Film mi się mega podobał, ale kilka spraw mnie uwierało, trochę sobie wszystko uporządkowałam (na pewno jeszcze za jakiś czas raz go obejrzę) i jakoś wyjątkowo wzięła mnie ochota na dyskusje o nim. Najczęściej mam swoją opinię po seansie, którą trudno zmienić, ale tym razem potrzebowałam pomocy w uporządkowaniu sobie wszystkiego – film oglądałam w takim szoku, że nie wiedziałam co myśleć. Postanowiłam zebrać do kupy różne argumenty, które na dniach w dyskusjach niżej otrzymałam i czekam na kolejne opinie :)
Dlaczego z nią został? Przecież była niebezpieczną morderczynią, psychopatką, prawie przez nią zginął i tak dalej. 1) Nie dały by mu żyć media, zniszczyłyby go itd. (czego nie kupuję) 2) Chciał zostać tylko do ciąży, a potem odejść z dzieckiem (myślę, że albo by uciekł od razu albo już został, nie wydaje mi się żeby miał taki plan, skoro teraz nie dał rady odejść to i potem by nie dał) 3) bał się jej - wiedział do czego jest zdolna, a i tak miał zamiar najpierw odejść jak najdalej i najlepiej od razu 4) i to wersja, która do mnie przemawia, po prostu zostali razem, bo byli już razem w tym całym bagnie, działało to jak toksyczny związek, nie dało się od tego uciec, zdał sobie z tego sprawę, że są już połączeni i koniec. Nienawidził, gardził, ale było już za późno, a dziecko stało się kolejnym scalających ich elementem.
Kamery - co zrobiła z monitoringiem? Usunęła? Usunęła część? ktoś słusznie przypomniał, że kamery w większości (jak nie wszystkie) obserwowały to co jest na zewnątrz, więc nie miała zbyt wielkiego problemu. Mogła trochę pokasować, jeśli było coś niepożądanego przez nią co się nagrało - zwaliliby na niego, że on kasował dowody. Zostaje tylko wejście do domu. Powiedziała, że została porwana, więc powinna była wchodzić do domu tego dnia, a nie dobrych kilka dni później, chociaż jak było widać wymyśliła coś głupiego z pałką i wszyscy to łyknęli, więc może w tej kwestii tez się zwyczajnie nie przygotowała i wymyśliłaby na poczekaniu, że wcześniej była więziona w innym miejscu i przywiózł ją po czasie czy coś takiego - ktoś ma inny pomysł? Albo akurat te filmy usunęła (z dnia zaginięcia i gdy wchodzi do domu), raz była scena jak gmera przy monitoringu
Czemu nikt nie zajął się sprawą Amy? Nick powiedzmy, że wiadomo i to samo jego siostra. Adwokat tez wiedział, pamiętam jednak scenę jak się śmieje, chyba już sam nie wiedział co myśleć, niby zdawał sobie sprawę z tego, że Amy upozorowała porwanie, ale to wszystko go przerosło? Nie dowierzał? Nie chciał wnikać?To było tak chore i absurdalne, że już się tylko śmiał, ale co z panią detektyw, która była mega podejrzliwa? Sprawa zamknięta - okej, ale tak po prostu dała za wygraną? Chyba widzieliście jak wnikliwa i upierdliwa była - sprawdzała obsesyjnie wszystko. Tak po prostu odpuściła? Co myślicie? Dostałam odpowiedzi, że albo miała związane ręce i po prostu nie mogła nic zrobić albo, że tak krzywo patrzono na nią za jakiekolwiek nagabywanie Amy, że zapomniała o tym? Kilka pogardliwych spojrzeń w jej stronę, było jej głupio, pomyślała, że może rzeczywiście przesadza, bo przecież to absurdalne i odpuściła?
Jeszcze a propos sceny gdzie Nick decyduje się zostać, a dokładnie w kuchni z siostrą. Juz wiem czemu tak mnie to bolało - Affleck tu po prostu średnio zagrał. Scena ta była żenująca, już nie absurdalna i tak dalej tylko żenująca. Coś o wydźwięku "Oh nie moja żona to psychopatka i może mnie zabić, ale muszę z nią zostać by ratować dziecko!” I płaczą oboje w kuchni. To było da mnie strasznie kiepskie, jak jakaś słaba melodrama, mogli odpuścić sobie tę scenę i pozostawić na tym jak przyciska Amy do ściany i ona mu mówi to co mówi, a potem przed kamerą to wiadomo...
Mialem bardzo podobne odczucia. Chyba największym absurdem jest fakt, ze z nia został - na codzień z psychopatą. Zupa za slona... budzisz sie bez glowy.
Ja dodalbym jeszcze 2 elementy:
1. dlaczego ukrywal przed policja jej wskazowki? przeciez jeszcze nie wiedzial ze go wrabia, wiec powinno mu zalezec na odnalezieniu zony.
2. szukalo jej 2 superagentow a wystarczylo sprawdzic kto i skąd dzwonil w sprawie podejrzanych osob przy szopie.
Jeśli chodzi o drugie jej telefon był meega krótki - kilka sekund. Wydaje mi się, że nie zdążyliby namierzyć.
Nie ma czegoś takiego jak "zdążyli namierzyć", to filmowy mit. CallerID jest wysyłane w SS7 we wstępnej sygnalizacji razem z wybieraniem docelowego numeru.
Jeśli chodzi o pierwsze to może dlatego ukrywał, że nie chciał, żeby na jaw wyszedł jego romans? Bo czerwone majtki w jego biurze przy wcześniejszej wskazówce należały przecież do kochanki, a z tego, co mówił to w tej chatce też się okazyjnie spotykał z tą swoją uczennicą.
Oh man, przecież 1. Nick sam stwierdza, że w pewien sposób ulżyło mu, że żona zaginęła. Planował się z nią rozwieść tak czy siak, nawet rodziców nie powiadomił, że ich córka zaginęła.
"Chyba największym absurdem jest fakt, ze z nia został - na codzień z psychopatą. Zupa za slona... budzisz sie bez glowy."
No akurat nie mogła mu nic zrobić tak jak on nie mógł odejść, bo wtedy ona wyszła by przed mediami na tę złą.
Po prostu po jakimś czasie popełni "samobójstwo"... tylko jeszcze tego nie przewidział, a Amy już wymyśli odpowiedni powód w który wszyscy uwierzą i dalej to ona będzie tą biedną poszkodowaną, którą wszyscy kochają i która była porwana.
Cała okoliczna policja i różni wolontariusze szukają Amy, ale ta sobie cała zakrwawiona podjeżdża jakby nigdy nic do męża żeby mu wpaść w ramiona i to szmat drogi.
Zróbcie eksperyment: obryzgani krwią wyjedźcie na miasto i zobaczycie jak szybko was zgarną, a nie mówiąc już, że w USA natychmiast jakiś podejrzliwy kierowca zawiadomiłby odpowiednie służby.
A co Amy zrobiła ze swoim samochodem, którym uciekała? Można było bez trudu znaleźć jego poprzedniego właściciela, któryby przyznał, że sprzedał go właśnie jej.
A ten koleś chyba mieszkał jakoś blisko? Coś tam mówili, że się niedaleko przeprowadził, więc chyba aż tyle nie jechała, chociaż wiadomo dziwne to i tak. Ale nikt nie szukał żadnego auta, bo nie wiedzieli,że uciekła tylko myśleli, że nie żyje :) A czemu jak wróciła nie zrobili śledztwa to inny temat pisałam wyżej.
Ani policja ani znajomi Tannera Bolta (ci dwaj agenci pracujący dla niego) nie interesowali się kolesiem mimo jego wcześniejszych związków z Amy? Nikt nie obserwował tego co się z nim działo, miejsca gdzie mieszkał, a przecież Amy mieszkając w jego domu była widoczna dla sprzętu posiadanego obecnie przez profesjonalne służby. Nikt nie wiedział, że do kolesia pojechał Nick, aby pogadać?
Także to mnie zastanowiło, że Nicka odwiedza kochanka w domu siostry i też oczywiście nikt z policji tego nie odkrywa, mimo że od początku jest podejrzewany o zabójstwo. A Nick wcześniej dostał smsa od kochanki i co, nikt nie miał dostępu do tych danych, kiedy wiadomo, że komórka podejrzanego powinna być pod obserwacją... A jeśli nawet policja była tak tępa, to gdzie byli paparazzi, kiedy media żyły tą sprawą? Nikt nie zauważył kochanki, która oczywiście, była tak bezmyślna, by w takiej chwili składać wizytę...
Dobra, przestanę myśleć już o tym filmie, bo coraz więcej zastrzeżeń mi przychodzi na myśl.
Ja też im dłużej o nim myślę tym bardziej się zastanawiam czy w ogóle zasługuje na moje 7.
Fakt paparazzi śledzili Nicka i nie zorientowali się, że śpi u siostry? A jeśli wiedzieli to nie ma opcji żeby nie zauważyli wchodzącej tudzież wychodzącej rankiem kochanki. Nie chce mi się nawet nad tym dłużej zastanawiać, bo dzieło to żadne nie było. Z tęsknotą spoglądam na dawniejsze filmy tego reżysera, np. genialny "Siedem".
Podobny "eksperyment" już miał miejsce. W Polsce da się przebiec miasto będąc zakrwawionym i do tego nagim. :P http://www.e-bogatynia.pl/artykuly/5099
A żaden lekarz nie był w stanie odróżnić obrażeń jakie zadała sobie sama od tych, jakie by miała faktycznie, gdyby była więziona przez wiele dni. Choćby ślady na nadgarstkach - na pewno uszkodzenia po wielu dniach wiązania są inne niż takie jak miała.
Tak kontynuując dyskusję z innego wątku też powoli dochodzę do wniosku, że pewne sceny były mało przekonywujące bo były po prostu słabo zagrane.
Nieprzekonywujące zgodzę się, indywidualna interpretacja. Słabo zagrane? Przy kilkudziesięciu dublach jednej sceny, bo taką metodę pracy stosuje Fincher, nie ma mowy o źle zagranej scenie. Taka nie ma prawa znaleźć się w finalnej wersji filmu. Któraś mogła cię nie przekonać, bo pewnie masz inne postrzeganie niektórych spraw od reżysera, ale trzeba rozgraniczyć te dwa pojęcia. Pozdrawiam!
Nie widzisz nic śmiesznego w scenie o wydźwięku "Moja żona, może zabić mnie w każdej chwili, prawie już to zrobiła, zabiła swojego byłego i jest psychopatką, ale muszę być macho i zostać - tu chodzi o dobro dziecka!" i obok płacząca siostra - przerysowana melodrama. Co sądzisz o tej scenie? :) Zakończenie mi się podobało, że z nią zostaje, przez 2 dni przetrawiłam to i nie mam żadnych uwag, rozumiem to, że został oprócz tej właśnie sceny, którą mogli sobie darować moim zdaniem. Wystarczyłoby jak Amy przyciska go do ściany, mówi co mówi, a potem chwila grozy podczas wywiady - co powie Nick?? I mówi, że z nią zostanie - wszystko jasne, koniec.
Rzecz jasna, to kwestia interpretacji, ale gdybym znalazł się na miejscu Nicka, to pomyślałbym tak: "F^^k, co ja mam zrobić? Odejdę od niej, rozpęta się medialne piekło, a co gorsze, ta pieprzona wariatka może mnie odnaleźć i zabić, nawet nie mam dokąd uciec, każde miejsce wydaje się być zbyt blisko niej. Zostać i grać swoją rolę? Spróbować jej zaufać? Spróbować jej .... PRZEBACZYĆ?" Czy ty wyczuwasz ten wewnętrzny konflikt bohatera, konflikt, który jest siłą napędową wszystkich dobrych filmów. Nick to postać czysto tragiczna. Płacząca Margo? Łzy bezradności, zresztą pewnie zauważyłaś, że Nick bardziej przejmował się jej losem niż Amy. Niby siostra bliźniaczka, ale to też coś w stylu tej "fajnej laski", którą nie chciała być Amy. Obydwie za sobą nie przepadały, a weź tu jeszcze użeraj się z wariatką następne kilka lat i patrz, jak twój brat bliźniak bawi się z nią w dom. Sam bym się popłakał :(.
Kochany, ja rozumiem jego wybór. Chodzi mi o samą scenę w kuchni, która była tak dramatyczna i śmieszna i waliła tanią melodramą :) widzę, że dla ciebie była spoko, to widocznie dla mnie tylko tak wyglądała - jak z mega kiczowatego romansidła. Ale jego dramat i tę sytuację jak najbardziej rozumiem.
Widzisz wcale nie jest wykluczone, że Fincher pomyślał o widzach w typie Agi z filmwebu, którzy właśnie tak zinterpretują tą scene, bo w gruncie rzeczy to już tylko jej gorzkie żale, braciszek wpakował się w bagno a ja nie mogę nic zrobić. Why not :)
Widzę, że jestes zafascynowany tym filmem :) Twoje prawo, ale czy dla Ciebie to normalne, że facet o wyglądzie i posturze Bena Afflecka zostaje z kobietą ZE STRACHU o siebie, o to, że go odnajdzie i zabije???:) (taki motym "kobieta mnie bije" był w Seksmisji, ale to komedia przecież ;)) Tym bardziej, ze jej już dawno nie kocha i planował od niej odejść. Nie wierzę. No way.
Ja powiem tylko tak. Brałem już udział w tego rodzaju dyskusjach spod znaku "niedorzeczności i niedociągnięcia". To śliski grunt, ile ludzi tyle opinii, a im film lepszy, tym większy tuman kurzu wobec niego jest wzbijany. Dlatego zachęcam i apeluję - nie popadajmy w absurd i komizm, bo naprawdę o to nietrudno. A żeby nie być gołosłownym, to:
1. Dlaczego rodzice Amy nie dostrzegli w niej potencjalnej psychopatki? Kto zna nas lepiej niż rodzice?
2. Dlaczego Nick ożenił się z Amy, przecież to przystojny mężczyzna, na pewno mógł przebierać i znalazłby kogoś normalnego.
3. Dlaczego Nick nie wszedł do domu Dasyego podczas wizyty u niego, nie mógł sprawdzić, czy ten nie ukrywa jego żony, chociaż istniały ku temu przesłanki.
4. Dlaczego Nick udzielił tej popieprzonej reporterce wywiadu, chociaż ta stwierdziła, że żyje w związku kazirodczym z siostrą?
ITP, ITD.
Wiecie dlaczego? Bo wtedy nie byłoby tego filmu, nie powstała by platforma do przedstawienia relacji kobieta - mężczyzna. Nie patrzcie na film w kategoriach czarno białe - logiczne, nie logiczne. Na świecie jest 7 miliardów ludzi, gdyby każdy zobaczył ten film, każdy zinterpretowałby go inaczej. Nie odzierajcie kina jego magii! Pozdrawiam i zaznaczam, że obserwuję dyskusję na bieżąco :)!
1. Rodzice prawie zawsze gloryfikują swoje pociechy. Ignorują wady i skupiają się na ich zaletach, dlatego rzadko który rodzic potrafiłby donieść na własne dziecko. Nie mówiąc już o tym, że w porę dostrzeże w nim socjopatę. Można powiedzieć, że rodzice Amy byli wobec niej bardzo surowi. Zwłaszcza apodyktyczna matka, która od dziecka widziała w niej krystaliczną, godną naśladowania dziewczynkę. Nie chciała zaakceptować faktu, że jej cudowne dziecko nie potrafi sprostać jej oczekiwaniom, dlatego wykreśliła wszystkie "niedociągnięcia", tworząc jej alter ego - Perfekcyjną Amy. Co zresztą dokładnie opisała w znanej przez wszystkich książeczce. Oczywiście to jedynie moje domysły, jednak od samego początku matka Amy wydała mi się niezwykle oschłą, wyniosłą kobietą, której z trudem przychodzi okazywanie jakichkolwiek uczuć. Całkiem prawdopodobne, że właśnie tym zachowaniem, nieświadomie przyczyniła się do skrzywienia psychiki własnego dziecka, albowiem Amy zawsze sarkastycznie podkreślała, iż PERFEKCYJNA AMY JEST ZAWSZE O KROK PRZED NIĄ.
2. Nick zakochał się w Amy, bo wydała mu się inteligentna, piękna i intrygująca. Bądźmy szczerzy, nie każda kobieta jest w stanie udzielić błyskotliwej odpowiedzi na pytanie, nie mówiąc już o naprędce wymyślonej, sensownej ripoście. No i wydawała się taka normalna - brak oznak zmanierowania, oczytana, zdystansowana, ironiczna i bezpruderyjna (seks w bibliotece). Większość facetów straciłoby dla niej głowę :-P
3. Nick nie mógł bezpodstawnie wtargnąć do cudzego domu... I tak miał sporo na głowie, więc przypuszczam, że nie chciał ściągać na siebie nowych problemów. Desi Collins rozmowny nie był i nawet nie zaprosił go do środka, a wtargnięcie oznaczałoby jedno - telefon na policję. A Nick znowu wyszedłby na wariata. Jadąc do byłego swojej żony, oczekiwał szczerej rozmowy (podobnej do tej z gościem w pubie), która pomogłaby mu nieco rozjaśnić zaistniałą sytuację, ale Collins nie wydawał się w żaden sposób zainteresowany, dlatego Nick go sobie po prostu odpuścił... :-P
4. Udzielił wywiadu, bo chciał wszystko sprostować. Mówiąc szczerze, wcale mu się nie dziwię, że miał po dziurki w nosie bycia opluwanym i zdecydował się jej (pewnie dla świętego spokoju) tego wywiadu udzielić. Chociaż mógł jej trochę na wizji wygarnąć, bo babsko momentami naprawdę przesadzało. Reasumując: facet był w kompletnej rozsypce... Zaszczuty przez sąsiadów i media, skazany na ciągły "teatrzyk" z ciężarną, chorą psychicznie żoną, której nie mógł porzucić ze względu na opinię publiczną. Cóż, za wesoło to on nie miał :-P
Zaznaczam, że to jedynie mój punkt widzenia i nie wszyscy muszą się ze mną zgadzać. Ba, z chęcią poznam opinię innych :-)
Pozdrawiam.
Słowo klucz - interpretacja. Ta twoja, muszę przyznać, całkiem zgrabna i sensowna. :)
Babsko przesadzało? Po wielu latach bycia razem okazała się totalną psychopatką, która chciała go uśmierdzić. Upokorzyła go, zniszczyła mu życie, a na koniec zapodała totalnie chorą wizję ich związku jako doskonale pasujących do siebie ludzi. Szantaż "na dziecko" był chyba aluzją do problemów małżeńskich i ludzi, którzy zostają ze sobą tylko i wyłącznie ze względu na nowe życie, które zapoczątkowali razem. Tylko tu kluczowe jest słowo "razem" - gdyby on ją zgwałcił i powiedział "teraz musisz być ze mną, bo będziemy mieć dziecko" to raczej kobieta przy zdrowych zmysłach szukała by ucieczki. A on potulnie zgadza się na to, mimo traumatycznych zdarzeń, które mu zafundowała. On to dziecko znienawidziłby równie mocno jak żonę. Poza tym, gdzie ona trzymała tą fiolkę z nasieniem? W lodówce?
Odpowiadając na twoje pytanie odnośnie fiolki... Mając jego nasienie, mogła bez problemu zafundować sobie sztuczne zapłodnienie (jeszcze przed ich rozmową o dziecku). Powiadomiła go dopiero po swoim powrocie, celowo stawiając przed czynem dokonanym. Chciała go w ten sposób zmusić do poddania i zaniechania myśli o odejściu. W przeciwnym razie, cała ta akcja z ciążą, byłaby grubymi nićmi szyta. Tak mi się wydaje, ale mogę się mylić :-) A może to zwykłe niedopatrzenie?
A może nie była wcale w ciąży tylko go po raz kolejny zresztą oszukiwała. I tak mozemy sobie gdybać w nieskończoność :) Ten film na forum staje się wręcz folozoficzny.
Wiadomo. Można sobie gdybać w nieskończoność, jednak od tego jest przecież forum. Ktoś zakłada temat, a ludzie wchodzą i wymieniają się swoimi opiniami, domysłami itp. IMO, zdecydowanie lepiej sobie trochę "pofilozofować", niż obrzucać się wyzwyskami. Jak to ma czasem miejsce na forach innych filmów bądź seriali :-))
Moim zdaniem akcja z fiolką jest grubymi nićmi szyta - ona przed powrotem nie była w ciąży, planowała przecież popełnić samobójstwo, żeby doprowadzić do końca sprawę wrabiania męża. Ostatnia scena dzieje się 5 tygodni później, co sugeruje, że w tym czasie zaszła w ciąże - w dodatku wyraźnie mówi mężowi "widziałeś tylko potwierdzenie zniszczenia próbki", co sugeruje, że właśnie tej próbki użyła. I to jest niemożliwe :P
Żona raczej sugeruje, że zdobyła świeżą spermę. Pamiętasz jak zdobyła mocz, tak samo mogła postąpić z mężem, bo jak wiadomo ta część ciała może swobodnie działać bez świadomości posiadacza np. w czasie snu. Tak to zrozumiałem.
Ten film jest dość specyficzną satyrą na małżeństwo.
Pisałam o reporterce, która praktycznie przez cały czas drwiła z niego na wizji, zarzucając mu morderstwo żony i sypianie z własną siostrą. Babsko konkretnie przesadzało, więc kiedy w końcu zgodził się udzielić jej wywiadu (zaraz po powrocie żony), mógł jej nieco na antenie wygarnąć. Ja bym tak zrobiła, bo nie można publicznie zachęcać do nagonki kogoś, kto z racji braku udowodnienia winy, jest w świetle prawa po prostu niewinny. Absurdalna sytuacja, z którą (o ironio) mamy do czynienia bardzo często.
Jeśli zaś chodzi o jego żonę... Masz absolutną rację. Mnie również zaskoczyła jego bierna postawa, bo który facet zgodziłby się na coś takiego? Ich relacja to istna tykająca bomba, mogąca w każdej chwili wybuchnąć. Może zgodził się na ten chory układ z czystej bezsilności... Wiedział, że nie wygra, a ilekroć będzie próbował odejść - ona nie zawaha się go zniszczyć. A może było w tym coś więcej? Trudno stwierdzić, jednakże czasem zdarzają się toksyczne związki, a osoby w nie uwikłane są ze sobą mimo powolnej, nieuchonnej autodestrukcji. Tkwią w patowej sytuacji, bo wydaje im się, że nic z tym nie można zrobić, a jednocześnie, że już dłużej tak być nie może. Dorzuć do tego miłość (nawet wygasającą), zobowiązania (np. dziecko), wspólne grzeszki, interesy i sekrety, a otrzymasz istny koktajl mołotowa. Ktoś napisał na forum, że najnowsze dzieło Finchera, jest niczym innym jak satyrą małżeństwa, jednocześnie będąc jego ukoronowaniem, gloryfikacją. Coś w stylu: dobra, siedzimy w tym bagnie po uszy. RAZEM. Dlatego musimy się uśmiechać, założyć maski i odgrywać swoje role, bo przecież trzeba przez to przejść WSPÓLNIE. Bez możliwości odwrotu. Fincher brutalnie obnaża małżeńskie relacje, nadając im wydźwięk czysto tragiczny, albowiem złożenie oficjalnej przysięgi, będącej zazwyczaj dopełnieniem wielkiej miłości, może z czasem przerodzić się w nasze przekleństwo. Biletem w jedną stronę.
Śmiem twierdzić, że to naprawdę trafne spostrzeżenie.
Nie mogę spać, więc się jeszcze wypowiem. Im dłużnej nad tym myślę, to dochodzę do wniosku, że bohater został z nią, bo bał się nie jej, ale zwłaszcza zainteresowania mediów, negatywnego zainteresowania mediów. Bo są one, w porównaniu do innych krajów bardzo drapieżne (dorównują im tylko te z wysp), piłują temat do kości, wsuwają absurdalne argumenty, są bezkarne, bo mają na to poprawkę w konstytucji, czyli wolność słowa. Nie przypadkiem film kończy się sceną budowania medialnego wizerunku, bo on jest najważniejszy, nawet ważniejszy od prawdziwego życia prywatnego. Przypomnij sobie skrajny przypadek Romana Polańskiego, gdy sąd zadeklarował, że nie będzie siedział za to co zrobił, jeśli po przybyciu do USA, w sądzie będzie transmitowana na żywo rozprawa. Ta rozprawa by ułatwiła mu życie, nawet gdyby go deportowano, to mógłby się swobodnie przemieszczać po całym świecie, on jedna czuł taką niechęć do amerykańskich mediów, zwłaszcza po tym co robił po śmierci jego żony, że kategorycznie odmówił. To o czymś świadczy.
Masz dużo racji pisząc o aspekcie medialnej nagonki w tym filmie. Jeśli potraktujemy ten film jako satyrę, wszystko się zgadza. Jeśli jednak analizować by "Gone Girl" pod kątem realistycznym to zakończenie jest kretyńskie. BTW, żona nie mogła być w ciąży już przed powrotem do domu, ponieważ na początku planowała samobójstwo mające na celu ostateczne pogrążenie męża. Gdyby była w ciąży, nie chciałaby się raczej zabić. A co do samego nasienia - definitywni chodziło o fiolkę, ona nawet mówi do niego "widziałeś tylko potwierdzenie zniszczenia próbki". Dlatego to się kupy ne trzyma.
Ona tak mówi, ale jaka jest prawda, ona jest mistrzynią manipulowania ludźmi. Może być jak mówi, czyli z próbki, mogła zdobyć świeżą od męża, może nie być wcale w ciąży, może być dziecko zamordowanego przez nią chłopaka, lub jak teraz się zastanawiam, dziecko może istnieć od chwili powiedzenia o tym na wizji, czyli jest to zapłodnienie medialne. I od tej chwili muszą razem w to brnąć. I dziecko będzie spreparowane później.
Dodam, że ten film strasznie mi się kojarzył z "Wojną państwa Rose". Na początku idylla a na końcu piekło.
Na końcu filmu nasza bohaterka mówi jedno wg mnie mądre zdanie "my się kochamy tylko nie potrafimy być razem". I jeżeli ten film byłby reklamowany jako dramat małżeński tudzież satyra na małżeństwo jak ktoś wyżej stwierdził to ok. Ale on funkcjonuje jako thriller.
Reklama to reklama, to jak dany film funkcjonuje to tylko sposób na jego sprzedanie. Do tego film jest thrillerem, ale też jest w wielu miejscach filmem bardzo krytyczny, na kwestie mediów, małżeństwa, ale też kryzysu gospodarczego. W USA najbardziej rozpisują się właśnie o tych kwestiach.
Sorry, ale w tym filmie dla mnie żadnej magii nie było. Czyli każdy film mamy ocenić wysoko i bezkrytycznie bo by nie było magii? :) Naprawdę thriller to wbrew powszechnej opinii bardzo trudny gatunek. Jest bardzo mała granica pomiędzy realnością, budowaniem napięcia a absurdem i śmiesznością, gdy thriller staje się zwoją własną parodią. Zdarzenia w filmie muszą być prawdopodobne żeby był dobry, a im mniej prawdopodobne są te wszystkie sytuacje tym bardziej staje się bajeczką dla dzieci. Do połowy film ten mnie wciągał bardzo, ciekawił. A potem już absurd gonił absurd. Matka madzi też ma psychopatyczną naturę, a jakoś nie udało jej się wszystkich wywieść w pole.
Matka Madzi jest głupia jak but na lewej nodze, tak długo wodziła wszystkich za nos bo niestety nasz system sądownictwa jest absurdalnie niewydolny, ale to temat na inną dyskusję i raczej nie an ten portal. Z tą magią to raczej chodziło o to, żeby wszystkich sytuacji w filmie nie interpretować w kategoriach czarne - białe. Krytykować trzeba i wyszukiwanie nonsensów to zacna umiejętność i świadczy o inteligencji widza, sam mógłbym się kilku dopatrzyć, ale uważam, że nie o to chodzi w kinie. Totalnych absurdów się nie kręci :)
Czyli Kac Wawa też miało sens i absurdem nie było? Ok, nie ma sensu ta dyskusja niestety.
Faktycznie nie ma sensu, bo jeżeli sypiesz takimi dziełami jak "Kac Wawa" to ubliżasz inteligencji ludzi biorących udział w tej dyskusji. Sens można znaleźć we wszystkim, zależy jak szerokie ma się horyzonty postrzegania.
To sam sobie przeczysz. Skoro piszesz "Totalnych absurdów się nie kręci :)" to ja podałam przykład, że się kręci. Odbieramy na zupełnie innych falach.
sprawdź sobie w słowniku definicję słowa absurd, zamiast klepać bzdury siląc się na jakieś pseudomerytoryczne argumenty
Rodzice Amy to chyba sami byli psychopatami, skoro ze swojej córki zrobili materiał na książkę, na której zapewne zarobili sporo kasy, skoro była ona tak znana w całym kraju.
A co z tą parą, która okradła Amy? Tacy cwani, a nie rozpoznali w niej pokazywanej na okrągło w mediach i poszukiwanej dziewczyny....