Podczas piątkowej konferencji zorganizowanej przez Mistrzowską Szkołę Andrzeja Wajdy próbowano odpowiedzieć na pytanie, jaki powinien być bohater naszych czasów. Zastanawiano się między innymi, w jakie cechy polscy reżyserzy powinni wyposażać tworzone przez siebie postacie, żeby ich losy poruszały widzów i jakie są obiektywne przyczyny, że w Polsce prawdziwą kinematografię coraz częściej zastępuje produkcja telewizyjna.
Uczestnicy konferencji mieli okazję obejrzeć wybrane sceny z około 20 polskich filmów nakręconych w latach 1989-2005 i dla porównania fragmenty etiud studentów Mistrzowskiej Szkoły Andrzeja Wajdy.
Nikt z zaproszonych do dyskusji gości nie znalazł wśród oglądanych na ekranie postaci swojego bohatera, choć propozycji padło co najmniej kilka, a spotkanie już na początku przybrało minorowy charakter. Narzekano na niemoc polskiego kina, filmy tworzone przez twórców kierujących się często wyłącznie zasadami marketingowymi, przepaść jaka dzieli inteligencję i lud, na rozmijanie się gustów krytyki i widzów.
Współczesne polskie kino wyszło z szuflady o nazwie "kultura" i i weszło do szuflady "rozrywka" - twierdził
Andrzej Saramonowicz. Przestało odgrywać rolę jaką miało kiedyś - mówił
Andrzej Wajda - a jego funkcje w znacznym stopniu przejęła telewizja. Dzisiaj wszyscy mogą oglądać na ekranie śmierć Papieża, czy wizytę gen. Jaruzelskiego w Moskwie. Kiedyś takie wydarzenia były za Spiżową bramą, teraz wszędzie obecna jest kamera.
Moim bohaterem byłby człowiek, który funkcjonując w realiach PRL uczciwie przeżył życie i nie ma powodu, żeby się wstydzić - podkreślał Wiktor Osiatyński. Taki ktoś kto poradził sobie z wolnością, komu udało się bez szwindli.
Opisując swój typ bohatera, który powinien być przede wszystkim wyrazisty, Jacek Hugo-Bader zwracał uwagę na banalność pejzażu filmowego, w którym poruszają się bohaterowie współczesnego kina. Może twórcy powinni wreszcie odczarować ten świat - zastanawiał się.
Wisi nad nami cień PRL - dowodził
Witold Bereś. Wymaga się od kultury ducha, który naprawi świat i ta presja wymusza na reżyserach wyrażanie lęków. Polacy wracają z sentymentem do czasów PRL, kiedy to sztuka była sposobem na powiedzenie czegoś od siebie. Dzisiaj już nikt nie potrzebuje jej do takich celów.
Padały stwierdzenia, że Polacy uwielbiają narzekać, dobrze czują się w roli ofiary, a to przenosi się na obraz filmowego bohatera, który w polskim filmie więcej mówi niż działa.
Zdaniem
Andrzeja Saramonowicza bohater polskiego kina lat 90. to Franz Maurer z
"Psów" Władysława Pasikowskiego - ubek który pali przeszłość i wchodzi w nową rzeczywistość.
Pasikowski w swoim filmie, co zauważył również
Andrzej Wajda, dotknął jakiejś prawdy o drugiej Rzeczpospolitej. Byłem świadkiem jak ludzie śmieli się podczas seansu słuchając piosenki o Janku Wiśniewskim, którą śpiewała
Krystyna Janda w moim filmie - wspominał twórca
"Człowieka z marmuru" - przyszło mi do głowy, że
Pasikowski wie coś, czego ja nie wiem. Przekonałem się o tym naocznie, kiedy w następnych wyborach wygrało SLD.
Z typowaniem na bohatera Franza Maurera nie zgodził się
Andrzej Jakimowski, którego zdaniem to raczej karykatura, która we współczesnej rzeczywistości nie ma szans na zaistnienie. Teraz przyszedł czas na bohaterów, którzy mają dystans do świata. Dopasowywanie postaci do takiego kształtu, jaki ma się podobać widzom jest naiwnością. Może wzorcowego bohatera naszych czasów po prostu nie da się wymyślić.