"
Doktor Strange w multiwersum obłędu", długo wyczekiwana kontynuacja przygód granego przez
Benedicta Cumberbatcha superbohatera, już jutro pojawi się w polskich kinach. My z kolei widzieliśmy film dziś na pokazie prasowym. Jak wypadł powrót
Sama Raimiego do kina superbohaterskiego? Czy horror i humor idą na ekranie ręka w rękę? A
Benedict Cumberbatch trzyma formę? Przeczytajcie recenzję Gabriela Krawczyka.
"Doktor Strange w multiwersum obłędu" - nasza recenzja
"Dziwny jest ten świat" W rozmowach o produkcjach Marvel Studios od dawna dominuje raczej narracja ekonomiczna: zamiast natchnionej analizy psychologicznych niuansów ekranowych postaci i zdolnych je wyrazić środków artystycznych, stawiamy raczej na biznesowe poczynania wielkiej korporacji. Nie trzeba być Martinem Scorsese, by zauważyć, że wytwórnia przypomina robota napędzanego algorytmami, a każdy jej film jest zazwyczaj konsekwencją i zapowiedzą kolejnych. Smutna prawda bywa więc taka, że producenckie obietnice potrafią budzić większe emocje niż seans finalnego dzieła. Nie sposób uciec od tego kontekstu i tym razem, gdy sequel perypetii tytułowego bohatera nawiązuje do potyczek ferajny towarzyszących mu herosów (od "Avengers: Endgame", po "Spider-Mana: Bez drogi do domu"), a na dokładkę okazuje się bezpośrednią kontynuacją wciąż niedostępnego dla polskich widzów serialu dziejącego się w tym samym uniwersum ("WandaVision"). Ktoś złośliwy powie, że tytuł najnowszej produkcji - "Doktor Strange w multiwersum obłędu" - podsumowuje strategię wytwórni żerującej na naszym czasie wolnym. I ten ktoś będzie miał rację. Tym przyjemniejsza jest więc refleksja, że w piramidzie franczyzowych zależności rzeczone "multiwersum obłędu" trafnie opisuje autorską osobowość stojącego za kamerą reżysera.
Sam Raimi, człowiek, bez którego horror i superbohaterska popkultura wyglądałyby dzisiaj inaczej, nie tylko nie daje się zakopać, ale wręcz świetnie się bawi w wielkiej piaskownicy studia: zlepia wątki z III i IV fazy MCU, rzeźbi kształty znane fanom jego horrorów w tekście Michaela Waldrona (scenarzysty "Lokiego"), a przy okazji pomysłowo testuje ograniczenia kategorii wiekowej PG-13. Mówiąc krótko, pozostaje starym, dobrym Raimim, twórcą trylogii o "Martwym złu"; naszym kumplem snującym opowieści z dreszczykiem, którego bozia obdarzyła cudownie niepoprawną wyobraźnią, wizualnym talentem i makabrycznym poczuciem humoru. Oczywiście, z seansu nowego "Doktora" najszczęśliwsi wyjdą geekowie zaczytujący się w oryginalnych komiksach. Muszę jednak przyznać, że to nie zjeżdżające z taśmociągu easter eggi, litania powiązań i gościnne występy niezliczonych trykociarzy sprawiły mi największą radochę, a właśnie przełamanie adresowanej do każdego i do nikogo Marvelowej konwencji. Raimi wkłada lepki kij we wzniesione przez tysiące robotnic mrowisko i patrzy, ki diabeł z mrowiska wypełznie. Taki z niego świntuch! Całą recenzję Gabriela Krawczyka przeczytacie TUTAJ. "Doktor Strange w multiwersum obłędu" w kinach już od jutra
Film "
Doktor Strange w multiwersum obłędu" wprowadza i rozwija pojęcie wieloświata w uniwersum Marvela. Wraz z
Doktorem Strange'em, który z pomocą starych i nowych nadnaturalnych sojuszników przemierza zaskakujące i niebezpieczne alternatywne światy, tocząc walkę z tajemniczym wrogiem, ruszamy w nieznane, ku zupełnie nowej przygodzie.
Poniżej znajdziecie zwiastun filmu: