W trakcie oglądania momentami wieje nudą, a sceny wcale nie są zbyt śmieszne. Jednak po obejżeniu pozostawia bardzo pozytywne wrażenie i zostawia same miłe wspomnienia. Tak było z Big Lebowski, Serious Man, Burn after reading, Ladykillers i Brother, where art thou?
Jednym zdaniem: w trakcie oglądania każdemu z tych filmów dałbym 6-7, a gdy wrócę do nich pamięcią za kilka miesięcy, czy nawet tygodni to ok 8.
Nie mam pojęcia z czego wynika ten paradoks.