FilmWeb: Dlaczego zdecydowaliście się na ekranizację
"Kajka i Kokosza"? Czy to był przypadkowy wybór, czy też jesteście miłośnikami komiksów Christy i zawsze chcieliście zobaczyć stworzonych przez niego bohaterów na dużym ekranie?
Paweł Stawiński: Pomysł nakręcenia filmu powstał ponad 2 lata temu w środowisku reklamowym. Szukaliśmy czegoś co poprowadziłoby nowy produkt na rynku, chodziło wtedy o jakiś kisiel i przyszło nam do głowy, że czemu nie użyć do tego Kajka i Kokosza - postaci znanych, lubianych i do tej pory marketingowo w ogóle nie wykorzystanych. Po dłuższym zastanowieniu doszliśmy jednak do wniosku, że szkoda tych bohaterów do reklamy. Lepiej nakręcić film o ich przygodach.
Zaczęliśmy badać rynek i okazało się, iż istnieje duże zapotrzebowanie na taki film. Początkowo myśleliśmy o realizacji obrazu animowanego. Po spotkaniu z Januszem Christą okazało się, iż taki pomysł istniał już pod koniec lat 80. Poczynione zostały nawet w studiu w Bielsko Białej wstępne próby animacji, ale zmiany, które zaszły w naszym kraju po 89 roku uniemożliwiły dalsze prace. W tym samym czasie seria "Kajko i Kokosz" zniknęła również z rynku wydawniczego. W księgarniach pojawiły się nieobecne u nas wcześniej komiksy o Batmanie, Supermanie, czy Spidermanie, które zdominowały rynek i z czasem wyparły wszelkie polskie wydawnictwa. Nawet teraz nie potrafię zrozumieć, czemu w polskiej telewizji dzieci nie mogą obejrzeć kreskówki rodzimej produkcji, tylko emitowane są tam Teletubisie, albo Pokemony, które dla mnie są zupełnie nie zrozumiałe, i które z
"Kajkiem i Kokoszem" nie wytrzymują najmniejszej nawet konkurencji.
FilmWeb: Czemu zrezygnowaliście z realizacji filmu animowanego na rzecz filmu aktorskiego?
Paweł Stawiński: Kiedy już dowiedzieliśmy się tego wszystkiego zaczęliśmy zastanawiać się co dalej. Czy korzystając z doświadczeń artystów ze studia w Bielsko Białej realizować film animowany, czy też spróbować nakręcić obraz aktorski. Postanowiliśmy spytać o to specjalistów. Dzięki przeprowadzonym badaniom dowiedzieliśmy się, że realizacja filmu animowanego kosztuje tyle samo ile filmu aktorskiego, a co więcej Polacy nie wyrażają takiego zainteresowania obrazami rysunkowymi jak aktorskimi. Ludzie z Arthura Andresena użyli określenia, iż Polacy filmy animowane oglądają "sporadycznie", czyli albo wtedy, kiedy muszą towarzyszyć swojemu dziecku w kinie, albo kiedy przy kolacji włączą telewizor, bądź też kiedy są chorzy włączają Cartoon Network bo w godzinach porannych nie ma nic lepszego w rodzimej telewizji. Liczbę widzów animowanego
"Kajka i Kokosza" specjaliści obliczyli na 500-600 tysięcy ludzi, co dla nas jest stanowczo zbyt mało.
FilmWeb: Ale, przecież powstaje teraz rysunkowa wersja
"Tytusa, Romka i A'Tomka", na którą pójdą zapewne rzesze wielbicieli twórczości Papcia Chmiela, bowiem na przygodach harcerzy wychowało się już przecież kilka pokoleń.
Paweł Stawiński: Tak mówią wszyscy miłośnicy, którzy do komiksów mają stosunek emocjonalny. My natomiast do swojej pracy podchodzimy racjonalnie. Wiara w to, iż na film pójdą wszyscy czytelnicy komiksu jest błędna. Większość z nich jest już dorosła, a dorośli Polacy, jak już powiedziałem wcześniej, na kreskówki do kina nie chodzą. Weźmy na przykład taki
"South Park". Rozmawiałem niedawno z ludźmi z Warner Bros i dowiedziałem się, iż w kinach film sprzedawał się bardzo słabo. Niedawno został opublikowany na wideo i kasety z nim schodzą jak świeże bułeczki. Ludzie po prostu nie chcą chodzić do kina na filmy animowane, ponieważ uważają, iż takie z powodzeniem można zobaczyć w telewizji lub na wideo. Dla mnie osobiście jest to niesamowitą bzdurą, ale takie są niestety fakty i musimy się z nimi pogodzić. Dlatego też obawiam się, mimo mojej całej sympatii do
"Tytusa, Romka i A'Tomka", że film Leszka Gałysza opowiadający o ich przygodach nie zrobi wielkiej kariery i nie będzie przebojem dużego ekranu.
FilmWeb: Czy właśnie dlatego zdecydowaliście się na film aktorski?
Paweł Stawiński: Jest to jeden z najważniejszych powodów. Drugim, jest fakt, iż film aktorski znacznie łatwiej wypromować niż animowany. Ludzie z reguły nie pamiętają nazwisk twórców kreskówek ani aktorów użyczających głosów animowanym postaciom. Z filmem aktorskim jest inaczej. Pojawienie się nazwiska reżysera, czy aktorów wywołuje u widzów emocje. Zaczynają się zastanawiać, czy dany artysta sprawdzi się w powierzonej roli, czy też nie. O filmie zaczyna być głośno bez prawie żadnego naszego udziału. Taką sytuację mogliśmy zaobserwować w przypadku
"Wiedźmina". Po tym, jak ogłoszono, iż Żebrowski ma grać Geralta przez wiele tygodni nikt nie mówił o niczym innym. Uzyskanie podobnego efektu w przypadku obrazu animowanego jest niestety niemożliwe.
Ostatnią przyczyną, dla której zdecydowaliśmy się na film aktorski były przykłady z Ameryki. Weźmy takie filmy jak
"Maska",
"Sok z żuka", czy
"Faceci w czerni". Najpierw powstaje film kinowy, później ewentualnie jego kontynuacja, następnie książki i komiksy a na samym końcu serial animowany, który może liczyć nawet i parędziesiąt odcinków. W rezultacie powstaje produkt, który trafia do wszystkich grup wiekowych i który potem może żyć jeszcze przez wiele lat. Podobnie planujemy uczynić z
"Kajkiem i Kokoszem".
FilmWeb: Jaki jest budżet
"Kajka i Kokosza"?
Paweł Stawiński: Żeby zrealizować film potrzebujemy 3 miliony dolarów. Jest to spora suma biorąc pod uwagę, że obraz ten może liczyć na zysk jedynie w naszym kraju. W zebraniu funduszy pomaga nam Arthur Andersen i na razie wszystko wskazuje na to, że potrzebna kwota zostanie wygospodarowana. Obecnie w naszym kraju istnieje sytuacja, w której łatwiej jest zebrać pieniądze na komedię, niż film sensacyjny. Polskie komedie od zawsze cieszyły się dużym zainteresowaniem widzów i do dnia dzisiejszego, nawet te stare, są chętnie oglądane przez osoby w każdym wieku.
"Kajko i Kokosz" ma być właśnie komedią i to komedią dobrą. Przyjęliśmy, że ma powstać scenariusz, który dorównywałby
"Seksmisji" Machulskiego i będziemy nad nim pracowali do momentu, aż taki się właśnie stanie.
FilmWeb: Jak myślisz, czy jeżeli film
"Kajko i Kokosz" odniesie sukces to istnieje szansa, że na naszym rynku zaczną się znów regularnie pojawiać komiksy Janusza Christy?
Paweł Stawiński: Jestem o tym przekonany. Naszą ambicją jest nie tylko realizacja dobrego filmu, ale również przypomnienie ludziom, że Kajko i Kokosz istnieją. Zobacz jaką popularnością cieszy się we Francji Asteriks. Mieszkańcy "małej galijskiej wioski" są tam niemalże bohaterami narodowymi. Nie ma Francuza, który by o nich nie słyszał, i który nie czytałby albumów z ich przygodami. Podobny ruch pragniemy obudzić w Polsce. Zaczęliśmy już wznawiać
"Kajka i Kokosza" w formie komiksowej. Do tej pory ukazały się albumy
"Szkoła latania" i
"Wielki turniej", które cieszyły się olbrzymim zainteresowaniem czytelników, a przed najbliższymi wakacjami pragniemy opublikować album pt. "Na wczasach". Jeżeli to wszystko się przyjmie to myślimy nad wydaniem komiksów, które Christa narysował, ale do dziś trzyma w szufladzie. Poważnie zastanawiamy się także nad kontynuacją serii. Tego rodzaju zabiegi są praktykowane na Zachodzie, dlaczego nie spróbować ich u nas?
Dziś mogę już zdradzić, że wszystkie wznowione zeszyty będą kolorowe. Miłośnicy
"Kajka i Kokosza" wiedzą bowiem doskonale, że kilka albumów (
"Złoty puchar" oraz
"Szranki i konkury" - przyp. red.) zostało wydanych na żółtym papierze w formie niekolorowej. Teraz to się zmieni. W dniu dzisiejszym nie ma już bowiem sensu wydawania komiksów na słabym papierze i pozbawionych kolorów. Mam nadzieję, że reedycja będzie również okazją dla fanów o wzbogacenie swoich zbiorów ulepszonymi wersjami niektórych albumów.
Drugą niespodzianką, która ucieszy wielbicieli dzielnych wojów, jest to, iż prowadzimy działania mające na celu nazwanie jednej z sopockich ulic imieniem Kajka i Kokosza oraz postawienie w tym mieście ich pomnika. Otwarty jest również temat budowy na wzór Mirmiłowa olbrzymiego lunaparku. Kilka lat temu, kiedy Michael Jakcson pragnął wybudować w naszym kraju park rozrywki przeciwnicy tego projektu zarzucali mu, iż jest mało narodowy. Skorzystajmy zatem z Kajka i Kokosza, bohaterów w stu procentach "made in Poland".
FilmWeb: Czy reedycja albumów obejmie również te, które opowiadały o przygodach Kajtka i Koka, poprzedników Kajka i Kokosza?
Paweł Stawiński: Nie jesteśmy jeszcze tego pewni. Seria
"Kajtek i Koko" bardzo się bowiem zestarzała i w dniu dzisiejszym kupią ją jedynie zagorzali miłośnicy komiksu, co w naszym kraju stanowi liczbę zaledwie paru tysięcy odbiorców. Jeżeli jednak się na to zdecydujemy to najprawdopodobniej zostanie opublikowany cykl
"Kajtek i Koko w kosmosie". Od jego przyjęcia zależeć będzie decyzja o reedycji pozostałych albumów.
FilmWeb: Czy wiadomo już, kto zagra w filmie?
Paweł Stawiński: Tego na razie jeszcze nie wiadomo, a przynajmniej nie jest to pewne. W zeszłym roku, podczas konwentu komiksowego w Łodzi zapytaliśmy się ludzi jakich aktorów widzieliby w ekranizacji "Kajka i Kokosza". Wtedy też powstała lista artystów, wśród których znaleźli się:
Zbigniew Zamachowski (Kajko),
Cezary Żak (Kokosz),
Bożena Dykiel (Lubawa),
Marian Opania (Mirmił),
Krzysztof Kowalewski i
Marek Perepeczko (Łamignat),
Krzysztof Kowalewski i
Janusz Rewiński (Hegemon),
Jerzy Bończak (Kapral), Pan Japa (Oferma). Pojawiło się tam również nazwisko
Cezarego Pazury, którego widzowie widzieliby w roli Ciotki Jagi. Początkowo traktowaliśmy to jako złośliwy żart ankietowanych, ale obecnie poważnie zastanawiamy się, czy chociaż nie spróbować go ucharakteryzować i zobaczyć jak będzie wyglądał w roli żony Łamignata. Jeżeli się sprawdzi to wtedy zyskalibyśmy możliwość wprowadzenia do filmu humoru rodem z Monty Pythona.
Tak przedstawia się lista propozycji ułożona przez widzów. Czy pokryje się ona z rzeczywistą obsadą aktorską? Tego jeszcze nie wiemy. Najpierw musimy znaleźć reżysera, później odbędzie się casting, zdjęcia próbne i dopiero wtedy reżyser podejmie decyzje dotyczące obsady. Jednak, tak jak mówiłem wcześniej, ostateczny głos w tej sprawie będą mieli widzowie, którzy w specjalnych ankietach wypowiedzą się na temat każdego potencjalnego kandydata.
FilmWeb:Reżyserem
"Kajka i Kokosza" będzie
Olaf Lubaszenko?
Paweł Stawiński: Tak, to prawda. Również i naszym zdaniem jest on najlepszym kandydatem na reżysera tego projektu i to właśnie on podejmie się reżyserii
"Kajka i Kokosza". Prowadziliśmy w tej sprawie rozmowy z wieloma artystami i większość z nich bardzo chciała przy ekranizacji pracować, ale
Olaf najbardziej się do tego nadaje. Jest młody, inteligentny, dowcipny, robi dobre filmy, czegóż chcieć więcej. Pamiętajmy, że film, o którym rozmawiamy to ekranizacja komiksu, do tego rodzaju obrazów nie każdy się nadaje. Takiego filmu nie nakręci
Wajda, czy
Zanussi. To musi być człowiek młody, który lubi komiksy i który doskonale zna
"Kajka i Kokosza".
FilmWeb: Jak na cały projekt zapatruje się Janusz Chrsita?
Paweł Stawiński: Nie za bardzo rozumie to całe zamieszanie, jakie wyniknęło wokół ekranizacji, ale bardzo się cieszy, iż stworzeni przez niego bohaterowie powrócą na szczyty popularności, którą cieszyli się w latach 80. Moim zdaniem Christa ma żal, że po 89 roku
"Kajko i Kokosz" zniknęli z półek księgarskich, że zostali niejako zapomniani przez czytelników. On traktuje ich przecież, jak własne dzieci i bardzo przeżywa to, że ktoś zdecydował się na reedycję albumów i na realizację filmu.
FilmWeb: Kiedy możemy oczekiwać premiery filmu?
Paweł Stawiński: Jesień roku 2002. Jest to na razie jedyna data, której jesteśmy pewni, bowiem nie znamy jeszcze nawet daty rozpoczęcia zdjęć. Zanim ją określimy musimy wpierw ustalić, gdzie będziemy je kręcić - w Polsce, zagranicą, w studio. Chcemy znaleźć takie lokacje, które w najlepszy sposób pozwolą nam stworzyć na ekranie bajkową rzeczywistość znaną z komiksowych albumów.
FilmWeb: Czego możemy zatem oczekiwać po
"Kajku i Kokoszu"?
Paweł Stawiński: Niezwykłego filmu. Wszyscy, którzy przy nim pracują są miłośnikami komiksów opowiadających o przygodach dzielnych wojów a co więcej prace nad obrazem postaramy się zorganizować tak, żeby wpływ na ostateczny kształt projektu mieli również przyszli widzowie. Oznacza to, że wszystkie elementy: obsada aktorska, twórcy, scenariusz, scenografia, wszystko to będzie konsultowane z odbiorcami przy pomocy różnego rodzaju ankiet i konkursów. Jako nagrody chcemy umożliwić im zagranie w filmie, a nawet asystentowanie przy reżyserii, czy budowie scenografii.
FilmWeb: Dlaczego zdecydowaliście się pozwolić widzom na tak dalece idącą ingerencję?
Paweł Stawiński: To co powiem zabrzmi może nieco brutalnie, ale nasz film to jest produkt, który my, żeby coś na nim zarobić, musimy dobrze sprzedać. Tego rodzaju działania mają nam umożliwić stworzenie obrazu takiego, jaki będą chcieli zobaczyć widzowie. Chcemy uniknąć kontrowersji jakie zaistniały w przypadku "Wiedźmina", gdzie obsada, choć nawet jeszcze nie powstał film, już wzbudza protesty odbiorców. My chcemy pokazać naszych aktorów widzom. Niech ich zobaczą ucharakteryzowanych i wtedy zadecydują - tak, albo nie.
Pragniemy współpracować z widzami tak blisko, jak tylko jest to możliwe.
FilmWeb: Czy wasz film będzie wierną ekranizacją jednego z albumów, czy też scenariusz nie będzie nawiązywał do żadnej ze znanych historii?
Paweł Stawiński: Musimy się starać, żeby nasz
"Kajko i Kokosz" był zrozumiały również dla ludzi, którzy obrazkowych historyjek nigdy nie czytali. Fabuła filmu oparta będzie na albumie pt.
"Dzień śmiechały", ale potraktowaliśmy ją niejako jako podstawę do bardziej rozbudowanej historii. Na przykład w żadnym z komiksów nie było powiedziane dlaczego Zbójcerze napadają ciągle na Mirmiłowo. Tak po prostu było. Film natomiast rządzi się innymi prawami niż komiks i musimy podać przyczynę, dla której Hegemon i jego żołnierze atakują mieszkańców grodu. Za ich wzajemną niechęcią musi stać jakaś racjonalna przyczyna.
Robiąc film musimy pamiętać, że kręcimy komedię dla wszystkich a nie tylko dla wielbicieli komiksów, dlatego też zmiany względem
"Dnia śmiechały" są po prostu niezbędne.
wywiad autoryzowany