W Kung Fury jest niesamowicie podobny do młodego Johnnego Deppa, do samego końca nie byłem pewny czy to rzeczywiście nie jest Johnny :)
Głos miał jak sk****syński terminator, idealnie dla swojej roli ale z Christianem mi się nie skojarzyło.
Sądzę, że dla Kung Fury obrazą jest porównywanie go do tej łajzy Deppa. Zupełnie w innej lidze grają.
Rad będzie mi udzielał internetowy krzykacz, zwracający się do obcej dla niego osoby za pomocą prymitywnych inwektyw, a w dodatku bez zrozumienia dla ironii? Niebywałe!
IMO tytułowanie kogoś "łajzą" jest zdecydowanie mniejszym afrontem niż nazywanie kogoś "kmiotem", zwłaszcza gdy określenie to pasuje jak ulał.
Plagą dzisiejszych czasów jest, że pospolitą głupotę nazywa się ironią. Co prawda ironia ze starogreckiego oznacza "udawanie głupszego", ale w twoim przypadku raczej nie ma mowy o żadnym udawaniu, więc na przyszłość naucz się odróżniać te dwa zupełnie różne słowa.
Myślę, że tytułowanie mojej osoby "kmiotem" przez internetowego frustrata (zwanego popularnie hejterem) nie jest żadnym afrontem. Taki osobnik nie zna innego sposobu komunikacji, poza wyzwiskami i nadinterpretacją ogólnie znanych definicji.
"Taki osobnik nie zna innego sposobu komunikacji, poza wyzwiskami i nadinterpretacją ogólnie znanych definicji" -> "łajza", "internetowy krzykacz", "internetowy frustrat", "hejter".
Wreszcie symbolicznie posypałeś głowę popiołem? Bo z tego co tu napisałeś paradoksalnie wychodzi, że piszesz sam o sobie.
Chyba, że według ciebie ww. określenia są formą grzecznościową. Tym bardziej ubolewam nad faktem, że kmiot i prostak twojego pokroju ma swobodny dostęp do dyskusji na forum, zwłaszcza gdy nie pisze nic konstruktywnego, a jedyne co potrafi to rzucać mięsem i przerzucać swoje wady na innych.
Ps. Czasownik, którym rozpocząłeś swój poprzedni post raczej nie łączy się z twoją osobą, więc używanie go powinieneś ograniczyć do niezbędnego minimum.
Należy jeszcze dodać, że ów osobnik prawie nigdy nie daje za wygraną, mimo że wyczerpał już granice absurdu i śmieszności.
Odcięcie od internetu to zwykle jedyna skuteczna forma leczenia, choć w skrajnych przypadkach kończy się to zamknięciem w zakładzie psychiatrycznym.
Osobiście optuje za drugą opcją. Przy dzisiejszym szerokim dostępie do internetu, raczej ciężko kogoś całkowicie pozbawić dostępu do sieci.
Pacjent, który próbuje być lekarzem i w dodatku sam sobie wystawia diagnozę - nie wiem czy to już jest skrajny przypadek, ale na twoim miejscu jednak odseparowałbym się na jakiś czas od internetu. Podobno z ludzi chorych nie powinno się śmiać, ale czytając twoje posty zdarzyło mi się ździebko naginać tę zasadę.
Tak czy owak, zdrowia życzę: Tego fizycznego, jak i (a może przede wszystkim) psychicznego.