Jim Carrey w takiej roli, coś niesamowitego! Genialny aktor.
Fakt, najczęściej kojarzy się go z debilowatymi komedyjkami, ale to niesamowity aktor dramatyczny.
Czytałem kiedyś o nim, fajny gość, wielki talent.
Aż szkoda że nie nie miał więcej okazji do grania dramatycznych ról niż tylko tych kilka wybranych z jego filmografii, bo to kolejny świetny aktor komediowy, który w wersji "na powaznie" jest zaskakująco dobry. A tu razem z Kate WInslet stworzyli niesamowity duet. Aż szkoda, że tylko Kate miała tyle szczęścia, że dostała nominację do Oscara za swoją role.
Dramat. Który na dodatek próbował być komedią. SF? Chyba z dupy Kaufmana. Carrey przypomniał sobie Ace Venturę. I ja to obejrzałem w całości na trzeźwo. Dramat.
Jim Carrey gra jak... Kate Winslet. Introwertyczny, nieśmiały, niepewny, skupiony na sobie,
Kate Winslet z kolei jak... Jim Carrey. Ekstrawertyczna, nadpobudliwa, hałaśliwa.
Jim robi jednak korzystniejsze wrażenie.
Ale oboje są zjawiskowi.
Szkoda tylko, że przepłacił tą rolą swoje zdrowie psychiczne. Czytałam niedawno, że źle wspomina czasy kręcenia tego filmu, bo reżyser nie pozwalał mu przejść przez rozstanie z ówczesną narzeczoną (renee), a wręcz kazał ten ból pielęgnować, aby uzyskać lepszy efekt na ekranie. Cóż. Na pewno się opłaciło, bo to chyba najlepszy film w dorobku Carreya, tylko jakim kosztem. Wiele lat zmagał się potem z depresją. Nie twierdzę, że ta rola była powodem jego wieloletniej depresji, ale na pewno nie miała dobrego wpływu na jego samopoczucie, skoro sam o tym po 20 latach wspomina