W ,,Śmierci w Wenecji" zakochiwałam się w nim razem z Aschenbachem. Spojrzenia,delikatne uśmiechy,całość postaci tak cudowna że aż nierealna.
Owszem, piękny chłopiec. Ale u Viscontiego jest personifikacją śmierci. Niekiedy śmierć może przybrać bardzo piękne kształty. Pamiętajmy o tym i nie dajmy się zwieść, a wówczas nic nam nie grozi. Oczywiście poza śmiercią. Niekoniecznie w Wenecji.
Widzę, że w jednym z filmów zagrał anioła. Z taką aparycją był stworzony do grania takich ról.
Tadzio nie był personifikacją śmierci, on był tym czym był, pięknym, młodym chłopcem, który doprowadził do zatracenia dojrzałego mężczyznę - takie moje zdanie. Ale jeśli tak wygląda śmierć, to ja nie mogę się doczekać;)
Był pięknym chłopcem, który doszczętnie wyniszczył Aschenbacha. Ma wszystkie cechy piękna zaklętego w młodym ciele, ale też jest to piękno sprowadzające na manowce osobę zauroczoną takim pięknem. Znamy to z życia aż za dobrze ;) Na pewno przemijanie jest ważnym tematem "Śmierci w Wenecji". Zresztą słowo "śmierć" pojawia się też w samym tytule i może mieć szersze znaczenie. Tak czy siak Visconti przeszedł samego siebie w tym filmie i zaprezentował lepszą reżyserię niż Kubrick w "Mechanicznej pomarańczy". Ba, Visconti wręcz zmiażdżył w tamtym roku Kubricka. Stanley odstawił taką w pewnym sensie żałosną błazenadę.
Ja cenie i Viscontiego i Kubricka:) Oczywiście, że wyniszczył, ale to tylko i wyłącznie wina Aschenbacha, który zakochał się w pięknie Tadzia i dał się ponieść swoim własnym popędów. Oczywiście różnie można to interpretować, ale to właśnie miłość i pożądanie doprowadziło Asenbacha do śmierci. Zresztą, każdy by oszalał w takim momencie, ja też oszalałem na punkcie piękna Andresena;p
Kubrick i Visconti, to giganci reżyserii. Moim numerem jeden jest Stanley, ale Visconti wtedy czyli w 1971, uważam, był w znacznie wyższej formie reżyserskiej. "Śmierć w Wenecji", to filmowa uczta już od pierwszych kadrów, spora w tym zasługa niesamowitej muzyki Mahlera. Albo ten niespodziewany powrót Aschenbacha - on się cieszy niczym dziecko, że jeszcze będzie mógł być w pobliżu Tadzia. Co za scena! Geniusz Viscontiego i Bogarde. Arcydzieło totalne. Żaden z dzisiejszych reżyserów nie jest w stanie wdrapać się na taki poziom artystyczny. Nawet Paul Thomas Anderson nie dałby rady opowiedzieć tak wysublimowanej historii miłosnej. Co za smutne czasy nastały dla kina, sami reżyserzy do dupy.
Wracając do miłości w tym obrazie Viscontiego. Aschenbach jednak tylko przygląda się. Nie może oderwać oczu, ale Visconti nie idzie dalej, nie pokazuje co mogłoby nastąpić, gdyby doszło do zbliżenia, bo to zrujnowałoby uczucia, które widz obserwuje na ekranie. Na pewno to było coś więcej niż zwykłe zauroczenie. Tadzio zresztą sam prowokuje w windzie Aschenbacha, między tymi postaciami wytwarza się jakaś tajemnica, a kino kocha tajemnice. Wielkie kino powinno być tajemnicą. Tak uważam.
"Zresztą, każdy by oszalał w takim momencie, ja też oszalałem na punkcie piękna Andresena;p"
Zawsze uważałem, że najładniejsi są azjatyccy chłopcy, a tu proszę, okazało się, że jednak polski chłopiec o anielskiej twarzy. Nie do końca polski, tak naprawdę Szwed, ale to wciąż Europa. Chłopcy z Azji w odwrocie ;)
Co prawda to prawda, ale Visconti idzie zupełnie inną drogą, niż Kubrick. Każdy z nich to taki indywidualista, że trudno ich zestawić ze sobą. A co do P.T. Andersona, to fakt, ma facet swój styl, ale nie da się go porównywać z czasami kiedy tworzono naprawdę wielkie kino:) Śmierć w Wenecji jest filmem, do którego wracam przynajmniej raz do roku, nie tylko z powodu miłości do Tadzia:) Tak jak piszesz obraz jest tak genialny, że każde jego ujęcie gdyby wystawić na aukcji winno kosztować krocie:) To jeden z najpiękniejszych filmów, jeśli nie najpiękniejszy!
Visconti poszedł dalej niż Mann. W noweli 12-letni Tadzio nie prowokuje Aschenbacha, a Visconti stara się ubrać ich relacje niejednoznacznie. Oczywiście wszystko po to, aby zwątpić podobnie jak bohater, zadać sobie pytania: Czy ten chłopiec zauważył to co ja do niego czuję? Czy on się mną bawi? Czy może to tylko przypadek i mi się to zdaje? To wszystko pozostaje bez odpowiedzi, tak jak na wiele pytań w życiu nie ma odpowiedzi. Zauroczony Aschenbach podąża dalej za swoim aniołem, nie bacząc na konsekwencje. Dobrze, że nie doszło do żadnego zbliżenia, bo wtedy znikłby cały czar miłości, pozostałby tylko ziemskich słabości brud. Visconti poszedł dalej, ale nie przesadził, choć każdy z nich, jak na swoje czasy, według ówcześnie go oceniających przekroczył dozwoloną granicę. Strach byłoby pomyśleć, co by się stało, gdyby wybrał do głównej roli młodszego aktora, który byłby bliżej chłopięctwa niż Andresen (nie mówię, że i on nie miał w sobie chłopięctwa, ale już był w połowie drogi do męskości) jak pierwowzór Tadzia z prozy, to by dopiero wywołało oburzenie. Sam bym z chęcią, gdybym kiedykolwiek miał okazję, nakręciłbym własną wersję tej noweli, ale przez Viscontiego, brak odwagi. Nie chodzi o dościgniecie mistrza, bo to jest niemożliwe, tylko po prostu spróbowanie opowiedzieć jeszcze raz tę historię, bez kopiowania oczywiście. Może kiedyś się uda;p
Nie rozstrzygam jacy chłopcy są najładniejsi, wszyscy są po prostu piękni, a dzieci są najpiękniejsze;p
Visconti w "Śmierci w Wenecji" wspiął się na wyżyny subtelności i jednocześnie złamał niejedno tabu. Niesłychanie trudna sztuka, a On tego jednak dokonał! Bo Tadzio jest nieletni, a jego związek z Aschenbachem nosi wyraźny podtekst homoseksualny (ah te infantylne szufladki z kategoriami, wybacz). Gdyby Visconti pokusił się o pokazanie cielesności, to byłoby słabe i próżne rozwiązanie, które wnet osłabiłoby cały odbiór filmu. Erotyki nie ma, została zastąpiona uczuciem znacznie bardziej skomplikowanym. Nie chcę powiedzieć lepszym, wyższym, bo nie mam zamiaru deprecjonować fizycznej miłości, ale Visconti za wszelką cenę unika banalnego opakowania i dzięki termu wewnątrz tej opowieści kryje się coś nieuchwytnego. Znów to napiszę - arcydzieło totalne :)
Dzieci są zawsze piękne, a dzieciństwo to najważniejszy okres w życiu większości ludzi. Tak, odwaga. Kubrick również zrobił w filmie Lolitę znacznie młodszą i według mnie przegrał, bo uciekł od oryginalnych konsekwencji wyboru. Cenzura też robi swoje, nieustannie odbiera artyście swobodę i niszczy sztukę po dzień dzisiejszy. Marzy mi się jakaś opowieść filmowa o nimfetce według schematu: mężczyzna zafascynowany dwunastolatką, całość rozgrywa się subtelnie i "niezauważalnie", jak u Viscontiego w "Śmierci w Wenecji", po czym on spotyka ją po latach, gdy ona ma już 16 lat i wówczas dochodzi do erotycznego zbliżenia. Chciałbym taką historię nakręcić, ale obawiam się, że w tym naszym konserwatywno-religijnym państewku natychmiast wybuchłby skandal obyczajowy na niespotykaną dotychczas skalę, a poza tym nigdy i tak nie nakręcę żadnego filmu. Może wykorzystałbym motyw mousmé, ale musiałbym wtedy nakręcić zdjęcia w Japonii, a to z kolei zbyt duży wydatek dla PISF ;)
https://kultura.onet.pl/film/wiadomosci/szczyt-z-ktorego-mozna-juz-tylko-spasc-h istoria-najpiekniejszego-chlopca-na-swiecie/0b6s52v
Właśnie przeczytałam ten artykuł. Smutna historia młodego chłopaka do, którego przyczepiono łatkę...warto przeczytać, aby się dowiedzieć.