak Nile Song (chyba najmocniejsza, najbardziej hardrockowo heavy metalowa kompozycja całych lat 60tych! tak gło0śno i brudno to nawet Led Zeppelin i Deep Purple nie grało - ciekawa kompozycja naprawdę ciekawa), czy Crying Song - to jest dziełko, nostalgiczne dziełko - ale nie jest to już rock psychodeliczny:(
- Ummagumma (1969) - czytaj pieprzenie się, ruchanie hehe - co za zryty tytuł płyty
Część I koncertowa (rock psychodeliczny) - psychodeliczna uczta i arcydzieło....
Część II studyjna (awangarda) - przerost formy nad treścią, awangarda i antymuzyka, nie wyszło, kiepawe....
- Atom Heart Mother (1970) (rock progresywny) najbardziej progresywna płyta Pink Floyd, po tylu latach brzmi najświeżej ze wszystkiego co nagrali, dla jednych ślepy zaułek i nuda, przerost formy nad treścią, dla drugich największe dzieło zespołu warto samemu ocenić, ale ta płyta jako jedna z nielicznych w ogóle się nie zestarzała
- Meddle (1971) (rock progresywny/space rock) - płyta bardzo dobra, choć wielu uznaje San Tropez napisane przez Watersa za najgorszy kawałek muzyki Floydów w historii zespołu! ale to zależy od gustu, a gusta są różne, trzeba przesłuchać i ocenić czy się komuś podoba czy nie....
niemniej cała płyta ciekawa i godna polecenia....
- Obscured by Clouds (1972) (rock progresywny) ta płyta na tle poprzednich jak i następnych to istna tragedia, ale jest to i tak przyzwoita muzyka, ale jak na Pink Floyd to wpadka wielka jak głęboki Rów Mariański:p
- Dark Side of the Moon (1973) (rock progresywny/art rock) tą płytę zna każdy, płyta idealna jako płyta koncepcyjna, ogólnie niemal idealna, ale nie jest aż tak dobra jak się mówi, trochę przereklamowana, choć jest to dzieło wybitne, ale niektóre kawałki muzyki nie bronią się zupełnie po latach, no cóż nie bronią się jedynie osobno, ale to concept album więc powinno się słuchać całej płyty a wtedy jest to najwyższy ideał, jaki stworzyli Floydzi w swojej historii....
- Wish You Were Here (1975) (art rock) być może najdoskonalsze dzieło zespołu w tym okresie - tu broni się wszystko, nawet po latach....
NO I SKOŃCZYŁO SIĘ WSPÓLNE KOMPONOWANIE
OKRES DOMINACJI ROGERA WATERSA W ZESPOLE CPO TEN KOLEŚ SOBIE MYŚLI ŻE JEST PINK FLOYD? HEHE
Roger Waters (1985): Pink Floyd to ja
Syd Barrett (1975): I hate Pink Floyd
Syd Barrett (1968) do Rogera Watersa: Syd Barrett: Tylko nie rozpierdol tego zespołu, na który tak ciężko pracowałem i który stworzyliśmy razem
Roger Waters (1985) Pink Floyd to ja, "rozpierdalam" zespół!
Sorki za wulgaryzmy ale takich słów używał pan Waters;P
Syd Barrett (1975) do chłopaków w studio nagraniowym, którzy poprosili o odtworzenie nagranego kawałka Shine on You Crazy Diamond, aby zobaczyć jak to brzmi:
Dlaczego odtwarzacie to jeszcze raz, przecież słyszeliście to podczas nagrywania/gdy nagrywaliście?
Po odsłuchaniu kawałka - Syd do reszty - ale chujnia (chodziło mu o to że smęcą zapewne) no Syd wolał psychodelię, rock and rolla i zapewne grałby punk rocka albo hard rocka, a nie prog rocka, który go pewnie nudził....
- Animals (1977) (rock progresywny) najbardziej gitarowa płyta Pink Floyd, po jej ukazaniu krytycy zaczęli mówić o Pink Floyd jako o Punk Floyd, najbardziej artystyczna płyta tego okresu, teksty i muzyka nieco surrealistyczne, postpsychodeliczne, a wyrażanie emocji oraz gra Gilmoura na gitarze w takich Pigs czy szczególnie Sheep zaciągająca punk rockowumi riffami na 3 chwyty...
płyta trudna w odbiorze, najbardziej artystyczna i progresywna płyta tego okresu, niemal totalna dominacja Watersa, muzyka niby nie głośna, ale ciężka brzmieniowi....
IMO najlepsza płyta Pink Floyd oprócz debiutu, ale gusta są różne....
- The Wall (1979) (art rock/opera rockowa/czasem nawet czysty rock) to byłoby progresywne gdyby Genesis nie stworzyło czegoś takiego w roku 1974, a tak żadna nowość i postęp, tylko że tu jest to podane w o wiele bardziej przyjaznej formie....
płyta genialna, ale zdecydowanie nie najlepsza, te same niewielkie uchybienia co w Ciemnej Stronie, są kawałki które się osobno nie bronią, ale to koncept album, a takie coś słucha się jako całość, no i jako koncept jest to idealne....
no i jest tu parę kawałków takich jak Hey You, Comfortably Numb, czy Mother, które są jednymi z najlepszych w dorobku grupy....
szczególnie Hey You, najlepsza ballada Pink Floyd - co udowadnia wielki talent Watersa do robienia czegoś z niczego i pokazuje jego wrażliwość....
płyta godna polecenia dla początkujących, bo znana, można obejrzeć film The Wall....
NO I TO KONIEC PINK FLOYD NA WIELE LAT!!!!
WŁAŚCIWIE SOLOWY OKRES WATERSA!
The Final Cut (1983) (art rock) właściwie odrzuty z Ciemnej Strony Księżyca - płytka nawet dobra, ale żadne z niej dzieło, a tak na marginesie to właściwie solowe dziełko Watersa, płyta tylko dobra i to co najwyżej....
.... tak na marginesie została zadedykowana ojcowi Rogera Watersa, który zginął na wojnie, sam ją zadedykował jako dyktator:p
NO I STAŁO SIĘ WATERS POWIEDZIAŁ: Pink Floyd to ja - choć wszyscy myśleli że Pink Floyd to Syd Barrett, Rick Wright, Roger Waters, Nick Mason i David Gilmour - tak cała piątka!
No i wtedy Waters ROZPIEPRZYŁ PINK FLOYD WYRZUCAJĄC WSZYSTKICH A NA KOŃCU SAMEGO SIEBIE hehe :P
No ale David Gilmour reaktywował grupę po wygranej batalii sądowej z Watersem, który twierdził, że Pink Floyd to ON - no zapomniał Waters że nazwę Pink Floyd wymyślił i nadał zespołowi Syd Barrett w 1965 roku....
Gilmour nie chciał być ojcem dyktatorem jak Waters i postanowił sie nie rządzić tylko współpracować z Wrightem oraz Masonem no i udało się, ale nie od razu, za drugim razem;P....
- A Momentary Lapse of Reason (1987) (rock progresywny) - panowie nie mieli materiału a chcieli koniecznie coś wydać, aby dobić rozżalonego Watersa;p więc płyta ta jest właściwie SOLOWYM DZIEŁEM DAVIDA GILMOURA....
ta płyta w kwestii tekstowej to porażka, a muzycznie taka sobie, co nie znaczy że nie warta uwagi, ot taka tylko przeciętna płyta....
NO I ZNÓW PO OKOŁO 15 LATACH POWRÓT PINK FLOYD NA ABSOLUTNY SZCZYT WYDAWNICZY I ARTYSTYCZNY ZARAZEM.....
- The Division Bell (1994) (art rock/space rock) - ta płyta to dla wielu jedynie High Hopes, płyta może nie progresywna, powrót do grania lekkiego, do grania czegoś w stylu space rocka, może nie wybitna, napewno nie tak wybitna jak wielkie dzieła z lat 60tych i 70tych, ale bardzo bardzo dobra, jeden z najlepszych krążków Pink Floyd i to nie tylko High Hopes zapewniam i polecam.....
i na pewno nie przereklamowana, ani nie najbardziej komercyjna, najbardziej komercyjna to jest The Wall, a lekko przereklamowana mimo geniuszu jest Ciemna Strona, bo wcale taka doskonała nie jest....
------------------------------------------------------------------------
No i oczywiście polecić należy film z koncertu w Amfiteatrze w Pompejach z 1972 roku Pink Floyd: Live at Pompeii
oraz koncert P•U•L•S•E z 1995 roku wydany ponownie na DVD zdaje się w 2006 roku...
no i wszystkie starsze materiały z Sydem Barrettem....
no i oczywiście świetny zbiór singli z czasów gdy grali rocka psychodelicznego, czyli genialną składankową płytę Relics z 1971 roku....
To tyle co do Pink Floyd. Pozdrawiam. Dobranoc:)
Oczywiście pisząc musiałem coś opuścić hehe
Składanka The Best of the Pink Floyd z 1970 roku zawiera wszystkie single z okresy gdy Pink Floyd grało rasowego rocka psychodelicznego, tak więc tą płytę polecam w szczególności dla osób zainteresowanych rockiem psychodelicznym, gdyż ta płyta to zbiór małych arcydzieł tego gatunku rocka.....
czyli najgenialniejsza składanka w historii zespołu, bez kiepawych przereklamowanych gniotów z młodą i świeżą muzyką, z arcydziełami rocka psychodelicznego:
płyta - składanka - singli
The Best of the Pink Floyd (1970) (rock psychodeliczny)
To tyle co do Pink Floyd. Pozdrawiam. Dobranoc:)
"Z pewnością Queen I to najbardziej hardrockowa płyta zespołu
Queen II to najbardziej progresywna płyta
Sheear Heart Attack to najbardziej barokowa i dziwna płyta
A Night at Opera to najbardziej skomplikowana technicznie płyta jaka kiedykolwiek powstała! no i byłaby najlepsza, ale czasem te teksty nie są dojrzałe i to kładzie ten malutki cień....
Później z Queen już było słabiej
są jeszcze DZIEŃ no i JAZZ - płyta bardzo ciekawa, ale czy to napewno rock?"
Zapomniałeś wspomnieć o News of the World z ktorego pochodza takie dzieła jak We are the Champions, We Will rock you, All dead All dead, It's Late-to według mnie najlepsze utwory tego albumu.
No tak jest jeszcze News of the World - jakieś dzieło to to nie jest, ale bardzo dobry rock, ściślej rock na dobrym poziomie i jest tam parę muzycznych dziełek... ale ścisła czołówka albumów Queen to już niestety nie jest, a szkoda....
Mam do Ciebie pytanie skoro juz tak duzo przedyskutowalismy:
Jaki utwor Twoim zdaniem jest najwybitniejszym dziełem rockowym?? (możesz wymienic kilka bo jedno bedzie trudno biorąc pod uwage fakt, ze swiat muzyczny jest bardzo obszerny).
Zdecydowanie nie lubię rankingów, bo wiadomo, że każdy czuje inaczej i co innego może być dla niego dziełem, więc właściwie żadne dobre rankingi nie mają większego sensu. Już większy sens ma typowanie negatywne, bo świadczy o tym, że jakiś utwór ma poważny mankament i prawdopodobnie dziełem w swojej kategorii nie jest.
Wszystko trzeba również rozpatrywać w danej kategorii, a i tak oceny są tylko subiektywne, bo muzykę się czuje, albo nie, to tak jak z tą prawdziwą miłością, gdy kocha się kogoś kto wcale taki idealny nie jest.
Świat muzyczny jest bardzo obszerny, a najwybitniejszego utworu muzycznego, a tym bardziej w rocku nie ma i nie będzie, są jedynie wybitne i to i tak w swoim specyficznym gatunku, bo jak porównać wybitne dzieło hard rockowe z psychodelicznym, progresywnym, czy np. punk rockowym - a takie są również:D gdzie każdy kawałek jest inny od siebie, ma inna formą, instrumentarium, czas trwania, muzykę - jej rodzaj i inny tekst w sensie tym o czym ów tekst traktuje, po prostu każdy gatunek ma swój własny wypracowany kanon do którego reszta jako do "ideału" się odwołuje.
Więc polecę po gatunkach i kategoriach, lecz i tak będzie to lista starająca się jedynie o to aby być obiektywna, bo i tak będzie moja, mniej lub bardziej subiektywna....
Więc po kolei:
1) rock and roll - od tego się wszystko zaczęło:
Johnny B. Goode - Chuck Berry (kto nie zna tego riffu?), Jailhouse Rock - Elvis Presley, Rock Around the Clock - Bill Haley....
wiele wiele innych, ale to dla mnie podium
2) rock psychodeliczny (królowa jak to mówią muzyki rockowej, jeden wielki eksperyment muzyczny, z którego wyszły praktycznie wszystkie pozostałe gatunki rocka - prog, hard, space, heavy, acid, nawet punk się do niego odwołuje i kilka innych....
muzyka najbardziej zróżnicowana i barwna brzmieniowo od akustyka bo niemal heavy metal - gatunek który trwał mniej więcej od 1965 roku do około 1970 i na zawsze zmienił rock wykształcając jego gatunki.
No i tu jest tych dziełek tak wiele, że trudno to ogarnąć, ale spróbuje:
Pink Floyd:
Arnold Lane (jeden z najbardziej psychodelicznych kawałków ever), Candy and a Currant Bun (elementy punk rocka - to wyprzedza swoją epokę), Flaming (typowy rock psychodeliczny i jego arcydzieło), The Gnome (arcydzieło folk rocka psychodelicznego), Bike (w warstwie tekstowej pisało to chyba samo LSD), The Scarcrow (arcydzieło folk rocka psychodelicznego), See Emily Play (największy brytyjski przebój psychodeliczny), Lucifer Sam (jazz rockowo punk rockowy riff - początek mieszania gatunków), Apples and Orranges (punk rockowa intonacja), Remember a Day (arcydzieło, typowa psychodelia światowa bez floydowatości), Julia Dream (po prostu arcydzieło), Vegetable Man (proto punk rock z wręcz schizofrenicznym tekstem), Pow R. Toc H (chyba najlepiej wykorzystane dźwięki pozamuzyczne ever, to co zrobili razem Barrett - kompozycja i Waters - miks dźwięków, jest wręcz najbardziej przećpanym muzycznie kawałkiem w historii a sam tytuł ponoć oznacza mocne zaciągnięcie się skrętem - według mnie to już jakiś mandrax a nie trawka), Scream thy Last Scream (schizofrenia, chaos, ale tu chodzi o jedyną taką w historii i tak genialną psychodeliczną solówkę na perkusji, która jest nie do opisania, tego trzeba posłuchać), Astronomy Domine (arcydzieło chaosu bynajmniej, a nie z kosmosu hehe), Matilda Mother (według mnie najbardziej psychodeliczny utwór w historii tego gatunku rocka).
Są również takie genialne kawałki jak Interstellar Overdrive największy psychodeliczno space rockowy jam w historii, od którego wywodzi się gatunek space rocka, A Saucerful of Secrets (cydo progresywno psychodeliczne), czy Careful With That Axe, Eugene (gdzie szukać takiego mroku? istny bad trip)
Tu pokusiłem się o taki opis bo bardzo lubię Pink Floyd:) z tego okresu, choć nie tylko....
Teraz widzisz jak wiele gatunków stworzyli, m.in. proto punk rocka oraz space rocka i to jest ich główny wkład w rozwój muzyki, reszta to już tylko nie jej rozwój w sensie tworzenia nowych wizjonerskich gatunków, ale doprowadzanie samych kompozycji w już istniejącym prog rocku i art rocku przede wszystkim do perfekcji....
Teraz już tylko tytuły:
The Beatles:
Paperback writer, Tomorrow never knows, A day in the life (raczej IMO najlepszy kawałek Beatlesów), Lucy in the Sky with Diamonds (jeden z najbardziej psychodelicznych kawałków w historii), Within you without you, Strawberry fields forever, Penny Lane
Traffic:
Dear Mr. Fantasy (ach ten optymizm, arcydzieło gatunku), Paper sun
The Doors:
The End (dzieło samo w sobie), Unhappy Girl, Break on Through
The Pretty Things:
Balloon Burning, Old Man Going - w ogóle płyta S.F. SORROW (1968)wyznaczyła nowe standardy i była pierwszą rock operą w historii, a przy tym rock operą psychodeliczną.
The Byrds:
Eight Miles High (jedno z największych arcydzieł gatunku i największy przebój w gatunku w US)
PO niedzieli napisze więcej, tzn opisze inne gatunki rocka, narazie nie mam akurat czasu
Co do moich faworytów ogólnie jeśli o rock chodzi to:
Bohemian Rhapsody - Queen (najbardziej złożona kompozycja w historii rocka), Innuendo (skoro to przerosło Kashmir Zeppów to musi być geniusz geniuszu) - Queen, Stairway to Heaven - Led Zeppelin (najpopularniejszy, ale i pewnie dlatego że aż tak wybitny mimo wszystko), No Quarter - Led Zeppelin (być może największe wielkie dzieło rocka psychodelicznego i to skomponowane po 5 latach odkąd ten gatunek właściwie nie istniał - największe dzieło, nie najbardziej psychodeliczny kawałek), Dazed on Confused - Led Zeppelin (być może najbarzdiej dopracowany utwór acid rockowy), Since I've Been Loving You - Led Zeppelin (chyba najbardziej techniczny kawałek właściwie blues rocka jaki powstał, trzeba być wirtuozem, aby coś takiego skomponować i jeszcze tak zagrać), Child in Time - Deep Purple (klasa sama w sobie - arcydzieło hard rocka), April - Deep Purple ( być może najlepsze połączenie muzyki klasycznej i klasycznego hard rocka), Matilda Mother (chyba najbardziej psychodeliczny kawałek muzyczny jaki powstał), Echoes - Pink Floyd (najlepsza suita, space rock jaki został zagrany IMO), London Calling - The Clash (arcydzieło punk rocka), cała płyta Animals - Pink Floyd (IMO najlepsza płyta art rockowa jaka powstała), a co by było największym arcydziełem prog rocka? może i ta Atom Heart Mother - Pink Floyd? a może Epitaph - King Crimson? Ja najbardziej lubię Musical Box - Genesis, ale wg. mnie największym dziełem jest Suppers Ready - Genesis i to ze względu na tekst, który jest w zasadzie poematem i niebanalną rockowo symfoniczną muzykę, niemniej może trochę nudzić, piękny jest też July Morning - Uriah Heep (kawałek niepowtarzalny, taki progresywny heavy metal, ale naprawdę progresywny co nie oznacza tylko pięknego gitarowego riffu), wiele wiele kawałków muzycznych, które trudno wymienić genialnych stworzono i nadal pojedyncze się tworzy.
Narazie to tyle...
Pozdrawiam:)
Cóż na rock 'n' rollu znam sie raczej słabo ale te dzieła które podałeś są chyba rzeczywiscie jednymi z najambitniejszych ;D
Chodziło mi głównie o rocka progresywnego, psychodelicznego. Wiadmo że tu ukłon należy się Pink Floyd i te klasyki ktore wymieniłeś są jednymi z najlepszych w dziejach psychodeliki. Cóż myśle że równie dobrzy byli Genesis (głownie album Foxtrot ale to był rock bardziej progresywny niz psychodeliczny). SZkoda że potem zaczęli robic taki popowy kicz przy ktorym Queen z lat 80tych to czysta magia. Skoro już o progresji mowa to największym dziełem progresywnym Pink Floyd jest IMO Atom Heart Mother. Ale to raczej nie jest ocena obiektywna chodz na pewno AHM zasługuje na ogromne uznanie.
"Co do moich faworytów ogólnie jeśli o rock chodzi to:
Bohemian Rhapsody - Queen (najbardziej złożona kompozycja w historii rocka), Innuendo (skoro to przerosło Kashmir Zeppów to musi być geniusz geniuszu) - Queen"
Czy BoRhap to najbardziej złożona kompozycja tego pewien nie jestem. Na pewno jedna z najlepszych w dziejach rocka. Nie zapominajmy o The Prophet's Song, chyba największym dziele Maya. Cała płyta Night at the Opera to naprawde mistrzostwo i tak jak wspominales wczesniej najbardziej skomplikowana w dziejach rocka.
Jeżeli chodzi o Hard Rocka to z pewnościa Child In Time Deepow, chodz przyznam ze jedno z dziwniejszych kompozycji jakie slyszalem ;D
To narazie tyle. Pozdrawiam.
Chciałem jeszcze dodac kilka słow ;D
Mowiac o dobrej muzyce zapomnielismy wspomniec o Scorpions ktorzy tworzyli jedne z najpiekniejszych ballad jakie znal swiat...
Wind of Change zna chyba kazdy juz nie wspominajac o najpiekniejszej balladzie miłosnej- Still Loving You. Moze ten zespol nie nalezy do scislej czołowki muzycznej ale ich muzyka jest wyjatkowa. Pisali naprawde dobre teksty, czasami poematy.
Co do Klausa Meina uwazam ze najlepszy wokalista Zaraz po Mercurym i Gillanie.
Pozdrawiam.
w zupełności zgadzam się BlackHawk-iem i choć według mnie Pink Floyd to najlepszy zespół wszechczasów to np. moi koledzy mają inne zdanie i słuchają czegoś innego, ale jakoś mi to nie przeszkadza, ani im. poprostu tolerancja...
Pozdrawiam wszystkich fanów Floydów, no i reszte też ;p
aha....no i Meddle jest lepsze: Echoes - to raz, ale wogóle cała jest świetna,choć gdzieś czytałem że Seamus to wd. fanów najgorszy kawałek, jednak ja nie do końca się z tym zgadzam. San Tropez też jest świetne, a no i One of these days i .....kurcze! musze to znów przesłuchać!
Zandarm o jejku dlaczego ty musisz się wszędzie tak lansować? To takie fajne podpinać się pod "inteligencję"? Aż tak bardzo czujesz się niedowartościowany, że wszędzie musisz manifestować swój "niezwykły" i "niebanalny" gust muzyczny czy tez filmowy? Troszke ogłady, bo z twoich wypowiedzi wnioskuję, że pewnie jesteś dorastającym nastolatkiem, który zachłysnął się swoim intelektem i tym, że ogląda klasyczne filmy i słucha takowej muzyki co odróżnia go od bandy licealistów jarających się tragikomicznym kiczem? Podrośniesz to się będziesz śmiać ze swoich postów tutaj (mam nadzieję)
Znudziło mi się mówienie : "ten czy tamten to niezły troglodyta, patrzcie czego słucha". Tak naprawdę nie wiem po co tu tyle się każdy trudzi. I w imię czego? Pokazania własnych gustów jako niebanalnych i rozwiniętych? Z postów powyżej można by złożyć książkę. No właśnie, po co? Muzyka to coś czego słowami się nie da opisać i próby opisania jej to już sprowadzanie tematu do ... logiki? ;)Ja osobiście nie potrafię opisać co czuje słuchając czegoś tak wielkiego i porywającego. Słowa są tu zbędne. Po to właśnie jest muzyka i sądzę, że osoby wrażliwsze na nią nigdy tego nie wyjaśnią, co tak naprawdę w tym jest.