"Napoleon" - przeczytaj fragment biografii Andrew Robertsa

Informacja sponsorowana /
https://www.filmweb.pl/news/%22Napoleon%22+-+przeczytaj+fragment+biografii+Andrew+Robertsa-152996
"Napoleon" - przeczytaj fragment biografii Andrew Robertsa
Na rynek księgarski trafiła właśnie książka biograficzna "Napoleon" autorstwa Andrew Robertsa. Możecie ją kupić TUTAJ.

Zaś poniżej publikujemy jej fragment:

W środę 24 grudnia 1800 roku tuż po ósmej wieczorem Napoleon i Józefina udali się osobnymi powozami do opery, aby wysłuchać oratorium Haydna Stworzenie świata. Na rogu placu Karuzeli i ulicy Saint-Nicaise niejaki Joseph Picot de Limoelan, szuan, który 16 listopada powrócił z Londynu, umieścił beczkę wyładowaną prochem na niewielkim, należącym do sprzedawcy nasion wózku ciągniętym przez chudą szkapę. Lont zapalił były oficer marynarki wojennej Robinault de Saint-Régant, wspólnik przywódcy szuanów Georges'a Cadoudala, który podał przypadkowo stojącej obok dziewczynce lejce konia, a sam uciekł z miejsca zdarzenia. Dzięki temu, że lont był odrobinę zbyt długi, a stangret César pospiesznie ominął wóz stojący na ulicy, Bonaparte ocalał. "Napoleon uniknął śmierci na skutek niezwykłego zbiegu okoliczności" – zanotował jego adiutant Jean Rapp, który w czasie wybuchu jechał drugim powozem wraz z Józefiną.

"Pewien grenadier z eskorty nieświadomie płazem szabli przegnał jednego z zamachowców ze środka ulicy Saint-Nicaise, co spowodowało, że wóz zawrócił z miejsca, w którym miał się znaleźć". Kareta Józefiny była na tyle oddalona, że potężna eksplozja nie zdołała dosięgnąć jej pasażerów, jedynie Hortensji odłamek szkła z wybitej szyby w oknie powozu lekko skaleczył nadgarstek. "Piekielna machina" (machine infernale), jak później nazwano ten zamach, zabiła pięć osób (w tym dziewczynkę trzymającą lejce konia) i raniła dwadzieścia sześć. Ofiar mogło być dużo więcej, gdyż wybuch uszkodził co najmniej czterdzieści sześć domów.

Oba powozy zatrzymały się i Rapp wysiadł z karety Józefiny w samym środku istnej jatki, żeby sprawdzić, co stało się z Napoleonem. Józefinie powiedziano jednak, że jej mąż nie ucierpiał w zamachu i postanowił mimo wszystko udać się do opery, więc ona dzielnie podążyła jego śladem, aby na miejscu znaleźć "Napoleona siedzącego w swojej loży. Był całkowicie spokojny, opanowany i przyglądał się publiczności przez lornetkę teatralną". "Józefino, te łotry chciały mnie wysadzić w powietrze" – odezwał się do niej, gdy weszła do loży, i poprosił o libretto oratorium. Przedstawienie odegrane przez Napoleona swoim mistrzostwem dorównywało najlepszym występom, jakie widzowie mieli okazję obejrzeć tamtej nocy. Na wieść o zdarzeniu publiczność przywitała Napoleona burzliwą owacją. Po tym, jak Napoleon odpisał przyszłemu Ludwikowi XVIII, odmawiając restauracji Burbonów, zaczęły zawiązywać się liczne mniej lub bardziej poważne spiski na jego życie. 4 września aresztowano siedemnastu ludzi pod zarzutem planowania zamachu na niego. Następnie 11 października wykryty został spisek, którego uczestnicy zamierzali zasztyletować Napoleona po wyjściu z opery. Jeden ze spiskowców, Joseph-Antoine Aréna, był bratem korsykańskiego deputowanego, który rzekomo miał grozić mu nożem w oranżerii w czasie zamachu stanu brumaire'a. "Nie stanowiło to żadnego realnego zagrożenia" – oznajmił Napoleon członkom Trybunatu, gdy ci gratulowali mu wyjścia cało z zamachu. "Siedmiu czy ośmiu nędzników, wbrew swemu pragnieniu, nie było w stanie popełnić zbrodni, którą obmyślili". 24 października aresztowano kolejny tuzin osób planujących obrzucenie granatami ręcznymi powozu Napoleona w drodze do Malmaison. Pirotechnik Alexandre Chevalier zdołał wymknąć się z policyjnej sieci, podobnie jak inny spiskowiec Thomas Desforges, przyjaciel Józefiny jeszcze sprzed jej małżeństwa z Napoleonem.

Dwa tygodnie później, 7 listopada, Chevalier został wreszcie aresztowany. Przy okazji policja przejęła jego wielolufowy pistolet oraz plany zamachu, zgodnie z którymi zamierzał przy użyciu fajerwerków spłoszyć konie od karety Napoleona i rozrzucić w poprzek drogi żelazne kolce, żeby uniemożliwić Gwardii Konsularnej przyjście na ratunek pierwszemu konsulowi. Po upływie kolejnego tygodnia, dzięki ciężkiej pracy Fouchégo, udało się udaremnić kolejny zamach. Jego niedoszli uczestnicy planowali zablokowanie ulicy, którą miał przejeżdżać Napoleon. W oficjalnym raporcie minister policji wymieniał co najmniej dziesięć osobnych spisków na życie Napoleona zawiązanych od czasu jego dojścia do władzy, w tym przez wspólników Chevaliera, którzy nadal pozostawali na wolności. Według doniesień policji opinia publiczna była przekonana, że prędzej czy później Napoleon zostanie zamordowany.

Ze wszystkich tych prób zamachu to właśnie "machina piekielna" okazała się najbliższa powodzenia. Dzięki znakomitej pracy śledczych Fouchégo na miejscu zamachu udało się zabezpieczyć podkowy koni, uprząż i wóz, a handlarz zbożem wskazał mężczyznę, któremu go sprzedał. Kiedy wokół spiskowców zaczęła się zaciskać sieć obławy, Limoelan uciekł z Francji i podobno został księdzem w Ameryce. Chociaż wszystko wskazywało na to, że zamach zorganizowali rojalistyczni szuani, Napoleon nie mógł przepuścić tak dogodnego pretekstu politycznego i oznajmił Radzie Stanu, że zamierza przedsięwziąć kroki przeciwko "terrorystom", jak nazywano w tamtej epoce jakobinów odpowiedzialnych za Wielki Terror z lat 1793–1794 i sprzeciwiających się skutkom brumaire'a. Zaledwie sześć lat po tym, jak sam został uwięziony z powodu powiązań z jakobinami, Napoleon uważał ich za wrogów państwa znacznie bardziej niebezpiecznych od szuanów. Według niego jakobini reprezentowali znacznie groźniejszą ideologię, znali mechanizmy władzy i byli lepiej zorganizowani. "Z jedną kompanią grenadierów rozgoniłbym całe to towarzystwo z Faubourg Saint-Germain – oznajmił, mając na myśli salony rojalistów znajdujące się we wspomnianej okolicy – lecz jakobini są twardsi, nie dadzą się tak łatwo złamać". Kiedy Fouché odważył się wskazać na popieranych przez Brytyjczyków rojalistów, takich jak Cadoudal, jako twórców "machiny piekielnej", Napoleon nie zgodził się z nim, obarczając winą radykałów odpowiedzialnych za masakry wrześniowe 1792 roku: "To septembryzardzi, łotry unurzane we krwi, zawsze zawzięcie spiskujące przeciwko każdemu kolejnemu rządowi. Musimy prędko znaleźć jakiś sposób, żeby im się odpłacić", gdyż – jak dodał – "Francja będzie spokojna o istnienie swego rządu dopiero wtedy, kiedy uwolni się od tych kanalii". W ten – co najmniej emocjonalny – sposób Napoleon odciął się raz na zawsze od swojej rewolucyjnej przeszłości.

Pierwszego stycznia 1801 roku Louis Dubois, członek centralnego biura policji, który miesiąc później został mianowany prefektem policji, przedstawił Radzie Stanu raport o licznych spiskach na życie Napoleona. Uczestnicy jednego z nich zamierzali przeniknąć w szeregi grenadierów gwardii. Z kolei mężczyzna o nazwisku Metgen zamierzał zasztyletować Napoleona w Komedii Francuskiej podczas przedstawienia Brytanika Racine'a (akurat tego wieczoru Napoleon nie pojawił się w teatrze). Na jeszcze inny pomysł wpadł niejaki Gombault-Lachaise, który wynalazł maszynę miotającą "ogień grecki" i zamierzał odpalić ją w czasie pogrzebu Desaix'go, jednak okazało się, że uniemożliwiały to wzniesione z tej okazji potężne dekoracje. "Szuani i emigranci są jak choroby skóry" – powiedział Napoleon podczas tego posiedzenia Rady Stanu. "Terroryzm jest chorobą wewnętrzną".

Ósmego stycznia aresztowano 130 jakobinów, których następnie deportowano – głównie do Gujany – na mocy uchwalonego trzy dni wcześniej senatus consultum. Chociaż zgodnie z początkowymi założeniami senatus consulta miały służyć wyłącznie do zmiany konstytucji, Napoleon uznał je za bardzo użyteczne narzędzie, za pomocą którego coraz częściej omijał proces legislacyjny w Ciele Prawodawczym i Trybunacie. Gujanę nazywano "suchą gilotyną", gdyż jej zabójczy klimat sprawiał, że zsyłka była niemal równoznaczna z wyrokiem śmierci. Decyzja nie wywołała jednak publicznego oburzenia. Nawet jeśli to nie jakobini zorganizowali zamach z "machiną piekielną", wielu z nich było zaangażowanych w tak zwane mordy sądowe, zwłaszcza ci, którzy sprawowali władzę w czasach Wielkiego Terroru. Gdy Théophile Berlier usiłował przekonać Napoleona do zmiany zdania w sprawie losu dwóch jakobinów o nazwiskach Destrem i Talot, pierwszy konsul odparł szczerze, iż deportuje ich nie dlatego, że uważa za winnych zamachu z "machiną piekielną", ale "za ich zachowanie podczas rewolucji". Berlier argumentował, że gdyby nie doszło do wybuchu bomby, to kwestia wygnania Destrema i Talota nigdy nie zostałaby podniesiona, na co Napoleon zaśmiał się i odpowiedział: "Och, panie prawniku, nie może pan pogodzić się z przegraną!".

Co dziwne, sporządzona przez Fouchégo lista osób przewidzianych do deportacji była dosyć osobliwa i niedbale przygotowana, chyba że istniała także inna lista, o której nie wiemy. Jeden z wymienionych na niej jakobinów od pięciu lat był sędzią w Gwadelupie, inny nie żył od sześciu miesięcy, a kilku kolejnych pogodziło się z nowym reżimem, a nawet pracowało dla niego. Deportacja jakobinów była już ostatnią z masowych obław na przeciwników politycznych, które były nieodłącznym elementem francuskiej polityki w ciągu poprzednich dwunastu lat. "Od tego czasu nastrój panujący w stolicy zmienił się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki" – wspominał później Napoleon. Jednocześnie z tą wynikającą wyłącznie z przyczyn politycznych czystką jakobinów trwała obława na prawdziwych organizatorów zamachu z "machiną piekielną", którzy wywodzili się z obozu szuanów. Dziewięciu z nich, w tym Chevaliera, zgilotynowano w dniach 30–31 stycznia 1801 roku, a hrabiego de Bourmonta łaskawie skazano na więzienie (z którego zbiegł w 1804 roku, ale później walczył w Portugalii w szeregach armii napoleońskiej). Kiedy w grudniu 1804 roku pojawiły się dowody, że istniał jeszcze jeden spisek podobny do tego pod wodzą Cadoudala, Napoleon wygnał z kraju tylko jednego z jego uczestników, a mianowicie Jeana de la Rochefoucaulda-Dubreuila. Jeszcze przed zamachem z "machiną piekielną" Napoleon próbował wprowadzić iście drakońskie prawa w zakresie bezpieczeństwa wewnętrznego, zgodnie z którymi nadzwyczajne trybunały wojskowe miały sądzić również cywilów. Rada Stanu uznała jednak wtedy, że to zbyt autorytarne rozwiązanie, projekt został wycofany na skutek protestów w Trybunacie ze strony liberalnych i umiarkowanych deputowanych, takich jak Pierre Daunou, poeta Marie-Joseph Chénier (autor tekstu do wspomnianej wcześniej Pieśni wymarszu) i pisarz Benjamin Constant. Po nieudanym zamachu na pierwszego konsula prawa te zostały jednak w błyskawicznym tempie uchwalone, a Napoleon przyjął agresywną postawę wobec Trybunatu, który niedawno przecież sam powołał do życia, oskarżając Constanta, Daunou i Chéniera, iż są "metafizykami, których należałoby wrzucić do wody… Nie myślcie, że pozwolę się atakować jak Ludwik XVI. Ja do tego nie dopuszczę!". Od tamtej pory, aby udaremnić wszelkie próby zamachu na swoją osobę, Napoleon nigdy nie ujawniał publicznie, dokąd się wybiera, wcześniej niż pięć minut przed wyjściem.

Zawarty 9 lutego 1801 roku pokój w Lunéville, wynegocjowany przez Józefa i Talleyranda oraz wyczerpanego pod koniec rozmów hrabiego Ludwiga von Cobenzla, ostatecznie kończył dziewięcioletnią wojnę pomiędzy Austrią i Francją. Traktat dosyć luźno opierał się na postanowieniach pokoju z Campo Formio, potwierdzając francuskie zdobycze w Belgii, Italii i Nadrenii, ale pozbawił Austrii większości terenów w północnych Włoszech, które cztery lata wcześniej stanowiły dla Wiednia rekompensatę za poniesione straty terytorialne. Cesarz Franciszek z pewnością wiele by dał, żeby cofnąć czas i powrócić do tamtych korzystniejszych dla Austrii zapisów. Jednakże zbliżenie francusko-rosyjskie oraz fakt, że Moreau znajdował się niedaleko Wiednia, sprawiły, że Cobenzl miał niewielkie pole manewru. Austria traciła na rzecz Francji Toskanię, która zgodnie z postanowieniami zawartego wcześniej francusko-hiszpańskiego układu z San Ildefonso stawała się Królestwem Etrurii pod panowaniem Ludwika, "zadziwiająco głupiego" (zdaniem Laury d'Abrantès) dwudziestoośmioletniego prawnuka Ludwika XV i męża infantki hiszpańskiej Marii Ludwiki. "W Rzymie zapanuje spokój" – Napoleon żartował z nowego króla. "On nie przekroczy Rubikonu".

Oczywiście Etruria tylko nominalnie była niepodległa. Chociaż rządzili nią Burbonowie, słono płaciła za utrzymanie stacjonujących na jej terenie wojsk francuskich. Utworzenie przez Napoleona królestwa, zamiast "siostrzanej republiki", słusznie uznano we Francji za krok mający przygotować lud francuski do przywrócenia monarchii. Kiedy jednak król Etrurii Ludwik I w styczniu 1802 roku przybył z wizytą do Paryża i Napoleon zabrał go do Komedii Francuskiej na przedstawienie Edypa, publiczność nagrodziła gromkimi owacjami słowa Filokratesa w scenie czwartej aktu drugiego: "Stworzyłem wielu władców, ale nie zostanę jednym z nich". Napoleon nadal musiał postępować ostrożnie.

Pokój z Lunéville przyjęto we Francji z wielką ulgą, zwłaszcza gdy ogłoszono, że większość rekrutów przewidzianych do poboru w roku 1802 nie zostanie powołana do wojska, a żołnierze, którzy mieli za sobą udział w czterech kampaniach – stanowiący aż jedną ósmą całej armii – zostaną zdemobilizowani. Występując przed Senatem 13 lutego, Napoleon oświadczył, że "jeśli przyjdzie mu walczyć, to tylko w obronie pokoju i szczęśliwości świata". Nie mógł się jednak powstrzymać od pogróżki, że "pomści" wszelkie "zniewagi", jakich doznał od bezgranicznie ambitnej Wielkiej Brytanii, którą zawsze nazywał Anglią. Ale Wielka Brytania była zbyt zmęczona trwającym konfliktem i niemal gotowa schować miecz do pochwy po niemal dziesięciu latach wojny.

Siedemnastego lutego 1802 roku Napoleon uczestniczył w uroczystościach zorganizowanych przez Talleyranda z okazji podpisania pokoju w Lunéville, które odbyły się w siedzibie Ministerstwa Spraw Zagranicznych w hotelu Galifet przy ulicy Bac, ciągnącej się na południe od Pont Royal przez Faubourg Saint-Germain i obejmującej długą galerię z przylegającym do niej teatrem. Wśród obecnych gości był między innymi amerykański konsul generalny Victor du Pont. "To była najwspanialsza rzecz tego rodzaju, jaką kiedykolwiek widziałem" – pisał du Pont o tej uroczystości. Według jego relacji Giuseppina Grassini "zauroczyła wszystkich swoim doskonałym głosem. Jest to bardzo przystojna kobieta, która na szyi, głowie, dekolcie i ramionach nosi więcej brylantów, niż do tej pory widziałem u jakiejkolwiek kobiety". Mówiło się, że te błyskotki dostała od Napoleona w Italii, gdy została jego kochanką, chociaż w tamtym czasie brylanty były "bardzo często spotykane, gdyż generałowie i komisarze rządowi nabywali je niezwykle tanio". Napoleon "wydawał się bardzo zadowolony podczas jej występu, tymczasem Madame Bonaparte nie dopisywał humor, gdyż jest bardzo zazdrosna". Józefina także miała na sobie "bardzo duże" brylanty.

Po koncercie na scenę weszli aktorzy teatru Vaudeville, którzy odegrali lekką komedyjkę o zawartym właśnie pokoju z Austrią. Jak zauważył Amerykanin, niemal każdy wers tej sztuki "stanowił pochwałę Bonapartego" i jego "rodziny królewskiej", jak to nieściśle, ale proroczo sformułował du Pont. Po krótkim występie baletowym przystąpiono do walca. "Nigdy nie widziałem takiego pokazu odkrytych ciał" – pisał trzydziestoczteroletni dyplomata o kobietach uczestniczących w tym przyjęciu. "Ramiona miały obnażone aż po same pachy, biusty całkowicie odsłonięte i gołe plecy". Ponadto ich halki były tak krótkie, cienkie i prześwitujące, że "eksponowały wszystkie ich kształty". Napoleon przechadzał się po pokojach w towarzystwie czterech wysokich i przystojnych adiutantów w huzarskich mundurach i czapkach ozdobionych piórami "sięgającymi aż do sufitu". Tymczasem Talleyrand, "kołysząc się na swych kulawych nogach, trzymał się blisko, aby czynić honory gospodarza". Mógł sobie pozwolić na sfinansowanie tak wystawnych uroczystości, gdyż wiedząc o tym, że zgodnie z jedną z klauzul traktatu pokojowego austriackie obligacje rządowe wydane w Belgii będą honorowane po cenie nominalnej, Talleyrand zbił fortunę, wykupując je wcześniej z dyskontem, zanim ogłoszono warunki pokoju. Nawet w epoce, w której wykorzystywanie niejawnych informacji w celu spekulacji było uznawane niemal za coś normalnego i nie budziło takiego potępienia jak dzisiaj, Talleyrand nie miał sobie równych.
Informacja sponsorowana